Kolejny dzień ulewnego deszczu. Wczoraj po południu kilkadziesiąt minut stałam przy oknie, z Wojtusiem zawiązanym w chuście i nawet bałam się drgnąć, bo tylko w takiej pozycji nie wył. Mela oglądała bajki już drugą godzinę pod rząd. Czekaliśmy tak sobie ściśnięci na powrót taty. Przy tym oknie obserwowałam ludzi, którzy szli ulicą i niewątpliwie wiedli życie skrajnie odmienne od mojego. Zaczęłam sobie wyobrażać, co by było, gdyby moje własne potoczyło się inaczej. Co bym dziś robiła, wraz z nadejściem tej 17:00? Jechała na spotkanie biznesowe? Wstawała od biurka, uwalniała się z kabli, papierów, ogarniała chaos na biurku. Zbierałabym kubki po zupce instant i kawie. Kiedyś wyobrażałam sobie moje biurko, w boksie, w biurowcu należącym do jakiejś korporacji, która być może by mnie zatrudniła. Wyobrażałam sobie mój strój do pracy – zawsze podobały mi się takie spódnice ołówkowe z wysokim stanem i marynarki wiązane taśmami, zamiast zapinane na guzik - na pewno tak chciałabym się ubierać do pracy. I nosić piękne skórzane aktówki oraz torebki dopasowane do klasycznych czółenek - bez jakiejś tam ekstrawagancji. Wyobrażałam sobie zakupy w centrum handlowym po pracy i liczne spotkania z przyjaciółmi w najfajniejszych knajpach całego miasta. Aktywne weekendy, np. wypady do Krakowa lub Wrocławia. No i podroże służbowe. Jak np. wyjazdy mojego dobrego kolegi ze studiów, który, pracując w międzynarodowym molochu od badań klinicznych, zwiedził już hayatty, hiltony i sheratony w połowie europejskich metropolii. Zawsze zapominam go zapytać, co jeszcze tam zwiedził. Odkładałabym na urlopy na Bali lub w Argentynie, gdzie smakowałabym wołowiny, która dusiła się przez 3 dni z przyprawami w półtorametrowym dole wykopanym w ziemi albo uprawiała sporty ekstremalne i potem ładowała facebooka zdjęciami z raftingu czy skoku na bungee.
Ciche westchnięcie... nie moje :) Wojtunio resztkami sił wypuścił powietrze, zwolnił blokadę trzymającą smoczka w buzi i sobie kimnął na moim dekolcie. Cudowne :)
Od kiedy pamiętam, nie wyobrażałam sobie pracy 9-17, zorganizowania, punktualności - jednym słowem jestem najmniej odpowiednią kandydatką na jakieś odpowiedzialne stanowisko. Za to od zawsze chciałam założyć własną rodzinę i kiedyś to nawet chciałam mieć czterech synów :) Jeszcze w ciąży członkowie rodziny pół żartem się zastanawiali jak ja sobie dam radę, przy moim totalnym braku organizacji i bałaganiarstwie...? Jakoś dałam. Nagle okazało się, że umiem, gdy trzeba wszystko co niezbędne ogarnąć. Czyli, być może, w każdej kobiecie drzemie biznes woman - bo w końcu prowadzenie domu, dbanie o potrzeby wszystkich domowników, to jak odpowiedzialne stanowisko w firmie, która musi znakomicie prosperować, by zapewnić stabilność. Śmieję się, że moje służbowe podróże to codzienne spacery z dziećmi, wizyty lekarskie z dziećmi to jak spotkania biznesowe na mieście :) Faktycznie kilka "sekretarskich" rozwiązań wprowadziłam do pracy w domu. Wiele czynności ma ściśle określony czas, np. w czwartki obcinanie paznokci dzieciom, piątek rano podlewanie kwiatów, środy - prasowanie :))) i na prawdę tego się trzymam, bo to ważne - te banalne czynności nadają jakiś rytm. Zainspirowałam się jednym z odcinków "Gotowych na wszystko", gdzie Bree miała właśnie taką rozpiskę, co z prac domowych wykonać danego dnia. Oczywiście spacery też należą do tych codziennych rytuałów. Niestety nie dziś. Z powodu tego deszczu jestem zamknięta jak ptaszek w klatce. Tego właśnie określenia użyłam niedawno, by wyżalić się siostrze - że gdy pada deszcz, to nie mogę wyjść z dziećmi, spotkać się z ludźmi i siedzę osamotniona w domu. I kilka dni temu dostałam od siostry prześliczny i dowcipny prezent: kolczyki przedstawiające ptaszka w klatce :)))
Są świetne, więc nie mogłam się oprzeć by ich tutaj nie pokazać.
