czwartek, 30 września 2010

Co żeńskie, a co męskie???

Dzisiejsze podejście do wychowania dzieci jest chyba odrobinę bardziej "luzackie", takie odnoszę wrażenie. Często na placyku zabaw spotykam starsze babcie, które mówią do dwuletnich dzieciaczków, całkiem poważnym głosem:
- Jesteś dużym chłopcem! Chłopcy nie płaczą! Nie wolno płakać jak się jest takim dużym chłopcem!
albo do dziewczynek:
- No nie! Dziewczynkom nie wolno się tak złościć! Kto to widział, żeby się tak brzydko złości!
Zastanawiam się kto i kiedy to wymyślił, że
a) chłopcom nie wolno płakać
b) dziewczynkom nie wolno się złościć

W pierwszej ciąży skatowałam się ogromną ilością podręczników, poradników, stron internetowych, blogów i innych lektur na temat pielęgnacji i wychowania dzieci. Czy wspomniałam już, że 99% z nich mam teraz ochotę wyrzucić na śmietnik? Jednak ten 1% porad bardzo do mnie przemówił. Dowiedziałam się, że najzdrowszym objawem u dziecka jest wyrażanie własnych emocji. Że to doskonale, kiedy chłopcy płaczą, a dziewczynki się złoszczą i na odwrót. Że rolą rodzica, ogromnie ważną, jest pomóc dziecku nazwać i poklasyfikować te emocje. Pokazać dziecku, że ja-rodzic rozumiem, że jest ci przykro, że jesteś zła, że cię boli, widzę, że się cieszysz. Chyba nie ma tu znaczenia pleć dziecka, bo nie uważam, że chłopczyka ma mniej boleć upadek z chuśtawki niż dziewczynkę. Co do zaś pozostałych różnic miedzy płciami...

Kiedy w drugiej ciąży dowiedziałam się, że będę miała synka, byłam przerażona - jak uda mi się go wychować. W domu miałam już półtoraroczną dziewczynkę i sama - będąc kobietą - miałam jakieś blade pojęcie, że oto wychowuję istotę podobną do mnie, że mogę polegać na własnej intuicji. No a od znajomych usłyszałam, że chłopcy i dziewczynki są odmienni już od chwili narodzin. Znowu sięgnęłam do tych nieszczęsnych poradników, ale nic mi to nie dało... Na razie z bliska obserwuję rozwój córeczki -Meli, bo Wojtunio jest jeszcze malutki, ale mam też siostrzeńca do porównania, jak to jest z chłopcami.
Gdy urodziła się Mela, to od początku starałam się nie stosować podziału na zabawki męskie i żeńskie, więc owszem, Mela dostała w prezencie dużo różowych i dziewczęcych grzechotek, gryzaczków i miękkich laleczek, ale też wielką siatę zabawek po synku mojej siostry, które okazały się hitem! Były tam auta, wóz strażacki, elementy statku pirackiego Lego, ale też odkurzacz i wózeczek dla lalek, w którym mój siostrzeniec woził sobie misie! Czyli moja siostra miała to nowe, świetne podejście, że to nic złego, gdy chłopiec lubi bawić się w sprzątanie, no i czemu nie miałby mieć wózeczka?
Obecnie ulubione zabawki mojej córki to lala-bobas, którą karmi piersią (! naśladowała mnie, jak karmiłam Wojtusia), ale najbardziej ukochane są "żelaźniaczki" lokomotywy z bajki "Stacyjkowo" i mały samolocik. No ale nikogo nie dziwi, gdy dziewczynka bawi się zabawkami przeznaczonymi dla chłopca, a odrotnie to już przesada! Tymczasem mój siostrzeniec to już stuprocentowy 7-letni chłop, który trenuje hokeja, ale lala Meli intryguje go niesamowicie - i jak tu się dziwić, skoro dla niego to taka sama nowość jak pojawienie się w rodzinie Wojtusia - wbrew stereotypowi, że malutkimi dziećmi interesują się tylko dziewczynki.

Mela miała w zwyczaju włazić do gondolki wózka ze swoją lalką, zawijała koszulkę i karmiła piersią :))) następnie lala bekała!!!

