poniedziałek, 15 listopada 2010

"Mnie by się nie chciało"

Czy zdarzyło się Wam wejść do sklepu i zostać oblężonym przez przeurocze panie, które ze sztucznym uśmiechem pytają "W czym mogę pomóc?" ?? Czy było to wyjątkowo drażniące uczucie? My z Kacprem zawsze się z tego śmiejemy, z odrobiną irytacji, bo faktycznie nie można już nigdzie wejść i porozglądać się w spokoju. Ale ostatnio zmieniłam zdanie na ten temat, naszła mnie taka refleksja, że my, Polacy jesteśmy narodem skwaszonym.

Nikt nie chce być obsługiwany przez skwaszoną ekspedientkę, urzędników, przygnębionego fryzjera, konsultantkę, etc. Oni są na okrągło skwaszeni, a gdy kończą swoją pracę i wracając do domu robią zakupy, to narzekają, że wszyscy wokół są skwaszeni (bo trafili na inną skwaszoną sprzedawczynię) i koło się zamyka.

Ilu z Was robi wykonuje codziennie mnóstwo czynności, których nie lubi? Wogóle nie warto pytać, bo zapewne każdy. Nie chce nam się iść do pracy, prasować, gotować, karmić dzieci, sprzątać, wyprowadzać psa, iść na urodziny kolegi, gdzie nie wypada się nie pokazać, chociaż marzymy by pier....nąć (inaczej glebnąć) się na kanapie i mieć wszystko w głębokim poważaniu...

A jednak to wszystko robimy. Zastanawiające. Kiedy już przyjdziemy w gości, głęboko chowamy całą niechęć, marzenia o kanapie, nastawiamy się na zabawę. Bo gdy to niemożliwe, lepiej nie przychodzić wcale! Dlatego zawsze żałuję, gdy w moim pobliżu czają się "wampiry" energetyczne. Być może istnieje lepsza definicja tego określenia, ale ja tłumaczę to tak: to osoba, która zmusza się do robienia czegoś na co nie ma ochoty, cały czas głośno o tym mówiąc, psując tym samym wszystkim dookoła radość, wysysając pozytywne emocje i energię. Starajcie się nigdy nie zbaczać na taką ścieżkę! Gdy przychodzi zaproszenie - lepiej je odrzućcie, jeśli macie zły nastrój. Nie ma nic gorszego dla mnie niż ktoś kto snuje się po mojej kuchni i  marudzi "Boże, chciało ci się robić tyle jedzenia?! Mi by się nie chciało!" .....

Kurcze, czy to jest dziwne, że mi się chciało? Niemal każdego dnia słyszę takie pytania z rożnych stron. Kiedy mówię, gdzie byłam na spacerze z dziećmi lub że jeżdżę z Melą na basen albo, że czytm książki o rozwoju psychicznym dzieci, że chcę chodzić na warsztaty dla rodziców, że chcemy z Kacprem zrobić to, tamto, siamto. Boże, chce wam się? W życiu by mi się nie chciało!

Skąd taka straszna postawa? Czemu takie przygnębienie wokół? Jeśli by mi się nie chciało robić tych wszystkich rzeczy, które robię, to po co wogóle mieć rodzinę, dzieci, psa, samochód, mieszkanie i wszystkie "dobra"? Przecież każdą z tych rzeczy trzeba na swój sposób pielęgnować: samochód myć i robić przeglądy, psa czesać i wyprowadzać, a kontakty z rodziną i przyjaciółmi podtrzymywać. Jeśli ktoś tego wszystkiego nie chce mieć, to ja będę bardzo szanować taką postawę. Znam takich ludzi, którzy są samotnikami z wyboru, podróżują sobie po świecie, co tylko ich jeszcze bardziej utrzymało w przekonaniu, że planeta jest przeludniona i tym bardziej nie chcą mieć rodzin i dzieci. Ale jeśli już się decydujemy na życie w społeczeństwie, to na Boga: niech Wam się chce!

Tak, tak, ty siedzisz z dziećmi w domu, nie stykasz się z głupimi klientami, nie wiesz co to jest wypalenie zawodowe... Ale zaraz potem słyszę: "Chce ci się tak siedzieć w domu z dziećmi? Ja uciekłam do pracy, której nienawidzę, ale nie mogłam już z synkiem wytrzymać w domu! Każdy dzień taki sam!". Ludzie!!! No to się zdecydujcie! Zazdrościcie, że siedzę w domu, ale sami tego nie znosicie?

