Wraz z pierwszym Dniem Wiosny nadszedł czas na bolesne uświadomienie sobie faktu, że żadna dieta nie zastąpi ćwiczeń fizycznych! Odkąd sięgam pamięcią wstecz - nie paliłam się specjalnie do jakiegoś "nadprogramowego" wysiłku... Spacery tak, ale bieganie - raczej nie. Rekreacyjna jazda na rowerze - owszem, ale regularny fitness - tak, chodziłam z koleżankami lub siostrą dla towarzystwa , ale raczej zmuszałam się - żeby mieć poczucie, że robię coś korzystnego dla mojego organizmu. Tymczasem nadchodzi wiosna i nieuchronnie zbliża się lato! Coś trzeba ze sobą zrobić. Wszystkie inicjatywy dotyczące odchudzania i ogarniania związanych z tym spraw podejmujemy z Kacprem wspólnie, tak też i tym razem będzie. Pamiętam, że kiedyś Kacper wrócił podekscytowany z pracy i pokazał mi jakąś wydrukowaną kartkę... To był opis ćwiczeń - tak zwanej "Szóstki Weidera". Pierwsze skojarzenie z Vaderem - Gwiezdne Wojny. Ale okazuje się, że to nie Vader! Weider to jakiś (podobno) słynny trener Arnolda Schwarzeneggera! Generalnie takie zestawienie nazwisk wspólnie ćwiczącej dwójki - obłędne! Koniecznie wygooglajcie szóstkę Vadera - będziecie w szoku jaka to masakra! Ja dodam tylko, że nie pamiętam, na którym dniu "zatrzymał się" mój mąż, ale i tak go podziwiam za te kilka lub kilkanaście dni (i tak ze sporymi ograniczeniami i "upgrade'ami).
Śmiejemy się z tych ćwiczeń, bo do wszystkiego trzeba podchodzić z dystansem - żeby nie zwariować. Ostatnio żartowaliśmy z przyjaciółmi, że nasza ulubiona gra wstępna, to "Policz moje fałdki" :)
- Gdybyś miała taki blady, płaski i ohydnie umięśniony brzuch, jak Madonna, chyba bym cię nie kochał - tak mówił mój mąż. - A tak, przynajmniej jest co pogładzić :)
- Jeszcze uważaj, żebyś nie musiał odwoływać swoich słów!
Ale to tylko takie pogróżki :) pewnie swoim zwyczajem z ogromnym zapałem wymyślimy jakieś intensywne ćwiczenia, a zapał okaże się słomiany, a ćwiczenia znacznie mniej intensywne - ale i tak jakoś do lata się ogarniemy! Już tak było wcześniej. Wiele razy :)
Dziś polecam zupkę, którą niedawno jadłam u koleżanki. Jest to jedna z tych błyskawicznych, nie do wiary jak prostych, pysznych zup, a od siebie dodałam wspaniały, wiosenny dodatek - pęczek świeżej mięty:
KREM Z ZIELONEGO GROSZKU Z MIĘTĄ
- 1 średnia cebula
- 3 ząbki czosnku
- paczka mrożonego groszku
- kilka szklanek wody
- naturalny bulion w proszku bez konserwantów i glutaminianu sodu
- sól, pieprz
- odrobina oliwy i łyżeczka masła
- pęczek świeżej mięty
- opakowanie serka śmietankowego (Philadelphia, Turek, Piątnica)
Cebulkę pokroiłam byle jak, to samo z czosnkiem - nie trzeba się starać, bo pod koniec wszystko i tak trafia do blendera. Zeszkliłam na oliwie z odrobiną masła, dodałam groszek, zalałam wodą, dosypałam bulion - gotowałam do miękkości. Gdy zupka była ugotowana przelałam ją do dzbanka koktajlowego (czyli blendera właśnie), dodałam paczkę serka i garść listków mięty, wszystko zmiksowałam na gładki krem. Potem jeszcze posypałam świeżą miętą do dekoracji - wspaniałe danie, idealne by uczcić początek wiosny!
Mój wczesnowiosenny ogródek - na razie na parapecie kuchennym. Mieta, bazylia, kolendra, tymianek i rozmaryn - absolutne minimum! :) |
P.S. Agnieszka! Dzięki za ten świetny i przepyszny, a do tego błyskawiczny przepis!!! :)
Przepis dodałam do akcji "Ekspresowo w kuchni" na Durszlaku - kliknij, by sprawdzić o co chodzi (link dla zalogowanych na Durszlaku).
Przepis dodałam do akcji "Ekspresowo w kuchni" na Durszlaku - kliknij, by sprawdzić o co chodzi (link dla zalogowanych na Durszlaku).
