Mój kochany i utalentowany brat cioteczny studiuje reżyserię. Sam ten fakt nie jest jeszcze czymś wyjątkowo niezwykłym, ale gdy dodam, że obecnie ma zajęcia w Universal Studios w Californi...? Całkiem fantastyczne, ciekawe i niesamowite. Co jakiś czas zdzwaniamy się przez Skype, przy czym jest to szalenie trudne, bo 9 godzin różnicy, ale jakoś dajemy radę. Podczas ostatniej rozmowy opowiedział o swoich zajęciach i projektach, a także o tym fascynującym miejscu, w którym kręci się największe światowe produkcje.
- Gocha, wiesz kogo tutaj widziałem?!
- Tylko nie mów zgadnij! TAM mogłeś widzieć każdego...
- No ale zgadnij. W tej lasce kochałem się pół podstawówki i całe liceum.
- No ok, spróbuję... Salma Hayek?
- NIEEE!!! Angelinę Jolie!!!!!
- Tę podstarzałą mamuśkę? :)
- Jak śmiesz! Wyglądała zajebiście!!! Ale przeszkolono nas, że nie możemy podchodzić, zaczepiać ani zagadywać aktorów w miejscu ich i naszej pracy... Wiesz, bez wiochy.
No tak, bez wiochy... czemu mi przyszło do głowy, że Angelina to podstarzała mamuśka? Sprawdziłam właśnie w wikipedii, że ma dopiero 36 lat, a myślałam, że ze 41... Rozumowanie jest bardzo proste. Młodzi chłopcy wykazują tendencję do podziwiania i podkochiwania się w aktorkach i modelkach znacznie od nich starszych (mówię tu o nastoletnich chłopcach). Wraz z wiekiem tendencja się powoli zmienia - gdy moi koledzy, bracia, znajomi dorośli - "przerzucili się" na adorowanie młodszych :) Paris Hilton i te klimaty. Nie przyszło mi do głowy, że mój 28 letni brat jeszcze będzie się interesował Angeliną bardziej niż Miley Cyrus lub chociażby nieco starszą Megan Fox :) za to Salma... cóż to był mój błąd, okazuje się, że ma już 45... ale jako Carolina w "Desperado" to była dopiero laska!!!
Pozostaje jeszcze kwestia "mamuśki". Z obserwacji mojego szwagra i najmłodszego brata ciotecznego, wiem - że dla młodych mężczyzn kobieta, która jest mamą - nawet jeśli jest bardzo młoda - traci wiele na atrakcyjności :))))) Jak widać - Angelina nie!!!
Ja przekonuję się o tym na własnej skórze: koło mojego domu realizowana jest spora inwestycja budowlana, przy której pracuje wielu, wielu robotników. By przedostać się na moją trasę spacerową muszę zawsze przejść obok tej budowy i wysłuchać wielu gwizdów i zaczepek. Raz się uśmiałam, bo sympatycznym zaczepkom i zagadywaniom nie było końca, aż zirytowana Mela zawołała "Mamo".
- Mamo?! Jak to?!
- Mamo? - powtarzali z niedowierzaniem.
- To pani jest mamą?
- A nie nianią?! - to już z nutką rozczarowania w głosie.
Przez następne dni miałam spokój - mamuśki się nie zaczepia i koniec. Ach, jak ta niania musi działać na wyobraźnię...
Jeśli mowa o wyobraźni, to dziś pokażę tak smakowity przepis, że tylko bujna wyobraźnia i marzenia o rychłym przyszyowaniu tego smakołyku uchronią was od jakichś gwałtownych zaburzeń poziomu cukru w organizmie!!! Podawałam już kiedyś przepis na brownie według Giorgio Armaniego - tym razem piekłam małe porcje jako ciasteczka - babeczki, a po upieczeniu jeszcze nadziewałam kremem kasztanowym! Na wierzch już tylko lekka chmurka bitej śietany - bez cukru. Absolutna doskonalość...
CIASTKA CZEKOLADOWE Z KREMEM KASZTANOWYM
- 2,5 tabliczki czekolady
- 120g masła
- 5 jajek
- 50g cukru
- szczypta soli
- 80-100g mąki (zależy czy lubicie bardzo płynne czy nieco bardziej zestalone wnętrze babeczki...)
- kilka łyżek masy kasztanowej
- opakowanie śmietanki kremówki
Czekoladę i masło rozpuściłam, dodałam cukier, mąkę i jajka, sól, mocno wymieszałam i nakładałam do foremek na muffinki. Piekarnik był nagrzany do 200C i wstawiłam blachę na 5 minut - nie więcej, bo ciasto ma być prawie całkowicie płynne w środku, tak by po przekrojeniu się wylewało :) Gdy babeczki ostygły - do ich wnętrza nakładałam masę kasztanową przy użyciu rękawa cukierniczego (kupiłam za kilka zł w Ikei). Można też łyżeczką, bo i tak wierzch będzie przykryty bitą śmietaną. A oto efekt końcowy...