Dla wielu gotowanie to przymus, przykry obowiązek. Aż ciężko w to uwierzyć, bo mogę wymienić kilkanaście domowych czynności znacznie mniej przyjemnych niż gotowanie. Na przykład odkurzanie - to fizyczny wysilek, do ktorego nie potrzeba fantazji, finezji i pomyslowości :) a gotowanie daje tyle możliwości, by dać upust swojej:
a) złości
b) kreatywności
c) łakomstwu
d) dodajcie sami :)
Mam taką propozycję, by wszystkich nielubiących gotować nazywać kuchennymi mugolami (kto nie zna Harrego Pottera sorki, nie zrozumie dowcipu :) )
Do tego gotowanie to coś prawie jak sztuka, bogactwo kolorów, magia mieszania składników i przypraw! Wszystkich, którzy mają awersję do "stania przy garach" zapraszam do spojrzenia na gotowanie od nowa :)
Wczoraj babcia zamówila mi od znajomej sprzedawczyni 10kg pomidorów grutnowych! Dziś je odbiorę i będziemy w weekend robić tzw. pulpę - czyli coś jak koncentrat domowej roboty. Juz się nie mogę doczekać jak aromat wypełni całe mieszkanie. Od samego widoku pięknych, czerwonych, dojrzałych jesiennych pomidorów poprawia się humor :)
Moja mama podśmiewa się ze mnie, że w czasach gdy wszystko, dosłownie wszystko można kupić w sklepie, my bawimy się w przetwory (przepis na nalewkę malinową tutaj). Jednak ona nie może tego do końca zrozumieć. Kiedy była w moim wieku, a także w późniejszych latach, w sklepach nie było nic, a owoce sezonowe pojawiały się wyłącznie... no w sezonie :) dziś truskawki i pomidory można kupować przez cały rok. Dlatego nasze mamy i babcie, i wcześniejsze pokolenia musiały robić przetwory, nie było innego wyjścia. Dla mnie robienie przetworów razem z mężem i córeczką to wydarzenie rodzinne :) mam z tego ogromną frajdę. Zawsze też pilnuję, żebyśmy wszyscy jedli przynajmniej jeden posilek wspólnie, przy stole, to są cenne chwile dla nas. Jedzenie to przecież nie tylko zaspokojenie energetycznego zapotrzebowania organizmu, ale też wspólne celebrowanie posiłku.
Mój "powrót do przeszlości" to nie tylko przetwory. Dla Meli często szykuję budyń i kisiel domowej roboty, mimo że w sklepach jest kilkadziesiąt gotowych saszetek do wyboru. To niezwykle proste i smaczne, wystarczy do gotującego się mleka lub soku z rozmaitymi owocami dodawać trochę mąki ziemniaczanej lub skrobi kukurydzianej. Przepisy już wkrótce.
A dziś taka moja autorska potrawa "wszystko w jednym garze" :)
kilka:
marchwi
czerwonych cebulek
ziemniaków
cała główka czosnku
trochę posiekanych polędwiczek z indyka
sól
pieprz
oliwa
rozmaryn
tymianek
warzywa obrane i opłukane kroję w duże kawałki i wrzucam do miski, polewam oliwą i posypuję przyprawami. Niech tak pozostaną kilkanaście minut, ale uwaga by ziemniaki nie zbrązowiały. Potem dodaję indyka i wszystko razem mieszam już w docelowej brytfance do pieczenia. Na wierzchu kladę całą nie obraną główkę czosnku. I do piekarnika na co najmniej 1,5 godziny na pewno powyżej 200C. Najpierw wszystko piecze się z przykryciem a ostatnie kilkanaście minut bez - by warzywa troszkę się przypiekły.
Warzywa mają pięne kolory, a ten czosnek po upieczeniu jest po prostu oblędny! Zjedliśmy z Kacprem calą główkę na pół!!! Jeżeli jakiś wirus miałby ochotę teraz wniknąć do mojego organizmu to odradzam!!!
Pięknie ;)
OdpowiedzUsuńJestem kuchennym mugolem ;)
Ale wiesz co... czytam Cię czytam i mnie "natychasz" :P
To już wiem, co dziś zjem
OdpowiedzUsuńJa też jestem kuchennym mugolem :-)
OdpowiedzUsuńChciaż staram się jak mogę :-o, mieć inne spjrzenie na te sprawy :-))
Ja napewno nie jestem mugolem. Uwielbiam gotować, a najlepsze jest to, co wykombinuję sama, z tego, co akurat jest pod ręką.
OdpowiedzUsuńA jeśli chodzi o wspólne posiłki, to również przestrzegam, aby choć jeden posiłek zjeść razem, wtedy wszystko lepiej smakuje...
Twoja dzisiejsza twórcza propozycja wygląda wyśmienicie, napewno spróbuję.
Tak jak napisała Staniszka, w gotowaniu najciekawsze jest to wymyślanie potraw z tego co dostępne - jak powtarza moja mama: prawdziwa kobieta potrafi zrobić awanturę ze wszystkiego, sałatkę z niczego i ... zapomniałam co jeszcze :) zapytam mamę i dodam przy następnej okazji, pozdrawiam!
OdpowiedzUsuńZapomniałam dodać, że ważny jest też czas... Zazwyczaj mam 30 min. max na zrobienie obiadu. A chciałoby się dopracowac każdy szczegół, dopieścić potrawę i pięknie podać na stół. W chwili obecnej Stasiek domaga się dopieszczania non stop :-)
OdpowiedzUsuńGdybym miala czas, to pewnie lubilabym eksperymenty w kuchni... A tak, to w czasie, gdy mam przygotowac obiad, jestem zwykle juz tak zmeczona ( i glodna), ze robie cokolwiek. Za to gdy sobie cos zaplanuje pare dni do przodu, wtedy stoje i gotuje. Zwykle sporo zamrazam, hehe...
OdpowiedzUsuńGwoli wyjasnienia - mieszkam w Bulgarii, gdzie funkcjonuje rzecz genialna po prostu - dziecieca kuchnia. Chodzi sie do "punktu" po obiadki dla dziecka (wysokiej jakosci) i gotowanie ma sie z glowy. A komu sie chce gotowac dla siebie tylko? Mnie nie, a starszaki jedza w szkole/ przedszkolu.
Ja uwielbiam gotować dls siebie! to jest moj sposób na stres, to jest moje hobby, więc nawet jak Kacpra nie ma, a dla Meli mam coś zamrożone, to i tak dla siebie coś przyrządzę :)
OdpowiedzUsuń