Dwa lata temu nasi przyjaciele posłali synka do pierwszej klasy. Z dużym zainteresowaniem śledziłam ich przygotowania i słuchałam relacji z pierwszych tygodni tego niezwykłego etapu w życiu rodziny. Z wszystkich opowieści najlepiej zapamiętałam jedną: pierwsze zebranie rodziców. Ktoś wstał i krzyknął: "Postuluję zamknięcie szkolnego sklepiku, lub zakaz sprzedawania słodyczy! Moje dziecko zjadło w życiu tylko sześć cukierków, wszystkie dała mu teściowa!
...
No tak...
To kolejny klasyczny przykład nawiedzenia :)
Wszyscy wiedzą, że słodycze nie są dla dzieci najzdrowsze, ale z drugiej strony nie wyobrażam sobie, żeby synek mojej siostry po dwóch godzinach zajęć sportowych nie mógł zjeść snickersa!!! Może nie tędy droga, by od razu zamykać sklepiki szkolne?? Może trochę lepiej nadzorować co tam sprzedają? Bo chipsy ok, nie są dobre, ale czekolada, czy soki - no właściwie czemu nie?
To kolejny klasyczny przykład nawiedzenia :)
Wszyscy wiedzą, że słodycze nie są dla dzieci najzdrowsze, ale z drugiej strony nie wyobrażam sobie, żeby synek mojej siostry po dwóch godzinach zajęć sportowych nie mógł zjeść snickersa!!! Może nie tędy droga, by od razu zamykać sklepiki szkolne?? Może trochę lepiej nadzorować co tam sprzedają? Bo chipsy ok, nie są dobre, ale czekolada, czy soki - no właściwie czemu nie?
Do dziś pamiętam okropne poczucie zakłopotania, gdy kiedyś podczas spaceru z sąsiadką i jej dzieckiem wyjęłam czekoladki Kinder, dałam Meli i gdy chciałam zaproponować współtowarzyszkom, matka w ułamku sekundy zrobiła wózkiem zwrot przez rufę, odjechała kilka metrów i poprosiła bym dała znać jak Mela skończy!!! Jakbyśmy robiły coś zakazanego, niesamowicie niestosownego! Potem usłyszałam, że ONI nie zamierzają dawać dziecku żadnych słodyczy do trzeciego roku życia! A potem co? Pytam, skoro nie znacie słodyczy, to czemu się odwróciliście od Meli jedzącej czekoladkę? hmmm
"Jak jest grzeczny to robię mu ciastka z mąką" - to kolejna szokująca, zasłyszana anegdotka. To ma chłopak wypas - mąka to rarytas, coś niesłychanego!
No a szczyt wszystkiego to książka "Drugi i trzeci rok życia dziecka". Tak, to kontynuacja "W oczekiwaniu na dziecko" i "Pierwszy rok życia dziecka" - światowych bestsellerów. Przeczytałam taki akapit - luźne streszczenie: Twoje dziecko jest już w tym wieku, że będzie zapraszane na kinderbale dzieci znajomych. Zanim tam pójdziecie, upewnij się, czy nie będzie kanapeczek z białego pieczywa, mnóstwa słodyczy i gazowanych napojów!!! A co ma być? Marchwianka, woda i pstrąg na parze??? To jest jakiś obłęd!! A rodzice temu ulegają. Słyszę: moje dziecko uwielbia pogryzać paseczki kolorowej papryki! To takie znakomite! No moje też chrupnie paprykę, ale nie pogardzi czekoladą i rodzynkami w czekoladzie, a wolę mu zapewnić dużo ruchu na powietrzu i rześkie spacery w mroźne dni, niż budować fikcyjny obraz zdrowego życia bez słodyczy, których w dzisiejszych czasach nie da się uniknąć. To od nas, rodziców, zależy edukacje żywieniowa naszych dzieci i uświadamianie, i sorki, ale likwidacja sklepików nic nie da, jeśli połowa z nas załatwi dziecku lewe zwolnienie z wf-u!
P.S. Wiem, że ja pewnie wprowadziłam te czekoladki trochę za wcześnie i kilka razy były okresy, gdy musiałyśmy unikać "zakazanych" półek w sklepach, a także obdzwonić wszystkich dziadków i zakazać przynoszenia Meli słodyczy. Ale teraz jest ok, są ciastka owsiane i rodzynki w czekoladzie - to nasz zestaw podstawowy :)
A dziś, po tym wylaniu żali na nawiedzonych "zdrowych" rodziców proponuję na prawdę zdrowy przepis - moja Mela się tym zajada :)))
Rożki z ciasta francuskiego ze szpinakiem
paczka mrożonego szpinaku
serek śmietankowy (philadelphia, almette, piątnica, ...)
