Moje pierwsze, po porodzie, wyjście do kina, to był "Seks w wielkim mieście 2", na który wyciągnęła mnie siostra z mamą. Jako że jedynka była totalną klapą, sztampowa, bez polotu - niczego dobrego się nie spodziewałam po drugiej części. Jednak pomyliłam się, bo było świetnie i z humorem. Po powrocie do domu opowiadałam Kacprowi, jak to Carrie dostała od Biga telewizor do sypialni z okazji drugiej rocznicy ślubu, sama zaś mężowi kupiła zegarek Rolexa. Kiedy zaskoczony spytał, czy nie cieszy się z prezentu i co wobec tego chciałaby dostać, powiedziała: "A piece of jewelery would be nice!". Opowiadając tę anegdotkę nie przypuszczałam, że przyniesie mi pewne następstwa...!!!
Kilka dni temu miała miejsce następująca sytuacja: Kacper wrócil z pracy z siatą - zwykłą chamską foliówką i rzucił:
- Mycha! Zobacz jakie fajne kupiłem pieczywko!
- Co?
- Zobacz jakie kupiłem pieczywko.
- Nie jem pieczywa. Miałeś nie kupować. Albo jak już kupujesz, to mi nie pokazuj, będę kwadratowa niebawem!!
- Ale zobacz jakie ciabatelki. Pyszne. Jeszcze takich nie jadłaś...
- I nie zamierzam!
- No ale zobacz tylko proszę...
- Idź mi z tym pieczywem, prosiłam cię...
- Czy możesz, KURWA, zajrzeć do tej siatki...?
No tak - teraz to już tylko się z tego śmiejemy...
Bo wśród kilku bułek i ciabatek leżało małe, granatowe pudełeczko. No a w środku... a piece of jewelery...
Drogie przedstawicielki płci pięknej - wniosek jest taki: po spacerze z dziećmi, podczas którego złapał Was deszcz bez parasola, po wtarganiu wózka (nie mam windy) na piętro, ułożeniu dzieci na drzemkę, samej nie wolno odpocząć!!! Trzeba błyskawicznie się wystroić, uczesać, umalować i nie wiadomo co jeszcze, by nie dopuścić do tego, że ON wraca z pracy z prezentem, a ja z wygniecionymi po jednej stronie włosami (efekt drzemki na prawym boku na kanapie), w mokrych skarpetkach (wdepnęłam w picie, które rozlała Mela), w stroju, no średnio pasującym do jakiejkolwiek biżuterii...
No ale tak jak mi powiedziała kiedyś koleżanka, gdy w podobnej sytuacji jej chłopak wyskoczyl z pierścionkiem zaręczynowym: zrobiła mu wyrzut, bo myślała, że ot tak sobie wychodzą coś zjeść, a tu niezwykła oprawa i wogóle. No nie mógł jej przecież powiedzieć "weź się wylaszcz, bo wychodzimy do ludzi!!!"
Niestety, poza tym, że zepsułam niespodziankę, bo nie zajrzałam od razu do foliówki, to jeszcze tego dnia wspięłam się na wyżyny sztuki kulinarnej, bo na obiad zaserwowałam... kupne, gotowe tortellini z paczki :)))
W zasadzie nic w tym złego są smaczne! I nie ważne, co jest napisane na opakowaniu, czy z szynką, czy serowe, czy ze szpinakiem - każdy farsz smakuje tak samo!
Jesteś Brigite Jones, w tej następnej części, kiedy będzie miała już małe dzieci :-)))))
OdpowiedzUsuńSłodka, słodka, słodka :-)
Hehehe, a powstaje taka część??? Ale pamiętaj, że Bridget podała Markowi jakąś fioletową zupę, nie umiała wogóle gotować - w przeciwieństwie do mnie!!! ale dzięki serdeczne :)
OdpowiedzUsuń