A Wojtunio... jest bardzo płaczliwym dzidziusiem, nie jak na chłopca przystało, według tradycyjnego podejścia. A z zabawek... cóż, na razie najbardziej podoba mu się przepiękna, szeleszcząca lala -  którą Mela dostała od dziadków na jej pierwszą gwiazdkę. Nie mam nic przeciwko temu, żeby się nią bawił i nadgryzał :)
Chyba mnie samej wydaje się, że mam do tych spraw bardzo rozsądne i wyważone podejście. Ale co zrobię, gdy Mela będzie chciała trenować np. zapasy...?? :((( chciałam zaszczepić jej takie fundamenty kobiecości, żeby była delikatną dziewczynką, ale rzeczywistość wymyka mi się z pod kontroli, bo rośnie mi tu łobuz. Pociesza mnie jedynie, że Mela od dawna przejawia jakieś zamiłowanie do porządku (którego nie mogła odziedziczyća po mnie!), zaś mój siostrzeniec wprost przeciwnie (a powinien to wyssać z mlekiem matki - idealnie poukładanej i porządnej). Czyli może każde dziecko chce sprobować wszystkiego, a potem i tak pójdzie jakimś swoim torem zgodnym z tym co sobie zaplanowała natura...? to brzmi niesamowicie filozoficznie, a co gorsza stawia mnie w okropnym świetle - jako największego bałaganiarza pod słońcem :)))))

Dzisiejsza propozycja na obiad to błyskawiczne danie, które nazywam "Oszukanym chińczykiem" :)
Oszukanym, dlatego, że jest to po prostu ryż z warzywami i kurczakiem, ale moja córeczka to uwielbia, a ja mam poczucie, że zjada jarzynki i jestesmy obie szczęśliwe.

Oszukana chińszczyzna
Przygotujcie:

paczkę mrożonej włoszczyzny (chyba, że wolicie kupić świeże, obierać i siekać w słupek :))) )
pierś kurczaka
2op. ryżu, najlepiej jaśminowego (ja używam KUPIEC)
2 ząbki czosnku
trochę pokrojonej cebulki
jeśli macie ochotę to też kawałek świeżego imbiru startego na tarce, ewentualnie paprykę, ale ja tym razem nie miałam :)
buteleczkę sosu sojowego (uwierzcie, że rozrózniam już ich smaki, więc polecam Kikkoman)
sos Teriyaki (uwielbiam jego karmelowy posmak, jest doskonały)

Kurczaka posypcie solą, pieprzem, suszoną papryką i podsmażcie. No tak, oczywiście przedtem pokrójcie w kostkę :)
Osobno podsmażcie czosnek przeciśnięty przez praskę lub poplasterkowany - jak lubicie, z cebulką i imbirem i wrzućcie mrożonkę. Kiedy trochę zmięknie dolewam niepoprawne ilości sosu sojowego i teriyaki, doprawiam pieprzem, można też wrzucić inne przyprawy, ale ja to gotuję dla dwulatki, więc zachowuję rozsądek. Chociaż podobno jeśli od małego przyzwyczaja się dzieci do ostrego - po trochu - to szybko uczą się tolerować takie dania. Ja bardzo wcześnie wprowadziła małej czosnek - bo bez tego nie wyobrażałam sobie ugotowania czegokolwiek :)
Na koniec ugotujcie ryż i w jednej misce wymieszajcie warzywa z ryżem i kurczakiem. Ja już u siebie dolewam jeszcze mnóstwo sosu sojowego, a Kacper hot chilli. Pycha!




6 komentarzy:

  1. Święta prawda, a Mela karmiąca lalę normalnie "wymiata". Od razu poprawił mi się humor :-)

    OdpowiedzUsuń
  2. Wykorzystałam dziś Twój przepis na chińszczyznę - wyszło super pysznie :-)

    OdpowiedzUsuń
  3. :-) Niestety Kacper nie miał ochoty, ale my z mężem pochłonęliśmy wszystko :-o

    OdpowiedzUsuń
  4. Mimo tego, że nasz Skrzacik ma "dopiero" 4m-ce, niejednokrotnie rozmawialiśmy na temat zabaw i samych właśnie zabawek. I tak jeżeli Junior będzie z zapałem wyrywał mi miotłę- dostanie swój zestaw "małego sprzątacza" i guzik mnie będzie obchodzić, że niby...sprzątają dziewczynki. Albo parę "babskiej" zastawy...Nie chcielibyśmy, żeby nasz Syn wyniósł z domu poczucie, że to kobieta sprząta, gotuje itd. Bo oprócz obserwowania nas, mamy zamiar włączyć Go do różnego rodzaju czynności. I tak samo z uczuciami- pięknie napisałaś o ich wyrażaniu:)

    OdpowiedzUsuń

Podziel się opinią!

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...