Przez dobrych parę lat opowiadaliśmy w towarzystwie historię pewnego znajomego. Ponieważ mało wychodzimy, wobec tego słyszymy mało najświeższych ploteczek, dowcipów i anegdot. Nasi przyjaciele albo są zmuszeni słuchać o dzieciach, albo o naszej "fazie" na kolejne seriale, albo o naszym psie, albo po kilka razy te same anegdoty z przeszłości. Na szczęście Wy jeszcze nie słyszeliście większości, a dzięki archiwum bloga zawsze mogę sprawdzić czy się nie powtarzam! Sprytne, co?
Naszego znajomego zastawił jakiś samochód w garażu podziemnym. Na co skądś pojawił się sąsiad, parkujący obok, który nie był zastawiony i mógł swobodnie wyjechać, lecz tak się przejął tym, że "to przecież mogło spotkać także jego!!!", że z rosnącą furią instruował naszego przyjaciela co robić:
- Proszę przebić mu dwa koła!
- Nie, nie zostawię po prostu kartkę.
- Ja pójdę z panem do ochrony. Niech pan zaczeka. Trzeba mu wlać kwas solny do baku! Wtedy się głupi kutas nauczy!!!
- Nie nie nie, spokojnie, to nieporozumienie, proszę tak nie żartować, zaraz odnajdę tego pana i wszystko się wyjaśni...
- Ja nie żartuję! To karygodne tak zastawiać. To nie chce pan tego kwasu?!
(czy to pytanie było serio- nigdy się nie dowiemy. Ale wnoszę z tej wypowiedzi, że facet miał kwas na podorędziu?)...
Z trwogą myślę o biednym przyjacielu, który jeszcze przez kilka lat parkował równolegle do swojego sąsiada i codziennie bał się, by nawet nie dotknąć jego karoserii chociaż rąbkiem marynarki!
Z trwogą myślę też o sobie samej kiedy przeciskam się wąziutką na dwie stopy ścieżynką pozostawioną na chodniku przez karygodnie parkujących kretynów- za każdym razem z bliźniaczym wózkiem muszę po prostu wyjść na ulicę i omijać takich frajerów! Ostatnio przejeżdżała koło mnie policja i wyobraźcie sobie, że pogrozili mi palcem!!! Przywołałam w moim umyśle wizję, że wlewam kwas do baku zarówno tym policjantom jak i wszystkim źle zaparkowanym pojazdom, co stało się moją jedyną osłodą podczas drogi do domu. Mówi się, że macierzyństwo wydobywa na powierzchnię kobiet niespotykane pokłady współczucia i empatii i dobra... hmmm może to prawda, ale moje doświadczenie, że pod powierzchnią dzieje się coś odwrotnego i przerażającego!!! :))) Taka mroczna strona mamuśki...
Kierowcy!!! Pozostawcie mi 78cm na przejście chodnikiem!!! |
Bufecik włoskich przystawek to idealne rozwiązanie, gdy niezapowiedzianie wpadnie do nas kilku gości. Przeważnie wszystkie składniki mam w lodówce i szafce, która jest nędzną namiastką prawdziwej spiżarni, o której od zawsze marzę. Chociaż problem pewnie leży w tym, że ile byśmy z Kacprem na zapas nie zgromadzili - zawsze wszystko błyskawicznie znika...
PÓŁMISEK ANTIPASTI
- słoiczek suszonych pomidorów w oleju
- słoik czarnych oliwek
- słoik zielonych oliwek
- 2 puszki ośmiornic (lub tuńczyka)
- kilka łyżek kaparów ze słoika
- 1 papryka czerwona
- 1 papryka żółta
- 3 łyżki octu balsamicznego
- 3 łyżki oliwy
- 3 ząbki czosnku
Potrzebny jest albo jeden talerz z przegródkami na poszczególne przystawki lub kilka mniejszych talerzyków czy miseczek. Do jednej wkładam posiekane pomidory, do drugiej mieszankę oliwek czarnych i zielonych, do trzeciej kawałki ośmiornicy z puszki lub tuńczyka, a do ostatniej przekąskę z papryki karmelizowanej z czosnkiem w occie balsamicznym. Paprykę kroję w wąskie paseczki i wrzucam na rozgrzaną na patelni oliwę. Dodaję czosnek pokrojony w plasterki i podsmażam. Dolewam ocet balsamiczny i wolno smażę dalej aż papryka zmięknie a ocet mocno odparuje i skarmelizuje. Gdy mam więcej czasu przed przyjściem gości, robię też pasty do smarowania chrupkiego pieczywa i grzaneczek. Ostatnio pokazywałam wam pastę z groszku i awokado, która jest tak pyszna, że przypomnę o niej jeszcze 100 razy, a daaawno temu przepis na humus. Idealnie się sprawdzają, nie trzeba zużywać dużej ilości naczyń i sztućców.