Może to po prostu kwestia postawy? Powołania? Może lekarzom też się nie chce zaglądać w śmierdzące gęby, otwierać jamę brzuszną, która też podobno śmierdzi jak cholera, zaglądać ludziom w tyłki, cipki, uszy, nie wiadomo gdzie jeszcze (chociaż najgorsze już wymieniłam), a jednak to robią, jeszcze do tego są źle opłacani. Ale może chcą pomóc. Może nauczyciele też chcą nauczyć, a pracownicy socjalni i kuratorzy sądowi chcą wyciągać patologiczne rodziny na prostą. Każda praca jest niewdzięczna na swój sposób, a jak ci to nie pasuje, to na jaką cholerę się tam pchałeś? Bo nie było wyjścia. Przez 30 lat nie było wyjścia? Nie rozumiem, jak można przez 30 lat wykonywać pracę, której się nienawidzi i nawet nie spróbować czegoś w tym zmienić. A jeśli się nie dało zmienić w pracy, to zmienić czegoś poza pracą. Np. zapisać się do klubu szachowego, zacząć chodzić z kijkami nordic walking albo krzyżować pszczoły i hodować je w ulach na miód (bo mam takiego znajomego). A ja na przykład, by uciec od cudownej rutyny, gotuję i piszę o tym na blogu. Boże, chce ci się? Nie, zmuszam się dla picu, a tego k...wa tak nienawidzę, że hej! Oczywiście, że żartuję, ale po prostu mnie dziwi, gdy ktoś pyta, czy chciało mi się zrobić kilkanaście potraw na imieniny męża albo, że piszę bloga, bo dla mnie to jest oczywiste, że gdyby mi się nie chciało to po prostu bym tego nie zrobiła!!! Czy to nie jasne? Nie mogę spytać nikogo, czy mu się chce iść do pracy, bo to głupie, więc czemu ktoś mnie pyta czy mi się chce siedzieć z dziećmi w domu, skoro to oczywiste, że jak się je ma i są malutkie i się nie ma pracy po super ciekawych, ale beznadziejnie niszowych studiach - to się siedzi w domu z dziećmi! I się z nimi chodzi na spacery, szuka fajnych placów zabaw, a nawet się chodzi na basen! I wiecie co? Czasem nie chce mi się jak jasna cholera, ale idę i się uśmiecham, bo je kocham! Bo chce mi się poświęcać dla innych.


Rosół
Są takie potrawy, których się nikomu nie chce robić, a szkoda, bo są wyjątkowe i niepowtarzalne. Takim daniem jest ... ROSÓŁ! Prawdziwy rosół na mięsie, nie jakieś kostki rosołowe. Pojawia się w większości przepisów, do wielu, wielu potraw dodaje się rosół i oczywiście powinien być podstawą niemal wszystkich zup. Niestety nawet ja, mimo że uwielbiam gotować, zdecydowanie zbyt rzadko decyduję się go ugotować, często ratując się bulionem w proszku, co Magda Gessler w ostatnich "Kuchennych Rewolucjach" nazwała "niedopuszczalną praktyką" heh...

Rosół jest jak lekarstwo, a jego przyrządzanie to prawdziwy rytuał, który zalecam jako jedna z pierwszych czynności przy rozpoczęciu korzystania np. z nowej kuchni po przeprowadzce, tak "na szczęście" :)))

Przepisów rosołowych jest wiele, po wielu próbach mam swój ulubiony "skład rosołowy", a sekretnym składnikiem są goździki, wbijane w opalaną cebulkę (z Agnieszki Kręglickiej).

Używam mięsa wołowego, najchętniej pręgi, bo antrykot z kością lub szponder są dla mnie jakieś zbyt tłuste.
Oczywiście włoszczyzna, liście laurowe, ziele angielskie, czarny pieprz, sól, ząbek czosnku w łupinie oraz właśnie goździki. Rosół nie jest pracochłonną potrawą, po prostu długo się gotuje, no i trzeba go odszumować. Ale jak się ma wolne popoludnie, to można go nastawić i będzie się wolniutko gotował "sam".
Mój gotuję kilka godzin, a gdy skończę jest pięknie brązowy, a dzięki goździkom cudownie rozgrzewający. Smacznego!






7 komentarzy:

  1. hehehe, normalnie jakbym czytała o sobie. Mnie też denerwują pytania: "A chciało ci/wam się?"
    Czasami ludzie myślą, że jak ma się małe dziecko to człowiek-rodzic staje się społecznie upośledzony i skazany jest na siedzenie w domu itp. Moim zdaniem nic bardziej mylnego. Owszem czasami mi się coś nie chce a robię, np. stertę prasowania. Ale jeśli ugotowałam super obiad, zrobiłam ciasto, poszłam na 2 godzinny spacer, gdzieś pojechaliśmy z mężem - to nie z musu przecież, tylko właśnie dlatego, że mi się chciało do cholery. A pytania tego typu padają chyba dlatego, że ludzie właśnie się dziwią że przy dziecku jeszcze coś się chce, albo nie mają o co zagadać albo w końcu dlatego, że oni sami ograniczają swoje życie do pracy, zakupów i telewizji przez resztę dnia.
    oj rozpisałam się ;)

    OdpowiedzUsuń
  2. Ale się opisałaś... chciało Ci się?! :)))

    OdpowiedzUsuń
  3. wampirom energetycznym mowimy wielkie i stanowcze NIEEEE:))) tez mi sie nie chce takich komentarzy sluchac... a kiedy sie pracuje, apotem jeszcze basen z maluchem, a bajke na dobranoc mu przeczytam..to zdecydowanie mi sie CHCE:)))MONIA

    OdpowiedzUsuń
  4. ja słysze od mojego męża komentarze :skąd Ty bierześ na to siłe, że chce Ci się jeszcze z dziećmi na dwór wyjść, na zakupy pojechać, a przecież też byłaś w pracy tak jak ja" :) no coż chce mi sie bo to moje życie jest, a dni tak szybko uciekają. Pozdrawiam :) Sylwia

    OdpowiedzUsuń
  5. Ja dopiero po latach zdałam sobie sprawę, że malkontenctwo i czarnowidztwo wyniosłam z domu. Sporo czasu zabrało mi przestawienie się na pozytywne tory i przyjęcie postawy "robię, bo chcę". Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  6. a ja się teraz szykuję na przeprowadzkę, będę pamiętać o tym rosole ;)

    OdpowiedzUsuń

Podziel się opinią!

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...