Człowiek nieustannie zmienia swoje podejście do wielu spraw, stąd też to, co mogło go dawniej dziwić, gorszyć czy oburzać - nagle przestaje. Przestaje po to, by już w innym momencie życia poglądy ponownie uległy zmianie i wróciło zdziwienie, zgorszenie i oburzenie dotyczące pewnych spraw.
Ja obecnie jestem w fazie "Nic mnie nie zgorszy, mało co mnie zaskoczy"... :)
Niedawno, ku ogromnemu obrzydzeniu mojej mamy i siostry, postulowałam, by zachować daleko posuniętą naturalność w życiu rodzinnym i nazywać rzeczy po imieniu - zwłaszcza te dotyczące fizjologii :)
Pewnie zarówno mama jak i siostra spadłyby z krzesła, gdyby usłyszały jak bardzo zaawansowanie ta naturalność jest praktykowana u mnie w domu !!!
Przykładem mogą być jedynie nasze poranne niedzielne czułości i mój swobodny mąż, który oznajmił:
- O! To wichry namiętności! .......
Tak Moi Drodzy - przeszłam daleką drogę OD: udawania, że fizjologia nie dotyczy kobiet, od udawania że bąki mojego męża to jakaś wada mojego słuchu :) , od mówienia "Czy chcesz herbatę?", włączania czajnika i w tym czasie biegiem, chyłkiem do toalety - DO: najpierw tolerowania, a potem pełnej akceptacji tego wszystkiego :)!!!
Przeszłam tę drogę i wierzcie mi - nie jest taka straszna i wyboista! :)
Kolejny przepis służący "przemytowi" czegoś zdrowego do brzuszka Meli to:
Puree z ziemniaków i selera
1kg ziemniaków
1 duży seler
1 ząbek czosnku
gałka muszkatołowa
50g masła (niestety!)
szklanka pełnotłustego mleka
sól i pieprz
Ziemniaki gotuję w osolonej wodzie, w łupinach, wtedy lepiej zachowują swoje właściwości, skórka zapobiega też takiej dziwnej szorstkości, która czasem zdarza się przy przydługim gotowaniu ziemniaków. Po odcedzeniu i ostudzeniu zdejmuję skórkę i przeciskam ziemniaki przez praskę prosto do garnka. Osobno gotuję obrany i pokrojony w kawałki seler. Gdy jest miękki również trafia do praski. Na tarce ścieram ząbek czosnku oraz ok. pół łyżeczki gałki muszkatołowej. Dodaję masło, póki masa jest gorąca i mieszam. Dodaję powoli mleko, najlepiej trochę podgrzane - nie całe od razu, bo może się okazać, że puree będzie zbyt rzadkie. Mieszam i doprawiam solą i pieprzem. Masa powinna być jeszcze gorąca, więc może od razu trafić na stół, smacznego!
W moim domu rodzinnym nie było raczej problemu z fizjologią. Wszystkie tego typu sprawy były traktowane dość naturalnie. I tak samo ja w moim domu nie robię z tego większego problemu tak samo mój mąż.
OdpowiedzUsuńI pytanie do Ciebie w związku z fizjologią :-) - jak długo trwała nauka robienia siusiu i kupki na nocnik u Meli, jak długo chodziłaś za nią ze ścierą i non stop przebierałaś? Miesiąc?
Pozdrawiam i miłego dnia życzę :-)
W wakacje próbowałam nauczyć ją robienia na nocniczek przez miesiąc - ciągle prałam, wycierałam, podkładałam ceratki - koszmar! Odpuściłam sobie, a w listopadzie sama raz przypadkowo nasiusiała do grającego nocnika i to był jakiś cud, bo od tamtego jednego razu nie chciała już nosić pieluchy. Po trzech tygodniach przestałam też zakłdać na noc, tylko kolo północy ją przez sen "odsiusiuję" na nocniczek. Po prostu ona już była na to gotowa, na nocniczek, a wtedy w wakacje to ja bardzo chciałam, a dla niej było za wcześnie. Powodzenia!
OdpowiedzUsuń;-)
OdpowiedzUsuńHehe, kapitalny wpis! :-)
OdpowiedzUsuńmy jesteśmy na etapie, w którym Maż już nie puszcza wody w wannie lub pod prysznicem, gdy siada w toalecie. Metoda malych krokow:-)
OdpowiedzUsuń