Kilka miesięcy temu totalnie zaniemówiłam z wrażenia, gdy na blogu Anthony o wdzięcznej nazwie "Kuchnia pod wulkanem" zobaczyłam przepis na Liquore di basilico. Szmaragdowy kolor. Likier z bazylii? To musi być coś obłędnego! I jest!
Spojrzałam na przepis i przekonałam się, że przygotowanie tego cudeńka nie jest wcale trudne. Ściśle trzymałam się wskazówek Anthony, jedynie zwiększyłam ilość cytryny - nie wiem czemu, po prostu wydawało mi się, że tak będzie lepiej.
Likier jest cholernie mocny i zdradziecki, bo prawie nie czuć alkoholu... maleńki kieliszek wypity w, póki co, jeszcze ciepłe wieczory może nieźle namieszać!!!
Kilka uwag:
- Na likier totalnie nie nadają się sadzonki bazylii, takie supermarketowe. Kupuję większą doniczkę z bardziej okazałą rośliną (liczne bazary warzywne lub giełdy kwiatowe) i trzymam przez około tydzień w nasłonecznionym miejscu, żeby liście pięknie się rozwinęły i wypuściły nowe "odnogi".
- Cytryny. Najlepiej kupić jak najbardziej naturalne, dojrzałe, tak, żeby sam dotyk ręki pozostawiał już sporo aromatu. Niestety w mojej okolicy większość cytryn pochodzi z Argentyny, lepiej znaleźć jakieś bliższe nam, Polsce, miejsce sprowadzania. Jeśli cytryna nie jest jeszcze tak aromatyczna - trafia również do "sanatorium-solarium" na nasłoneczniony parapet na kilka dni.
Domowa produkcja alkoholi to ogromna frajda. To znaczy nigdy nie pędziłam bimbru, nic z tych rzeczy. Ale z powodzeniem robimy z Kacprem świetne nalewki, króluje nalewka malinowa - w tym roku mamy zamówienie na nalewki od sporej części rodziny i przyjaciół - chcą dostać taki prezent
z procentami pod choinkę. Do produkcji przystępujemy jeszcze w tym tygodniu.
a oto przepis na "bazyliówkę":
LIKIER Z BAZYLII
- 30-50 liści bazylii
- skórka ścięta z 1 cytryny (tylko żółta część, bez białej goryczkowej)
- 300ml spirytusu
- 300g cukru
- 300ml wody
Anthony pisze, że podane ilości składników wystarczą na 700ml alkoholu. Za następnym razem podwoję te ilości bo 700ml to za mało! Już dałam dwie części w prezencie i zostało mi marnych kilka kieliszków...
Liście umyłam, osuszyłam, wrzuciłam do słoja. Skórkę cytryny ścięłam bardzo precyzyjnie, w razie potrzeby jeszcze zdzierałam białe, goryczkowe części od spodu i też wrzuciłam do słoja. Zalałam spirytusem. Anthony pisze, żeby słój odstawić na 7-10 dni. Moim zdaniem pora na odsączanie jest wtedy, gdy liście całkowicie "oddadzą" zielony barwnik do roztworu i staną się szare - w moim przypadku to było 9 dni. Wtedy w garnku rozpuściłam cukier w wodzie i zagotowałam, ostudziłam i zalałam tym syropem liście z alkoholem. Wymieszałam porządnie, odcedziłam liście a następnie przefiltrowałam nalewkę do butelki. Jest od razu gotowa do picia, jednak najpierw należy ją dobrze schłodzić, a nawet lekko zmrozić. Nigdy nie piłam tak pysznego alkoholu!