czwartek, 23 września 2010

Today on desperate housewife...

Kacper jest na służbowym wyjeździe do Berlina. Takie wyjazdy zdarzają się bardzo rzadko, ale zawsze są dla mnie wykańczające. Ogroooomny szacunek dla samotnych matek... Jak one sobie radzą i nie wariują? Aż wstyd się przyznać, jak mam dobrze, że codziennie, gdy nadchodzi ta 17:00, to przychodzi wsparcie w postaci Kacpra. Nadgodziny i weekendy w pracy to również rzadkość. A wierzcie mi, jak strasznie można się natachać, żeby przez kilka dni samej ogarnąć te dzieci, dom i psa... 
Dźwięczy mi w uszach zabawne zdanko, powtórzone mi przez przyjaciółkę (autorem jest jej mąż). Gdy spytała go, czemu nie może czasem wstać w nocy do dziecka, odparł: "Przecież wy, kobiety, macie ten hormon, który pozwala wam nie spać i nie odczuwać zmęczenia"... Nie wiem nic na temat tego hormonu, może go, cholera, nie produkuję?! Ale jeśli w jakiejś aptece można go kupić, to podrobię receptę, tylko dajcie mi wszystkie potrzebne namiary...
Bo dziś jestem po prostu wykończona. Mela nasiusiała na łóżko (swoje), a Wojtunio zrobił kupę, dla odmiany, na nasze. Molo (mój pies) dwa razy zwymiotował w kuchni, i wogóle miał jakies problemy żolądkowe, bo dwa razy musiałam z nim wyjść poprzedniej nocy... Wojtunio zasnął o 1:00 ale wyspał się już o 5:00 i taki był radosny, że obudził Melunię już o 6:00. Potem tak marudzili, płakali, kasłali, pluli i wyli, że musiałam wyjść z domu zostawiając wszystkie prześcieradła obsiusiane i obkupkane, wszystkie brudne naczynia, składniki na obiad - po prostu wszystko porzucić i wyjść jak najprędzej z domu, bo wiedziałam, że tylko na spacerze będzie względny spokój. Wróciłam o 17:00 i ogarnianie ich trwało do 20:00, teraz zaś pod rząd nastawiłam kilka pralek, zrobiłam obiad na jutro, zmieniłam pościel, ogarnęłam brudne i czyste naczynia, posprzątałam zabawki, pochowałam suche ubrania, wyszłam z psem - jak na chwilę wpadła moja mama, umyłam podłogi i teraz po prostu padam...
Niech ktoś mi tylko powie, czy to nie jest ciężka praca...?
A myślałam, że jak nie będzie Kacpra to spędzę kilka wieczorów z książkami i się zrelaksuję...


Dziś proponuję prościusieńkie grzaneczki i oliwę czosnkową. Oliwa to dobry pomysł na prezent - sama kiedyś dostałam od przyjaciółki słoik domowej roboty oliwy czosnnkowej. Wystarczy posiekać kilka ząbków czosnku, wrzucić do wyparzonego słoja lub butelki i zalać oliwą. Aromat jest intensywny już po paru godzinach, ale najlepszy po tygodniu. Najlepiej jednak zużyć w ciągu kilku tygodni.

A grzaneczki to kawałek chleba posmarowany oliwą czosnkową, starty ser i kilka posiekanych oliwek na wierzch. Kilka minut w gorącym piekarniku i gotowe :)


5 komentarzy:

  1. Mega Podziw.

    Co do tego hormonu to dość ciekawa teoria... mój mąz jak go prosze żeby w nocy powstawał do małej i dał mi się wyspać to mówi "ale po co tak?"...

    OdpowiedzUsuń
  2. No tak, bo po co on ma być nie wyspany, skoro my mamy ten hormon i nic nam się nie stanie jak sobie wstajemy i nie śpimy :))) tak jest po prostu sprawiedliwie :))

    OdpowiedzUsuń
  3. Cudny dzień miałaś :P U mnie podobnie już od kilku dni:-o
    Grzaneczki pysznie wyglądają :-)

    OdpowiedzUsuń
  4. Świetne w swojej prostocie, dziś spróbujemy zrobić.

    Jako żona weekendowego męża i weekendowego tatusia dodam tylko, że do wszystkiego da się przyzwyczaić, nawet do całotygodniowej samotności, frustracji, zmęczenia. Normalka, życie. Płaczesz tylko przez pierwsze pół roku.
    Pozdrawiam, aga

    OdpowiedzUsuń

Podziel się opinią!

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...