A dzisiejszy przepis będzie niestety bez zdjęcia, bo chciałam się z Wami podzielić czymś doskonałym, a na razie tego ciasta nie robię, bo staramy się z mężem nie zajadać słodkościami...
To jest ciasto czekoladowe Giorgio Armaniego :)
3 tabliczki czekolady ( w oryginalnym przepisie są czekolady deserowe, ale ja mieszam pół na pół gorzką z mleczną)
50g cukru
80g mąki
5 jajek
120g masła
szczypta soli
Czekoladę i masło trzeba rozpuścić, podobno w misce nad garnkiem z gorącą wodą, ale ja wrzucam tylko połamane kostki do garnka i na malutkim ogniu. Jak się rozpuści i trochę przechłodzi to wrzucam wszystkie pozostałe składniki i dokładnie mieszam. Następnie można albo wlać masę do foremek od muffinków i wtedy w 180C przez 8-10 minut, albo do formy na tartę i wtedy tyle samo stopni ale 20-30 minut. Ważne aby nie wypiec za bardzo, bo cała płynna czekolada musi się wylewać po przekrojeniu i zlepić podniebienie jedzącego :))))) Koniecznie spróbujcie!!! Jak zrobię przy następnej okazji to dam zdjęcia.
Pozdrawiam i smacznego!!!
Wspaniały przepis, aż mam ochotę go wypróbować, mniaaaammmmm!!! W ogóle to zostałam fanką Twojego bloga - dostarcza mi sporej porcji rozrywki, lubię Twój styl, historyjki i przepisy:) Pozdrawiam z Poznania!
OdpowiedzUsuń:) sama posiadam "harmonogram prac domowych" i to dlugofalowy :) na 2 miesiace do przodu :D swietnei zdaje egzamin :D
OdpowiedzUsuńA przepis... boski!
Uwielbiam Twojego bloga odkąd tu trafiłam. Pozwala mi z optymizmem patrzeć na niektóre aspekty mojego życia. Łączą nas podobne rozterki i dylematy i dzięki temu doskonale Cię rozumiem.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam!
Dzięki dziewczyny, Wasze komentarze są dla mnie bardzo ważne - dobrze jest czuć, że nie jestem sama z tą "rutynowością" :))) odwiedzjacie mnie dalej :)
OdpowiedzUsuńpozdrawiam serdecznie!
przepis wypróbowałam dzisiaj - wyszło super :)
OdpowiedzUsuńmiło słyszeć :) pozdrawiam serdecznie!
OdpowiedzUsuńŚwietnie się czyta twojego bloga. Ostatnio więcej gotuję, bo w końcu mam trochę wolnego czasu. Ciąża mnie uziemiła, więc mogę w końcu zrobić użytek z gromadzonych od dawna przepisów i książek kucharskich. Dziękuję za inspiracje i pozdrawiam z Poznania
OdpowiedzUsuńWłaśnie po raz pierwszy zajrzałam na Twojego bloga ( wcześniej odwiedzałam bloga Twojej siostry). I od dziś postanawiam być Twoją wierną czytelniczką. Tak jak ty mam dwoje dzieci w odstępie półtorarocznym :) I Tak jak Ty duszę się w domu gdy pada deszcz. Gdy czytam takie wpisy czuję się lepiej wiedząc ,że więcej jest takich mam jak ja :) Buziaki kochana p.s: mam ochotę Cię uściskać z radości :)Ewa
OdpowiedzUsuń