Wiele lat temu rozmawiałam z moim Dziadkiem o książkach. Wypytywał mnie, upewniał się, że "zdarza mi się" coś przeczytać. Chętnie odpowiadałam, wymieniałam i polecałam. Z ogromnym zdziwieniem usłyszałam, że nie chce przeczytać żadnej, którą mu polecilam. Powiedział wówczas, że nadchodzi taki czas w życiu, kiedy nie interesują cię żadne wymyślone fabuły i historie, wolisz skupić się na prawdziwych ludzkich losach i na historii. Na szafeczce w sypialni Babci i Dziadka leżało więc kilka biografii Piłsudskiego, Trockiego, Teligi, jeszcze parę innych - których nazwiska mi nic nie powiedziały - wtedy wiedziałam kto to Freddie Mercury, wiedziałam gdzie się urodził i ile wydał płyt, z pewnością umiałam też wyliczyć imiona i nazwiska wszystkich chłoptasiów z Backstreet Boys... A Trocki? coś się obiło o uszy, no Piłsudksi też :)
Parę miesiecy temu przypomniałam sobie o tej rozmowie, bo uświadomiłam sobie, jak bardzo zaczęly mnie wkręcać biografie! A przecież nie mam jeszcze nawet trzech dyszek na karku - to gdzie mi do mojego kochanego Dziada, który ma 81! A prawda jest taka, że dobre biografie są po prostu świetne. To znaczy inaczej: są to bardzo często ciekawie opowiedziane losy kogoś, komu zdażyło się coś odkryć lub zostać słwanym. Bo umówmy się: odkrycia naukowe to jedno - dla zainteresowanych tematem to fascynujące. Ale prywatne życie jakiegoś naukowca lub aktorki często bywa nudne - zyskuje dopiero opisane przez dobrego biografa!
Mam "FAZĘ" na biografie! I książki oparte na autentycznych wydarzeniach. Zaczęło się, gdy Mela była malutka - ten cudowny czas, kiedy spała aż dwa razy dziennie, a jeszcze nie było Wojtusia. Kupiłam "Podróż na okręcie Beagle" Darwina i zatraciłam się w kronikarskim, pedantycznym opisie wyprawy, miejsc, zatoczek, plemion i oczywiście gatunków. Potem była "Gorszycielka" Krzywicka. Potem kilka tak fatalnych, że zaprzestałam po kilkunastu stronach. Musiałam przejść przez biografię Nigelli, która ma bardzo ciekawe życie, chociaż biografię fatalną. No i "Moje życie we Francji" Julii Child, które jest fantastyczne! A teraz w składziku taniej książki koło mojego domu wypatrzyłam świetną serię biografii, które kupuję hurtem po 12pln i zaczynam czytać kilka na raz :) razem z mamą kupiłyśmy już biografię Lewisa Carrolla, Walta Disneya, Boba Dylana, Edwarda VIII - zaczęłam każdą i na razie - swoim zwyczajem - żadnej nie skończyłam, ale wszystkie są wkręcające! Na razie nie palę się do przeczytania biografii Trockiego, więc może nie jest ze mną jeszcze aż tak źle. Pewnie najpierw pożyczę od mamy "Blondynkę" o Marylin Monroe i "Coco Chanel". Bo, żeby nie było, Piłsudskiego już przemęczyłam - na tych drugich, nieszczęsnych studiach dziennikarskich, których jak dotąd nie skończyłam...
A że w ubiegłym tygodniu skończylam 27 lat, więc nieco się przybliżyłam do momentu, w którym niechybnie sięgnę po historię życia Stalina, Churchila lub Roosvelta, zaprezentuję Wam swój torcik urodzinowy, który był mniej precyzyjnie ozdobiony od Wojtusiowego, ale za to lepszy w smaku :)
TORT MARCHEWKOWY W STYLU ANGIELSKIM
Upiekłam tradycyjne ciasto marchewkowe z przepisu, który kiedyś już pokazywałam na blogu - przepis tutaj. Tort jest przełożony wspaniałą masą z serka Philadelphia, masła i cukru pudru (wszystko w przepisie).
Dekoracje zrobiłam z gotowego różowego i białego gotowego lukru plastycznego - zamówione, natomiast część białego lukru zabarwiłam cielistym barwnikiem Squires Kitchen i wykonałam małe bobaski - mój dorobek życiowy czyli Mela i Wojtuś w różowym i błękitnym kocyku :)
Te bobaski to były tak na próbę - chciałam przećwiczyć lepienie takich figurek, żebym umiała je wykonać, np. piekąc tprt w prezencie szwagrowi, gdy urodzi mu się dziecko lub na torciki i muffinki na przyjęcia urodzinowe dzieci przyjaciół. Ale na moim "prywatnym" torciku też były słodkie :)
jaka ładna dekoracja :)
OdpowiedzUsuńTo istne cudo plastyczne! A środek wygląda przepysznie!
OdpowiedzUsuńuroczy ten torcik:)
OdpowiedzUsuńSuper ten torcik!! :D
OdpowiedzUsuńBiografie zawsze były moim ulubionym "tematem" lektur i filmów. Życie pisze o wiele ciekawsze scenariusze niż jacyś smutni panowie pochyleni nad biurkiem we własnym domu :)
OdpowiedzUsuńCiasto wgląda pięknie!
Uwielbiam biografie! Generalnie preferuję historie ludzi powiązanych z filmami, od Marleny Dietrich, Coco Chanel,Toma Cruisa, po panie w polityce (genialna biografia Hilary Clinton). Mam też na półce biografię trenera siatkówki Raula Lozano...!:)
OdpowiedzUsuńPolecam, a to zainteresowanie chyba nie ma nic wspólnego z wiekiem, bo odkąd pamiętam miałam takie preferencje.
Torcik wygląda zachęcająco...
Rany, dzieci zjedli!!! :)
OdpowiedzUsuńTorcik wygląda super!
Świetnie wygląda ten tort. Prosta i efektowna dekoracja :)
OdpowiedzUsuńI środek też niczego sobie :) Uwielbiam ciasto marchewkowe, więc to coś dla mnie!
Przepiękny tort. Naprawdę cudowny. A ciasto marchewkowe dodatkowo jest bardzo zdrowe!
OdpowiedzUsuńPiękny tort, piekny wiek, tylko gdzie świeczki?
OdpowiedzUsuńWszystkiego najlepszego!
brawo za zdolnosci manualne. Jestem zauroczona. Cos pieknego :)
OdpowiedzUsuń