W pewne niedzielne popołudnie
wymieniłyśmy z Anną Marią kilka sms-ów...
U każdej z nas, w kuchni, obroty
zaczęła maszynka do kręcenia lodów! Efekty? Zaraz je poznacie...
Tymczasem wsłuchajcie się w
zawiłości kręcenia, zakręcenia i pokrętności ludzkiego ciała i umysłu!
***
Uwielbiam słowa o wielu
znaczeniach. Ubrane w rozmaite konteksty przekazują odmienne emocje, stany,
polecenia, komunikaty.
Kręcić się. Kręcić. Kręcenie. To
jedno z nich. Jedno ze słów, które oddaje niewiarygodnie wiele. Kręcenie towarzyszy
mi przez całe życie i baaardzo kusi mnie, żeby trochę podsumować, jak to u mnie
z tym kręceniem było.
Od wczesnego dzieciństwa byłam
krętaczem. Wymyślałam niestworzone historie, straszyłam braci wilkami i smokami
w lesie, a mamie opowiadałam, że w szkole ukruszył mi się ząb i sklejono mi go
w gabinecie pani pielęgniarki. Mania wymyślania objawiała się z niespotykanym
rozmachem, ale dla zmylenia czujności słuchaczy, przeplatała się z całym
szeregiem faktów i zdarzeń prawdopodobnych. Mimo częstych wpadek, jawnego
nakrycia na wymyślaniu, szłam w zaparte i kręciłam dalej.
Jako osoba skrajnie zakręcona
posiadam wyraźne, widoczne znamiona tegoż zakręcenia – loki! Które dla zmyłki
od roku wytrwale i stanowczo prostuję. To trochę walka z wiatrakami, trochę
działanie na przekór naturze, a może trochę… chęć ekspresji i dążenia do
uproszczenia własnego, pokręconego „JA”.
Kręcenie odnosi się także do
wielu wymiarów bliskich, osobistych kontaktów z innymi ludźmi.
Najwyższym zaufaniem obdarzamy
tych, u których zawsze, bez względu na wszystko – możemy liczyć na szczerość. Ja,
prawdopodobnie z tchórzostwa, ale też pewnej szczególnej wrażliwości,
wstrzymuję się z ujawnianiem przykrej prawdy i drażliwych opinii. Tak potwornie
ciężko mi to przychodzi, że brnę, kręcę i motam się wśród omijających tematów,
jedynie muskając meritum sprawy. Tylko w szczególnych okolicznościach ważę się
na „prawdę prosto z mostu” i słowo „prosto” ma tu niezwykle ważne znaczenie.
Kręcenie „z kimś” może także
oznaczać niewinny flirt, wesołe zagadywanie, towarzyską otwartość. Oj tak, o
tej stronie swojej natury napisałam już kiedyś baaardzo wiele.
Na koniec – kręcenie może też
określać czyjąś pasję oraz …pożądanie. To co mogę przyznać z całą pewnością –
to, że jestem totalnie zakręcona na punkcie jedzenia, gotowania i cudownego
towarzystwa.
Dziękuję Ci, Aniu za nasze
zakręcone popołudnie i pokręconą znajomość. Za bardzo spontaniczne i wesołe
chwile w kuchni, u każdej z nas, razem, ale jednak osobno, wirtualnie,
podzielone sporą odległością. Wciąż nie wiem, jaki smak lodów przygotowałaś i
ta zagadkowa atmosfera kręci mnie jeszcze bardziej!!!
Tymczasem, zapraszam Was na…
LODY POMARAŃCZOWO-LAWENDOWE
- 200ml śmietanki 30-36%
- 200ml tłustego mleka
- 5 żółtek
- 3 łyżki cukru trzcinowego (początkowo, potem może być potrzebne więcej)
- 3-5 łyżek miodu z kwiatów pomarańczy
- kwiaty oberwane z ok.10 gałązek lawendy
- skórka starta z jednej pomarańczy
Kwiatki lawendy (użyłam suszonej)
delikatnie oberwałam, umyłam i osuszyłam, zalałam śmietanką i mlekiem i
odstawiłam na godzinę do „przegryzienia”. W międzyczasie oddzieliłam żółtka od
białek (białka zamroziłam – wykorzystam je do Pavlovej, jak tylko nadarzy się
najbliższa okazja), starłam skórkę z pomarańczy i przyszykowałam resztę
składników. Po godzinie zaczęłam powoli
podgrzewać mieszaninę mleka i śmietanki z lawendą, dodałam miód z kwiatów
pomarańczy, skórkę z pomarańczy i początkowo niewiele cukru. Do miski z
żółtkami dodawałam stopniowo gorącej mieszaniny, na sam koniec bardzo ostrożnie
przelałam żółtka do gorącej śmietanki i szybko wymieszałam. Wtedy jest dobry
moment na ostateczne spróbowanie masy – trzeba pamiętać, że po zmrożeniu słodki
smak traci intensywność, dlatego masa jeszcze przed kręceniem lodów powinna nam
się wydawać dość słodka. Jeśli tak nie jest można dodać więcej miodu lub cukru
trzcinowego (ja dałam jeszcze jedną „od serca” łyżkę miodu). Kiedy masa lekko
ostygnie, trzeba ją solidnie schłodzić – kilka godzin w lodówce. Po tym czasie
przelałam ją do zmrożonej uprzednio (przez 12 godzin) misy maszyny do kręcenia
lodów i włączyłam urządzenie. Po 30 minutach lody były gotowe, cudowna,
przepyszne i niezwykłe!! Spróbujcie sami przygotować domowe lody, niekoniecznie
z użyciem maszynki. Jest z tym trochę zachodu, ale efekty.. bardzo kręcą!!!
Małgosiu! Mogłabym z Tobą kręcić bez końca;DDD
OdpowiedzUsuńCudowne chwile, a Twoje lody absolutnie fantastyczne! Uwielbiam lawendę! No i zdjęcia - wspaniałe! Dziękuję i już czekam na kolejny raz:*
U każdej z Was inna pyszna propozycja :). Chyba nie będę mogła wybrać i wypróbuję obie. Pozdrawiam!
OdpowiedzUsuńFantastyczny temat do wspólnego kręcenia wybrałyście. Gratulacje!! Lody wyglądają bajecznie. Kusząca propozycja :-) pozdrawiamy
OdpowiedzUsuńTen komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńMuszą smakować obłędnie :)
OdpowiedzUsuńkremowa rozkosz o zapachu lawendy!no niebo:)
OdpowiedzUsuńpoproszę porcyjkę :)
OdpowiedzUsuńuwielbiam takie kulinarne dokonania
OdpowiedzUsuńUwielbiam lody :))) Do tego połączenie pomarańczy z lawendą..... Twoje lody muszą być przepyszne!!!!Pozdrawiam i miłego dnia życzę
OdpowiedzUsuńMusiało pachnieć fajowo.Lawendowe lody, wow.
OdpowiedzUsuń