Ostatnio pozwiedzałam trochę miejsc, do których można zabrać dzieci i nie czuć wstydu z powodu tego, że hałasują, brudzą, bawią się, rozlewają picie, rozsypują jedzenie i są po prostu dziećmi. Ogromna ulga - że są takie miejsca. Ale zaraz potem ogromne rozczarowanie - natknęłam się bowiem na kolejną kategorię rodziców. W kilku postach (tu, tu i tu) pisałam już o rozmaitym "nawiedzeniu", to jednak było co innego. To było dążenie do doskonałości dziecka lub wypieranie się tego, że po urodzeniu dzieci jest taki moment, kiedy można wyluzować, nie być doskonałym i cieszyć się każdym dniem - niewielu ludzi to potrafi i docenia. Wielu, którzy dopiero co zwolnili w wyścigu szczurów - tym zawodowym, przenosi ten zapał bycia najlepszym na wychowanie własnych dzieci. Ale dziś o kawiarni. Wchodzę i widzę lansiarskie wnętrze oraz lansiarskich rodziców z laptopami i Iphonami, Ipodami, Ipadami, którzy rozsiedli się w fotelach, nie zaszczycają spojrzeniem nie tylko swoich partnerów, nawet swoich dzieci!!! Przyszli tu jakby za karę, zapłacili za zajęcia edukacyjne swoich dzieci, by przykryć wyrzuty sumienia, że sobotniego poranka nie spędzają z dzieckiem RAZEM w domu, robiąc coś fajnego. Przecież dla dziecka wycinanki, wylepianki czy jakieś tam inne atrakcje z animatorką to super sprawa. A oni mają czas na swoje Ipad-zajęcia. Plus dziecko dostało "zdrową" przekąskę: na stoliku, przy którym siedziały dzieci biorące udział w zajęciach stało kilka kubeczków z UWAGA krojoną w słupek surową marchewką, pociętymi łodygami selera naciowego, wszystko udekorowane listkami sałaty... A gdzie jakieś bajeranckie muffinki? gdzie zdrowe domowe ciacha (już niech będą nawet z tej całej ekologicznej mąki orkiszowej czy tam pełnoziarnistej Montignaca!). Gdzie włączenie rodzica w zabawę razem z dzieckiem? Rodzice siedzą sobie oddzieleni we własnej części kawiarni!
Z dodatkowych obserwacji wniknęło coś jeszcze. Ten typ rodziców przykłada dużą uwagę do tzw. eko-wychowania dziecka. Wśród przyniesionych akcesoriów dominują zabawki materiałowe i drewniane, bo przecież wszystkie plastikowe trzeba potępiać. Zgadzam się, zalewa nas fala plastików, chętnie bym kupowała niemal wyłącznie zabawki drewniane lub materiałowe, szkoda tylko, że ich ceny są, powiedzmy niezbyt konkurencyjne wobec plastikowych. Aktywne wspieranie zabawek ekologicznych zmierza w złym kierunku. Snobskie marki takie jak Haba czy Moulin Roty dodają prestiżu! Krew mnie zalała, jak w którymś z kobiecych czasopism wypowiadała się Anna Dereszowska, z zachwytem opowiadając, jak to swojej córeczce na święta kupiła laleczkę do wyszywania Moulin Roty, zestaw do szycia tejże firmy i coś tam jeszcze chyba firmy Haba. Było coś jeszcze o ogromnej szkodzie jaką naszej kuli ziemskiej wyrządzają zabawki plastikowe... Dbanie o ekologię za wszelką cenę - tu razi dosłowność tej wszelkiej ceny, bo nie widziałam zabawki Haba tańszej niż kilkadzesiąt złotych, a to był chyba gryzak..
Dodam, że są producenci zabawek drewnianych, niedrogich i świetnej jakości - moja Mela ma śliczne zestawy materiałowych warzyw, owoców, kanapeczek i ciastek z Ikei - to po prostu cudeńka, a zabawa jest wspaniała.
Dziś proponuję znowu lasagne, ale tym razem inną:
LASAGNE Z RICOTTĄ I SZPINAKIEM
- paczka mrożonego szpinaku
- 3 ząbki czosnku
- 2 łyżki serka kremowego (philadelphia, turek lub piątnica)
- łyżka oliwy
- paczka serka ricotta
- sól, pieprz
- płaty makaronowe do lasagne (nieco ponad pół paczki)
- kilka garści startego sera, ja użyłam parmezanu, może być dowolny ser żółty do zapiekania
- łyżka mąki
- 2 łyżki masła
- szklanka tłustego mleka
Potrzebny będzie sos beszamelowy, wykonany z tego przepisu. Po zrobieniu sosu odstawiam go na bok, do czasu, gdy będzie potrzebny. Czosnek kroję drobno w plasterki i podsmażam na oliwie, dodaję szpinak i serek kremowy, po czym trochę odparowuję, doprawiam solą i pieprzem, dodaję ricottę. Płaty lasagne smaruję wodą z olejem i układam pierwszą warstwę w naczyniu żaroodpornym. Nakładam sos beszamelowy, następnie pierwszą porcję szpinaku (założyłam, że wyjdą mi trzy piętra lasagne, więc od razu podzieliłam masę szpinakową na mniej więcej równe trzy części). Na szpinaku ułożyłam kolejne płaty makaronowe, znów beszamel i znów masa szpinakowa. Na samym wierzchu dodałam ser żółty o wstawiłam do piekarnika na 35-40 minut (pierwsze 20 minut piekłam pod przykryciem z folii aluminiowej, potem bez). Gotowe!