W środę byłam z przyjaciółką na "Czarnym łabędziu" w kinie. Zdarzyło mi się to pierwszy raz od 2002 roku, kiedy to niemal ze łzami w oczach siedziałam w towarzystwie dwóch przyjaciółek i spoglądałam na Elijah Wooda jako Frodo Bagginsa w pierwszej części "Władcy Pierścieni". Oczywiście już od roku byłam z Kacprem, ale można przecież mieć chłopaka i być fanką jakiegoś aktora, prawda? Właściwie od tamtej pory to zawsze byłam w kinie z Kacprem, może ze dwa razy z mamą, siostrą i teściową, ale nigdy tak we dwie z jakąś przyjaciółką.
Całe szczęście, że byłyśmy we dwie, i że okazałyśmy sobie ogromne wsparcie, podwożąc jedna drugą, z parkingu na poziomie +5, gdzie zaparkowałam ja, na -1, gdzie stanęła Ola, bo żadna nie dałaby rady przejść samotnie opuszczonym parkingiem po takim psychotycznym filmie!!! Jestem tchórzem jakich mało! Całe szczęście, że obejrzałam ten film już po powrocie Kacpra z wyjazdu, bo inaczej mogłabym zapaść na jakąś chorobę psychiczną i sama doznać halucynacji. Kiedy Kacper wyjeżdża, przenoszę się z dziećmi na kanapę, tzn. ja i Mela śpimy na kanapie, a Wojtuś tuż obok w łóżeczku turystycznym. Unikam mojej sypialni z balkonem, bo to jest takie miejsce, gdzie czai się zło! :)))) teraz to brzmi śmiesznie, ale na kanapie, przy cichutko włączonym telewizorze na jakimś kanale info lub kulinarnym, mam takie złudne poczucie bezpieczeństwa. Najgorsza jest moja wieczorna kąpiel, jak już dzieci śpią. Wtedy nawet boję się spojrzeć w lustro, bo to scena uwielbiana przez twórców horrorów i thrillerów - bohater myje twarz, wyciera się ręcznikiem, patrzy w lustro i - albo makabrycznie zmienia mu się twarz, albo widzi kogoś za sobą - kogo zdecydowanie nie powinno tam być! Od paru lat wiem, że nie powinnam oglądać tych filmów, bo mieszają mi w głowie, no a teraz jestem przecież odpowiedzialną matką, powinnam dawać moim dzieciom znać, że panuję nad sytuacją, że nasz dom to ostoja bezpieczeństwa! Ale przyznacie chyba szczerze, że najgorsze nie są te filmy, w których roi się od potworów, i duchów, nawet od morderców, bo przecież do mojego zamkniętego domu nikt nie wejdzie, a potwory nie istnieją. Najgorsze są te horrory i thrillery, o dużym realizmie. Takie, w których bohaterowie mają halucynacje, doświadczają walki z własnym, podstępnym umysłem - to przecież może spotkać każdego! A najlepszym dowodem jest właśnie to, że taki film wywołuje strach, który nakręca takiego tchórza jakim jestem ja!
Ostatnio mam fazę na desery, więc odstawiamy dania mięsne na bok i szalejemy ze słodkościami :)
BUDYŃ CZEKOLADOWO-CYNAMONOWY Z MIODEM
- 0,5 l mleka
- 2 łyżeczki naturalnego kakao
- 0,5 łyżeczki mielonego cynamonu
- 1 łyżka miodu
- 4 łyżki skrobi kukurydzianej lub mąki ziemniaczanej
- 4 łyżeczki cukru
- 1 łyżeczka ekstraktu waniliowego lub 3 łyżeczki cukru waniliowego
To miał być wspaniały deser dla mojej Meli, ale wzgardziła nim totalnie! Może następnym razem się skusi. Domowy budyń to coś wspaniałego, jest zupełnie inny od takiego z gotowej saszetki. Można sobie dowolnie mieszać składniki, dodać skórkę pomarańczową, dać mniej cukru, a więcej miodu, a nawet wcale nie dać cukru. Te proporcje i składników wymyśliłam sama, i przy nich pozostanę, bo wyszło bardzo, bardzo smacznie. Większość mleka wlałam do garnka, a troszkę do kubka, gdzie dosypałam cukier, kakao, cynamon, miód, ekstrakt waniliowy i skrobię. Używam skrobi kukurydzianej, którą kupiłam w kuchniach świata - jest tak drobniusieńko zmielona, że rzeczywiście nadaje się na takie domowe deserki, ale zwykła mąka ziemniaczana też jest ok - do niedawna jej używałam i było super. Mleko zagotowałam, zdjęłam z kuchenki i wlałam mieszankę skrobiową, po czym ponownie postawiłam na kuchence i mieszając zagotowałam. Właściwie taka instrukcja jest na każdej saszetce budyniowej i wszyscy pewnie znają to na pamięć :) potem przelałam do miseczek i gotowe - z tej ilości wychodzą 4 małe miseczki, można wszystko podwoić, jeśli potrzebujecie więcej. Koniecznie spróbujcie!