Ja miałam też kilka podobnych (wózkowych) sytuacji. Najczęściej albo próbowałam się przeciskać (nie zważając na to, czy nie rysuję przypadkiem karoserii auta Szanownego Pana Kretyna Idealnie Parkującego), albo wyjeżdżałam - jak Ty - na jezdnię, co naturalnie zbyt bezpiecznym nie jest. Raz jednak (świeżo po porodzie) dostałam takiego ataku furii - gdyż przejść nie mogłam za nic, bo akurat był popołudniowy szczyt, a ŻADEN z kierowców - mimo, że byłam dość widoczna -nie zlitował się i mnie nie przepuścił. Po 10 minutach (!!!) czekania i 138 słowach powszechnie uważanych za obelżywe, chwyciłam co miałam pod ręką, a więc butelkę wody mineralnej, i zaczęłam okładać wóz co sił przez dobre kilka minut. W tym czasie trochę się uspokoiło na drodze i zdołałam się wyczołgać z wózkiem i ominąć przeszkodę.
OdpowiedzUsuńRozwiązania są dwa w takich sytuacjach - albo karny kutas (który doczekał się już swojego profilu na fb) jeżeli go mamy akurat pod ręką, albo dzwonić pod 997 albo do straży miejskiej (jeżeli mamy czas, bo przecież są pilniejsze zgłoszenia).
Mnie też to denerwuje, kiedyś jak wróciłam do domu z wypiekami na twarzy zdenerwowana taką sytuacją, mąż mi poradził bym następnym razem po prostu spuściła powietrze z kół znajdujących się na chodniku - niewielka szkoda (do naprawienia rzecz jasna), a może burak następnym razem się zastanowi...choć tak szczerze to wątpię! Pozdrawiam:-)
OdpowiedzUsuńGość od kwasu niezły był :-o
OdpowiedzUsuńU Nas w bloku na takich delikwentów jest sposób taki: ochrona przykleja wielką nalepkę z informacją aby jak najszybciej przestawić samochód, przyklejają ją na szybę i jest ona pocięta na drobne kawałeczki... Bardzo skuteczny sposób, można obyć sę bez kwasu, przebijania opon itp.....
A problem z zastawionymi chodnikami myślę, że dotyczy głównie ścisłego centrum miasta, ja mieszkam poza centrum i nie mam z tym problemu. Rozumiem Waszą złość na kierowców, jednak winne jest tu też miasto, które nie zapenia odpowienich miejsc do parkowania...a stolica powinna posiadać parkingi podziemne itp., tak jest na przykład w Lizbonie w ścisłym centrum...
Niestety nie ma pewnie żadnego skutecznego sposobu na kiepskich kierowców. Mnie zawsze też krew zalewa, jak na parkingu w centrum handlowym ktoś parkuje tak blisko mnie, że nie dość, że sama nie wsiądę, to już nie ma mowy o włożeniu dziecka do fotelika! Rozumiem, że każdy chce znaleźć miejsce, żeby zaparkować i iść na upragnione zakupy, ale... no właśnie, pewnie szkoda się tym stresować - po prostu po powrocie do auta z zakupami i ryczącymi dziećmi człowiek może być tak sfrustrowany, że dobrze iż nie ma tego kwasu przy sobie!
OdpowiedzUsuńNa temat kierowców wolę się nie wypowiadać, bo jak kałuża na ulicy to tak umiejętnie w nią wjedzie, że człowiek od stup do głów mokry. Kierowcą nie jestem, więc nie wiem jakbym się zachowywała za kółkiem. Niestety z wózkiem chodzić nie lubię, starszą córę szybko nauczyłam pieszych wędrówek po pobliskich warzywniakach, młodsza na razie rzadko wychodzi, chyba, że do lekarza, a tu już nie zwracam uwagi czy chodnikiem, czy drogą, byle do celu. Pozdrawiam.
OdpowiedzUsuńA ja myslalam, ze tylko w Bulgarii taki cyrk z parkowaniem ;) Mieszkam w Warnie i rzadko zapuszczam sie z wozkiem do centrum wlasnie z tego powodu, ze musze chodzic po ulicach. Jesli nie auto parkuje, to drzewo rosnie na samym srodku chodnika... Pozdrawiam :)
OdpowiedzUsuńWe Francji nie lepiej... Albo ciąg samochodów, że nie idzie minąć ani od jezdni ani z drugiej strony... albo psie kupy które odkrywam dopiero wciągając wózek po schodkach do domu... albo słupki, kubły i inne cuda! Poza tym, krawężniki dla żyraf - jak już zjedziesz na jezdnię, żeby auto minąć, to potem wdrapać się zpowrotem nie możesz... a po co? Po to żeby za 2 metry znowu zjeżdżać...
OdpowiedzUsuństarsznie fajowe te Twoje antipasti. no i za humusem nosem wodzę, gdyż wielbię owo przystawkowe danko.
OdpowiedzUsuńpozdrowienia
Z przyjemnością pogroziłabym palcem również policji...za grożenie palcem. Pomyśl, że po blobie krążą chodnikowi mściciele. Z uwielbieniem rysują samochody gwoździem.
OdpowiedzUsuńDzięki za namiary na karnego kutasa!!! Świetny pomysł - od razu dolączyłam do wielbicieli na fb :))))) wydrukuję kilka egzemplarzy i będę nosiła na spacerze :)
OdpowiedzUsuńGosiu, dziękuję bardzo za życzenia :-)))
OdpowiedzUsuń