poniedziałek, 13 sierpnia 2012

Jak i czemu kręcimy. Popołudnie z Anną Marią i wspaniale lawendowe lody…


W pewne niedzielne popołudnie wymieniłyśmy z Anną Marią kilka sms-ów...
- Kręcimy razem?!

- Oczywiście!



U każdej z nas, w kuchni, obroty zaczęła maszynka do kręcenia lodów! Efekty? Zaraz je poznacie...


Tymczasem wsłuchajcie się w zawiłości kręcenia, zakręcenia i pokrętności ludzkiego ciała i umysłu!

***

Uwielbiam słowa o wielu znaczeniach. Ubrane w rozmaite konteksty przekazują odmienne emocje, stany, polecenia, komunikaty.

Kręcić się. Kręcić. Kręcenie. To jedno z nich. Jedno ze słów, które oddaje niewiarygodnie wiele. Kręcenie towarzyszy mi przez całe życie i baaardzo kusi mnie, żeby trochę podsumować, jak to u mnie z tym kręceniem było.



Od wczesnego dzieciństwa byłam krętaczem. Wymyślałam niestworzone historie, straszyłam braci wilkami i smokami w lesie, a mamie opowiadałam, że w szkole ukruszył mi się ząb i sklejono mi go w gabinecie pani pielęgniarki. Mania wymyślania objawiała się z niespotykanym rozmachem, ale dla zmylenia czujności słuchaczy, przeplatała się z całym szeregiem faktów i zdarzeń prawdopodobnych. Mimo częstych wpadek, jawnego nakrycia na wymyślaniu, szłam w zaparte i kręciłam dalej.

Jako osoba skrajnie zakręcona posiadam wyraźne, widoczne znamiona tegoż zakręcenia – loki! Które dla zmyłki od roku wytrwale i stanowczo prostuję. To trochę walka z wiatrakami, trochę działanie na przekór naturze, a może trochę… chęć ekspresji i dążenia do uproszczenia własnego, pokręconego „JA”.


Kręcenie odnosi się także do wielu wymiarów bliskich, osobistych kontaktów z innymi ludźmi.

Najwyższym zaufaniem obdarzamy tych, u których zawsze, bez względu na wszystko – możemy liczyć na szczerość. Ja, prawdopodobnie z tchórzostwa, ale też pewnej szczególnej wrażliwości, wstrzymuję się z ujawnianiem przykrej prawdy i drażliwych opinii. Tak potwornie ciężko mi to przychodzi, że brnę, kręcę i motam się wśród omijających tematów, jedynie muskając meritum sprawy. Tylko w szczególnych okolicznościach ważę się na „prawdę prosto z mostu” i słowo „prosto” ma tu niezwykle ważne znaczenie.

Kręcenie „z kimś” może także oznaczać niewinny flirt, wesołe zagadywanie, towarzyską otwartość. Oj tak, o tej stronie swojej natury napisałam już kiedyś baaardzo wiele.

Na koniec – kręcenie może też określać czyjąś pasję oraz …pożądanie. To co mogę przyznać z całą pewnością – to, że jestem totalnie zakręcona na punkcie jedzenia, gotowania i cudownego towarzystwa.



Dziękuję Ci, Aniu za nasze zakręcone popołudnie i pokręconą znajomość. Za bardzo spontaniczne i wesołe chwile w kuchni, u każdej z nas, razem, ale jednak osobno, wirtualnie, podzielone sporą odległością. Wciąż nie wiem, jaki smak lodów przygotowałaś i ta zagadkowa atmosfera kręci mnie jeszcze bardziej!!!

Tymczasem, zapraszam Was na…

LODY POMARAŃCZOWO-LAWENDOWE

  • 200ml śmietanki 30-36%
  • 200ml tłustego mleka
  • 5 żółtek
  • 3 łyżki cukru trzcinowego (początkowo, potem może być potrzebne więcej)
  • 3-5 łyżek miodu z kwiatów pomarańczy
  • kwiaty oberwane z ok.10 gałązek lawendy
  • skórka starta z jednej pomarańczy



Kwiatki lawendy (użyłam suszonej) delikatnie oberwałam, umyłam i osuszyłam, zalałam śmietanką i mlekiem i odstawiłam na godzinę do „przegryzienia”. W międzyczasie oddzieliłam żółtka od białek (białka zamroziłam – wykorzystam je do Pavlovej, jak tylko nadarzy się najbliższa okazja), starłam skórkę z pomarańczy i przyszykowałam resztę składników.  Po godzinie zaczęłam powoli podgrzewać mieszaninę mleka i śmietanki z lawendą, dodałam miód z kwiatów pomarańczy, skórkę z pomarańczy i początkowo niewiele cukru. Do miski z żółtkami dodawałam stopniowo gorącej mieszaniny, na sam koniec bardzo ostrożnie przelałam żółtka do gorącej śmietanki i szybko wymieszałam. Wtedy jest dobry moment na ostateczne spróbowanie masy – trzeba pamiętać, że po zmrożeniu słodki smak traci intensywność, dlatego masa jeszcze przed kręceniem lodów powinna nam się wydawać dość słodka. Jeśli tak nie jest można dodać więcej miodu lub cukru trzcinowego (ja dałam jeszcze jedną „od serca” łyżkę miodu). Kiedy masa lekko ostygnie, trzeba ją solidnie schłodzić – kilka godzin w lodówce. Po tym czasie przelałam ją do zmrożonej uprzednio (przez 12 godzin) misy maszyny do kręcenia lodów i włączyłam urządzenie. Po 30 minutach lody były gotowe, cudowna, przepyszne i niezwykłe!! Spróbujcie sami przygotować domowe lody, niekoniecznie z użyciem maszynki. Jest z tym trochę zachodu, ale efekty.. bardzo kręcą!!!



Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...