No no i coś dla mnie - mam milion zaliczonych fizycznych inicjatyw... ;) Teraz mam plan na kolejną, ale... samej mi się nie chce :D
OdpowiedzUsuńA ja właśnie tydzień temu skończyłam 6 Weidera i duma mnie rozpiera :-) Z mojego pociążowego brzucha nie zostało nic :-D Jest jeszcze jeden pozytyw...mojemu mężowi szczęka opadła i podziwia mnie. A mnie śmiech ogarnia, gdy sobie pomyślę, że zawzięłam się tak na te ćwiczenia właśnie przez niego, bo siedział jak król na kanapie z piwem i chipsami i twierdził, że i tak wymięknę po paru dniach :-)
OdpowiedzUsuńZielona zupa - obietnica wiosny. Podoba mi sie ten dodatek mięty. Ostatnio dodałam jej do sałatki z kuskusem i przekonałam sie do niej.
OdpowiedzUsuńJa tez tak mam z ćwiczeniami. Lubie chodzić, spacerować, ale żeby skakać gdzieś po sali gimnastycznej? "Szóstkę" znam i kiedyś się zawzięłam na nią, efekty sa mega szybkie, choć tez mega szybko mijają, jak się przestaje ćwiczyć.
OdpowiedzUsuńFajna ta zupa!
Za mną też chodzi od jakiegoś czasu zupa groszkowa, tylko nie wiedziałam czy jest fajna - a teraz już wiem :-)
OdpowiedzUsuńMój brzuszek też ma wiele do życzenia - kiedyś jak chodziłam za zajęcia taneczne wykonywaliśmy sporo różnych ćwiczeń na brzuch - dawałam radę, bo w domu, samodzielnie jakoś tego nie widzę :-o
Ja tam lubię ruch :-)))
Ble, do zupy z groszku sie nie przekonam ;-) Rzeczywiście, Madonna, choć piękną kobietą jest, to ten jej umieśniony brzuch jest jakiś taki nieapetyczny. A propos diety i ćwiczeń to ja uważam odwrotnie - ćwiczenia są ważne i ujędrniają nasze ciało ale chudnie się przez dietę.Same cwiczenia tylko zaostrzaja apetyt :-(
OdpowiedzUsuńMam ogromną słabość do mięty. Świetny pomysł, aby dodać ją do zupy. Będę musiała wypróbować ten przepis - spodobał mi się.
OdpowiedzUsuńW ubiegłym tygodniu mój mąż również wydrukował mi w robocie tabelkę z "szóstką Weidera" ,już chyba po raz 50 będę się do tych ćwiczeń zabierać.Za każdym razem jak zaczynałam (a pierwszy raz 3 lata temu) wytrzymywałam max 2 tyg.Teraz obiecałam sobie, że wytrwam ... niestety kartka złożona i wciśnięta gdzieś pomiędzy książki.. Zawsze znajdzie się jakaś wymówka.Zaczęłam dietę south beach, więc i tak brzusio maleje.Jestem też pełnoetatową mamą i mam wystarczająco dużo gimnastyki w chałupie :)
OdpowiedzUsuńA Madonna rzeczywiście ma ochydny brzuch!
Zupa wygląda mniamniusio :)
Ty to masz talent!
Pozdrawiam
No! Tego mi było trzeba - tabelki i harmonogramu. I publicznych zobowiązań :) Po Twoim wpisie wygooglowałam sobie wczoraj tą "6tkę". Dzień 1 już zaliczony. Rrrrrr... ale się nakręciłam! Po dwójce dzieci mój brzuch jest fatalny... a wiosna idzie, i lato, i trzydziestkę kończę za 2 m-ce... Postanawiam udowodnić sobie, że jestem w stanie jeszcze wrócić do jako-takiej formy! No! Dzięki Gosia - mam nadzieję, że będę mogła za te 6 tygodni nazwać Cię Matką Chrzestną mojego płaskiego brzucha :)))
OdpowiedzUsuńHahaha powodzenia! Na prawdę trzymam kciuki :))) Bardzo chętnie zgodze się być chrzestną :))) kurcze, moze i ja sie zmotywuje zeby wykonac szóstkę???
OdpowiedzUsuńkiedyś robiłam podchody do tego słynnego pana ;)) ale zapału starczyło na kilka dni jedynie. a zupę muszę wypróbować. uwielbiam wszystko co smaczne i szybkie!
OdpowiedzUsuńZupa - absolutna klasyka, uwielbiam. :) Przy 6W wytrwalam jakies 2 tygodnie, he, he!
OdpowiedzUsuń