Mam tak samo, jak zostaję sama w domu to śpię na kanapie przy telewizorze. A jak obejrzę jakiś horror to wieczorna wizyta w łazience przeradza się w koszmar. Jak siedzę w wannie to przypomina mi się scena z :Koszmaru z Ulicy Wiązów", pod prysznicem staram się nie zamykać oczu, bo jak zamknę to się boję otworzyć (a nóż jakiś psychopata stoi!). Jak byłam na "Paranormal Activity" to myślałam, że umrę ze strachu gdy kontrolka od alarmu się zapalała. Z lustrem podobnie, ogólnie nie lubię luster w nocy po przeczytaniu "Zwierciadła Piekieł". Sama nie wiem po co oglądam te horrory (i co gorsze czytam!).
OdpowiedzUsuńJa nie mam jakoś zdolności kulinarnych:( Ostatnio chciałam zrobić budyń z proszku i był za rzadki. A wszystko zrobiłam tak jak było napisane na opakowaniu! Jedyne co mi wychodzi dobrze, to spaghetti ala Babcia Stefa i Lasagne :)
Boogie man boogie man boogie man...
OdpowiedzUsuńRealistyczne filmy to jedno... ale ja tam się boje i tych potworów z pod łóżka, o tych z szafy nawet nie wspomnę....
W szafie jest Narnia, ewentualnie kot :) Ja najbardziej lubię horrory, na których się boję, ale nie przez głośne dźwięki, tylko takie trzymające w napięciu. Egzorcysta (wersja niecenzurowana), "Duch historia prawdziwa", "Dziecko Rosemary", "Amityville". Teraz nie ma niestety dobrych horrorów tylko kolejne "Piły" i inne slashery, albo nieudane remaki, sequele starych, dobrych filmów.
OdpowiedzUsuńPoważna sprawa, ale uśmiałam się z Twojego opisu :D Mam podobnie, wyobraźnia działa, jak się jest samemu w domu.
OdpowiedzUsuńJak zostaje sama w domu to zapraszam przyjaciółkę o wtedy robimy sobie wieczór folmowy jak dzieciaki śpią. We dwie raźno :)
OdpowiedzUsuń:-) ach ta siła naszego umysłu. po takich filmach (bo potwory też mniejsze wrażenie na mnie robią)cały czas mam wrażenie, że ktoś za mną stoi, a wszystkie domowe odgłosy są podejrzane. Również wybieram się na ten film...ale mam pewne wątpliwości...bo Requiem dla snu, bo ciąża.
OdpowiedzUsuńZ tym lustrem,to jakbym czytała o sobie!!! Też już dawno stwierdziłam, że będę unikać filmów typu "Klątwa" czy "Dark water"...i niestety nie zawsze mi to wychodzi, chociaż ostatnio już po napisach początkowych wyłączyłam jeden taki film, jak tylko zobaczyłam "złowieszczą" dziewczynkę;)
OdpowiedzUsuńWczoraj mieliśmy obejrzeć horror, ale po pierwszej dawce sztucznej krwi postanowiliśmy iść spać-także obydwoje z mężem stchórzyliśmy. Budyń robię dziś z okazji pierwszego turnieju szachowego mojego pierworodnego.
OdpowiedzUsuńKurczę, ja też tak mam, że po jakimś horrorze strach samej w domu spać. Straszne filmy oglądam tylko wtedy jak mąż nie idzie na noc do pracy :-)
OdpowiedzUsuńZapomniałam napisać, że dla mnie "ciężkie" bywają nawet niektóre odcinki dr House'a! Bywają tam takie sceny, gdy pacjenci mają paranoję lub halucynacje, np. pracownica domu pogrzebowego zostaje napadnięta przez nieboszczyka ze sporym ubytkiem czaszki...
OdpowiedzUsuńhaha ;-)
OdpowiedzUsuń