Niedawno, w ramach przeszukiwania blogów innych bloggerów, natknęłam się na Czytającego Faceta! Facet ten pisze bloga, by udowodnić, że czyta, bo potrafi :) to oczywiście żart - blog jest o książkach, które ów Facet przeczytał lub zamierza przeczytać. Jest tam lista 100 książek, które Facet zamieszcza za wirtualną polską, które podobno należy przeczytać przed śmiercią. Zapoznałam się z tą listą i kurcze, lepiej już umierać, niż czytać książki z tej listy. Litości! Facecie! Nie czytaj tej listy, bo rzeczywiście umrzesz prędzej! Na depresję i z jakiegoś obłędu, bo książki z tej listy to prawie same ciężkie, trudne i depresyjne rzeczy. Obok "Kubusia Puchatka" i "Alicji w Krainie Czarów".
W zasadzie na ślepo mogłam zgadnąć, że na pewno na takiej liście znajdzie się "Dżuma" i "Ulisses" i oczywiście, że były! "Wielki Gatsby", "Buszujący w zbożu", "Mikołajek" - super, ale "Biesy", "Bracia Karamazow" i "Proces" - czy to na prawdę lektura obowiązkowa dla każdego??? Jeśli chodzi o "Biesy" to przebrnęłam przez kilkadziesiąt pierwszych stron i już mnie dusiło z mroczności i ciężaru tej książki. Na liście są cztery książki Dostojewskiego! Nie wystarczy jedna, by się zaje...ać?? Nie ma tam "Faraona", nie ma "Przeminęło z wiatrem", ale jest Lalka, której nigdy nie skończyłam, bo mało nie dostałam depresji od pamiętnika starego subiekta, a żeby zabić czas w czasie tej lektury wygryzłam wszystkie paznokcie obu rąk!
Wszystkie takie listy to bardzo subiektywna sprawa - bo są pisarze nagradzani Noblem, są tacy, którzy nie są wirtuozami literatury, a czyta ich cały świat.
Moja lista na pewno byłaby inna. Zawsze chciałam taką stworzyć i polecić komuś książki, które na mnie zrobiły ogromne wrażenie, jak Irwina Shaw'a: "Hotel Świętego Augustyna", "Szus" i "Chleb na wody płynące". Jodi Picoult: "Bez mojej zgody" lub "Deszczowa noc". W dzieciństwie uwielbiałam Curwooda i Londona, których żałosny brak na liście Faceta bardzo mnie zmartwił! Zwłaszcza Londona, a konkretnie książki "Martin Eden", którą przeczytałam w wieku nastoletnim i nie mogłam pojąć jak w książce może chodzić o to, że nie zawsze warto realizować wszystkie postawione cele. Absolutnie ubóstwiam "Przeminęło z Wiatrem" i "W pustyni i w puszczy" - przeczytałam je kilkanaście razy. Parę lat temu pokochałam Doris Lessing - to noblistka literacka 2007 - wszystko co napisała jest wyjątkowe. I obowiązkowo wszystkich zachęcam do serii o Harrym Potterze - czy nie pomyśleliście nigdy, że skoro kobitka sprzedaje miliony egzemplarzy na całym świecie, to te setki milionów ludzi nie mogą się mylić??? Nie każdemu dany jest dar czucia magii, ale kto nie spróbuje - ten się nie przekona. To samo dotyczy Władcy Pierścieni, który na dodatek jest majstersztykiem literackim. Długo by wymieniać. Książki trzeba czytać, warto, jak Facet, zaplanować sobie kilka na zapas, na przyszłość. Warto pytać kto jakie poleca i dlaczego. Więc ja zrobiłam dzisiejszy wpis, na dowód, że też czytać lubię i potrafię :)
Ale najlepiej wychodzi mi gotowanie :)
KURCZAK Z ZIELONĄ FASOLKĄ W SOSIE TERIYAKI
- podwójna pierś kury
- paczka mrożonej zielonej fasolki szparagowej
- 2 paczki ryżu jaśminowego
- kilka ząbków czosnku
- paczka mrożonej włoszczyzny pociętej w słupek
- papryczka chili lub peperoni
- kilka łyżek sosu teriyaki
- kilka łyżek sosu sojowego Kikkoman
- łyżka miodu
- kawałek świeżego korzenia imbiru
- oliwa, sól i pieprz
- sok i skórka z połowy cytryny
Marynata do kurczaka
miód, łyżkę oliwy, połowę sosu sojowego i teriyaki mieszam w misce, dorzucam odrobinkę soli i sporo mielonego pieprzu. Dokładam kurczaka pokrojonego w kostkę, na tarce ścieram ok. 2cm korzenia imbiru i pół ząbka czosnku oraz skórkę z cytryny, następnie wkraplam sok z cytryny i wszystko mieszam, by całe mięso pokryło się marynatą. Odstawiam pod przykryciem do lodówki na co najmniej pół godziny
Marynata do fasolki
sos sojowy i teriyaki z oliwą, czosnkiem pociętym w plasterki, solą i pieprzem wkładam do miski i wrzucam fasolkę. Moje danie jest przeznaczone dla całej rodziny, więc papryczkę chili smażę osobno, bo jest za ostra dla Meli. Ale jeśli robicie tylko dla siebie - dodajcie pokrojoną papryczkę od razu do miski z fasolką. Niech fasolka przejdzie trochę aromatem przypraw i sosów. Następnie podsmażam ją na patelni do miękkości.
Kurczak po marynowaniu również trafia na patelnię, gdzie podsmażam go powoli - trzeba uważać, bo zbyt silne podgrzewanie spowoduje, że sosy i miód się przypalą, a mięso pozostanie surowe. Na początku może się po prostu dusić na malym ogniu, gdy jest już ugotowany można zwiększyć temperaturę i delikatnie skarmelizować miód i sosy.
Ryż gotuję według przepisu, a następnie mieszam z włoszczyzną i doprawiam oliwą, sosami sojowym i teriyaki (na prawdę jestem fanatycznie uzależniona od tych sosów!!!), cały czas podgrzewając. Trzeba to wszystko grzać i pilnować niemal jednocześnie, bo ostatecznie na talerzu ma się znaleźć: kurczak wymieszany z fasolką, podsmażona chili do podania (dla mnie i Kacpra), ryż z warzywami. U mnie jest wtedy niezły syf w kuchni, ale najważniejsze, że dobrze smakuje. Jeśli ktoś chce może sam zrobić sos teriyaki - jest mnóstwo przepisów w internecie, ja z pośpiechu zawsze używam gotowca z butelki.Smacznego!
Pych obiadek! Zjadłabym taki ;-)
OdpowiedzUsuńJa też czytać potrafię ;-) A na Święta polecam Johna Grishama "Ominąć Święta" - zbawna książeczka, tak inna od reszty jego znanych pozycji.
Niedawno przeczytalam "Bez mojej zgody". Tak naprawde to tez strasznie depresyjna ksiazka..... moja poduszka byla mokra od lez ;)
OdpowiedzUsuńZa to wielbię swój obecny stan i L4, gdyż zaczytać się mogę już na zapas. Dostojewskiego aż tak bardzo nie krytykuję, bo sama w liceum przechodziłam fazę fascynacji jego książkami. Obecnie uległam innym milionom: Millennium Stiega Larssona!
OdpowiedzUsuń