trochę tartego parmezanu
ząbek czosnku przeciśnięty przez praskę
jajko roztrzepane z dwoma łyżkami wody
sól
pieprz
paczka ciasta francuskiego (kupuję Frosta)
Na patelni, na odrobinie oliwy podsmażam czosnek, dodaję szpinak i podgrzewam aż wyparuje woda i papka się zagęści. Dodaję pół paczki serka śmietankowego i garść parmezanu, doprawiam solą i pieprzem. Piekarnik rozgrzewam do 180stopni. W paczce ciasta mam 6 płatów, kroję je na połowy. Powstaje 12 kwadratów ciasta. Od razu powiem, że farszu będzie trochę za dużo jak na te 12 kwadratów. Każdy kwadrat trochę rozciągam, brzegi smaruję odrobiną wody, a na środek kładę niewielką porcję farszu. Następnie składam brzegi, by powstał trójkąt. No i tu przeważnie mi nie wychodzi, ale nie przejmujcie się tym - smakuje tak samo dobrze :)
Wierzch każdego trójkąta smaruję jajkiem i układam na blaszce. Do piekarnika na jakieś 20 minut!
Smacznego!
świetny blog, czytam z ogromną przyjemnością, podpisuję się rękoma i nogami pod dzisiejszym postem :)
OdpowiedzUsuńrożki francuskie ze szpinkaiem- uwielbiam :)
A ja się podpisuję tak jednak trochę pod zamknięciem tych sklepików w szkołach. Gdyby mój synek mógł to kupowałby w nim codziennie! Na szczęście rodzice zagłosowali na zebraniu, że do sklepiku pociechy mogą chodzić tylko w wyjątkowe dni :-) Tak więc sklepik jest ale chodzić nie mogą ;-)
OdpowiedzUsuńCzekam na kolejną sałatkę ze szpinakiem. Może coś na słono teraz?
Troszkę muszę zgodzić się z przedmówczynią. Przez dwa lata pracowałam w szkole (podstawówka) i wyobraźcie sobie taką oto zabawną dość sytuację: mam dyżur w trakcie przerwy i cóż zabieram ze sobą na boisko? Jabłko. Chodzę sobie po tym boisku i tak obserwuję dzieci, a tu jedno za drugim wybiega na boisko z paczką chipsów w łapce i zajadają się tym chemicznym ohydztwem na potęgę. Oczywiście moje podszyte smrodkiem dydaktycznym próby przekonania ich że to oto jabłuszko jest nie tylko smaczniejsze (hehe), ale i zdrowsze, no i tańsze nie robiły na dzieciach wrażenia - czy kogoś to dziwi?:) Wiem, że jedzenie chipsów wciąga - chyba każdy doświadczył tego, że wystarczy jeden na imprezie i potem nie można już przestać:) Za czasów mojej podstawówki też był sklepik, ale chipsów jeszcze dzięki Bogu nie było. A ja uwielbiałam słodycze, miło było sobie coś raz po raz kupić. Dlatego zamykać sklepiki to może nie, ale faktycznie wprowadzić jakieś restrykcje. Przecież co z tego, że w domu chipsów nie ma, skoro i tak w szkole (wpływ rówieśników itp., wiadomo) dziecko będzie je wcinać zamiast kanapki z twarogiem albo i szynką, co to ją rano pieczołowicie rodzic przygotował?:) Najgorsze są jednak skrajności i tu bym się zgodziła z Gosią. Jako przysmak mojego dzieciństwa zaprawionego jeszcze smaczkiem późnej komuny pamiętam ciasteczka z płatków owsianych, które robiła moja mami, a ja pożerałam je na gorąco, prosto z talerza:))) Szczęśliwe dzieciństwo:))) Pozdrawiam wtorkowo, a rożki pewnie niedługo zagoszczą na naszym stole, jako że w 36. tygodniu ciąży już po prostu nie wiem co mam jeść, a wszystko co zjem momentalnie jakby wyparowuje z żołądka za sprawą bardzo żarłocznej dzidzi:)))
OdpowiedzUsuń:)))) Też macie rację! Ja mówię tylko o tym, że bardzo ważna jest "edukacja jedzeniowa" w domu - można dawać dzieciom NIEKTÓRE SŁODYCZE na określonych zasadach, trzeba też dbać o ruch dzieci - wtedy wątpię, żeby tyły i się obżerały. A tu po prostu śmiałam się z "nawiedzenia" :))) Pozdrawiam i życzę zdrowia i cierpliwości dla ciężarnej :)))
OdpowiedzUsuńZrobiłam wczoraj rożki- przepyszne. I muszę się przyznać, że podchodziłam całe życie do szpinaku jak pies do jeża. Ale cudo! po prostu dobry przepis robi swoje. Mężowi tak posmakowało, że dziś zrobię z Twojego przepisu leasagne ze szpinakiem:)
OdpowiedzUsuńDziękuję za pyszne przepisy i pozdrawiam:)
p.s. jest jakaś możliwość, że np. umieścisz przepis i będzie opcja "wersja do druku"?:))
OdpowiedzUsuń