Kiedy byłam w liceum przeczytałam gdzieś zabawny wierszyk. Brzmiał mniej więcej tak:
<<Czego nauczyła mnie mama?
Nauczyła mnie logiki:
"Dlaczego? Bo tak powiedziałam i koniec!"
Nauczyła mnie religijności:
"Lepiej się módl, by na dywanie nie został ślad"
Nauczyła mnie doceniać dobrze wykonaną robotę:
"Jeśli macie zamiar się tu pozabijać, to lepiej wyjdźcie, bo przed chwilą umyłam podłogę".>>
Czemu sobie przypomniałam ten wierszyk? Ponieważ moja córeczka jest już w takim wieku, że można rozpoznać pewne wpływy dorosłych na jej zachowanie. Gdyby dziś odwiedzili nas jacyś znajomi, mogliby śmiało stworzyć nowy wierszyk: "Czego Mela nauczyła się od rodziców?". Oto niektóre przykłady, które czasem mrożą nam (mi i Kacprowi) krew w żyłach, czasem powodują niekontrolowany wybuch śmiechu (w chwilach, gdy powinniśmy stanowczo zareagować), czasem nas niesamowicie rozczulają, a zawsze zadziwiają, bo dziecko chłonie wszystko, ale to wszystko jak gąbka!
Zachowałam oryginalne słownictwo:
Mela opanowała swobodne okazywanie emocji:
Reakcja na czyjeś trąbienie na ulicy... Kuwa no jedź! Jakiś ketyn! Skęć tutaj!!!
Wie, jak zwrócić na siebie moją uwagę:
Chodzi za mną po domu i woła (perfekcyjnie naśladując intonację Kacpra): Mycha pomóż mi! Możesz przyjść tutaj?!
Nauczyła się doceniać smakowite potrawy:
Kucze, zajebiste jest to jajo!
Umie odmówić z klasą:
Przyko mi, nie możesz tego bawić mamuniu. Nie teaz. Nie moge ci dać tego, mamuniu.
A także wie, jak osiągnąć swój cel:
mmm kocham cie mamuniu. Dasz czekoladke?
Czas na poważne zmiany w naszym domu! Och, no powiem wam, że moje dziecko jest cudowne i wspaniale się rozwija - jestem zła za te "kuwy" i "ketynów" jedynie na siebie. Najgorsze, że się uśmialiśmy do łez jak to usłyszeliśmy, bo tak ciężko jest się powstrzymać i zachować kamienną twarz, gdy odbijamy się w słowach i zachowaniach dzieci jak w lustrze :) Przecież ja mam być dla niej autorytetem, ze mnie ma czerpać wzory prawidłowych zachowań!
Żeby się pocieszyć i wypaść w waszych oczach trochę lepiej - jako matka, to dodam, że Mela wspaniale rysuje, zna kolory i kształty, zna "Lokomotywę" Tuwima i dwie inne książeczki na pamięć, śpiewa kilka piosenek, świetnie tańczy, naśladuje mnie jak myję głowę i gotuję, robię kawę, czy ścieram kurze :)))) czyli przekazałam jej coś pozytywnego :) o tym jak naśladuje karmienie piersią pisałam już tutaj.
Jako wzorowa mama :) dziś proponuję przepis mojej mamy na warzywa zapiekane pod beszamelem.
Sos stworzony przez Louisa de Béchameil jest uważany za skomplikowany i trudny do przygotowania, ale dzięki wskazówkom mojej mamy opanowałam go szybko i jest teraz całkiem prosty.
Potrzebne będą:
łyżka mąki
łyżka masła (może potem trzeba będzie trochę dodać)
szklanka mleka
sól i pieprz (moja mama używa białego pieprzu, ja prawie zawsze czarnego)
Podstawa to rozgrzanie patelni. Jak jest bardzo gorąca to wsypuję mąkę i rozprowadzam, by cała równomiernie się podgrzała, ale nie zarumieniła! Tu trzeba uważać! Jak mąka jest gorąca to zdejmuję patelnię i wkładam masło i od razu szybko mieszam, by nie powstał "glut", ale i tak zawsze powstaje :) ale spokojnie, dobre wymieszanie go rozpuści. Prawie od razu wlewam też powoli podgrzane mleko. Po trochu, nie całość od razu. Wtedy znowu zaczynam całość podgrzewać. Sos ciągle gęstnieje, więc dolewam stopniowo mleko. Po jakimś czasie przestaje gęstnieć i przypomina gładką emulsję - wtedy jest gotowy do przyprawienia i wykorzystania.
Warzywa:
Uwielbiam kalafiora i marchewkę podzielone na kawałki. Ale równie dobrze mogą być brokuły, szparagi, fasolka szparagowa, cukinie - chodzi o jakiś ciekawy zestaw warzyw. Moje warzywa podgotowałam na parze przez kilka minut, w tym czasie rozgrzałam też piekarnik. Następnie przełożyłam warzywa do naczynia do zapiekania, posypałam troszkę solą i pieprzem, polałam sosem beszamelowym a na wierzchu ułożyłam ser żółty. Całość zapiekam ok. 20-30 minut. To wspaniałe danie! Smacznego!
Mniam, aż chce się jeść!
OdpowiedzUsuńMmmm, pycha !
OdpowiedzUsuńjestem pod wrazeniem. Podoba mi sie tutaj, zostaje!!!! :)
OdpowiedzUsuńŚwietny przepis i super sposób na sos beszamelowy - również się go bałam a teraz... chyba spróbuję!
OdpowiedzUsuńPozdrawiam serdecznie Jagienka!