sobota, 19 lutego 2011

COŚ OSOBISTEGO!!!

Niedawno, zupełnie przypadkiem odkryłam, że nie mam swojej szczoteczki do zębów! To znaczy mam, ale jednocześnie nie mam w tym sensie, że nie jest... tylko moja!!! Unikając oklepanego podziału, że to co damskie ma być różowe, a to co męskie - niebieskie lub granatowe, kupiłam dla siebie szczoteczkę granatową, a dla męża jaskrawo zieloną. Dziś rano wchodzę do łazienki, a tam Kacper w wannie, polewa się prysznicem, pieni się tym swoim męskim żelem i w ustach trzyma przygryzioną moją szczoteczkę!!!

- Jak długo to trwa?!!! - wrzasnęłam, co najmniej takim tonem, jakbym go pytała o świeżo odkryty romans!
- Co takiego?! - trochę się wydygał :)
- Używasz mojej szczoteczki!!!
- Nie kochanie, ta jest moja! Twoja jest zielona!
- Tak?!!!
- yyy... tak.

Nie myślcie sobie, że się brzydzę, że mam coś przeciwko - nic z tych rzeczy! Przywykłam już do sytuacji, w których ledwo przyjeżdżamy na miejsce wypoczynku, a okazuje się, że Kacper tradycyjnie zapomniał szczoteczki i przez cały pobyt używamy tylko mojej. Tu chodzi po prostu o zasady! Moja szczoteczka jest zawsze taka ...zadbana, a jego wygryziona, z witkami sterczącymi na wszystkie strony! Po prostu chcę mieć w tym domu coś wyłącznie swojego - a nawet taka drobnostka jak szczoteczka, no cóż... okazuje się, że to niemożliwe. Nie mam:
- swojego łóżka, prawie co noc ląduje w nim co najmniej jedno dziecko, a w dzień Mela podczas zabawy z psem rozkopuje precyzyjnie pościeloną narzutę,
- swojej szczotki do włosów, ciągle zabiera ją do zabawy Mela, parę tygodni temu upuściła ją na podłogę i odpadł trzon i tak "okaleczoną" przyniósł mi ją w pysku mój pies...
- swojego komputera - wieczna walka o laptopa, kiedy dzieci śpią przybiera na sile i zagraża zgodności naszego małżeństwa!
- swoich skarpetek - mam, ale w szale chowania wszystkiego "na miejsce" Kacper ciągle kosi moją bieliznę do swojej szuflady, gdzie przepada na długie tygodnie!
- swoich posiłkóww w lodówce: dzwonię ze sklepu:
- Kochanie chcesz, żeby ci kupić serki waniliowe?
- Nie dziękuję.
- Na pewno? bo sobie kupuję.
- Niee, mi nie kupuj.
Oczywiście gdy następnego dnia zaglądam do lodówki nie ma co najmniej jednego!

Pod swoją poduszką nieustannie znajduję dziecięce zabawki, piszczałki, smoczki i inne cudeńka. Z mojej książki "ktoś" notorycznie wyjmuje kolorową zakładkę. Moje tygodniki "ktoś" ciągle rwie na strzępy i gniecie najciekawsze strony.

AAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAaaaaaaaaaaaa!!!!
Chcę mieć coś tylko swojego, własnego!!!!!!!!!!!!!!

Masz sobie swojego bloga. Tam ci nikt nic nie rusza.
aaa? Co racja to racja!

MUSZELKI Z SOSEM ŚMIETANOWO-MIĘTOWYM Z GROSZKIEM

Oto kolejny rewelacyjny  przepis Jamiego - myślałam, że jeśli chodzi o makarony to nic już mnie nie zaskoczy, a jednak! To danie pochodzi z dodatku kulinarnego do Gazety Wyborczej, dodawali dania Jamiego jakoś jesienią.

  • 10 plastrów boczku wędzonego
  • 300g groszku *
  • małe opakowanie kwaśnej śmietany do zup
  • sok z 1 cytryny
  • mięta **
  • garść parmezanu
  • paczka makaronu muszelki
  • kawałek masła
  • oliwa, sól, pieprz
* groszek miał być mrożony, ale takiego nie miałam, więc użyłam z puszki - było świetnie
** już się domyślacie, że mięta też miała być świeża? no tak, ale też nie miałam, więc rozcięłam saszetkę herbatki ziołowej "Liść mięty" i wsypałam do dania pół saszetki - wyszło doskonale

Boczek pocięłam nożyczkami na małe kawałki i podsmażyłam na patelni na oliwie z dodatkiem masła. Dodałam groszek, następnie śmietanę i miętę. Doprawiłam solą i pieprzem. W międzyczasie ugotowałam makaron i gdy był gotowy dodałam kilka łyżek gotującej się wody z makaronu - do sosu. Potem odcedziłam makaron, wsypałam do sosu, dodałam sok z cytryny i parmezan i dokładnie wymieszałam. Zakochaliśmy się w tym daniu bez pamięci! Następnego dnia poczłapałam do sklepu po mrożony groszek i świeżą miętę i w przyszłym tygodniu zrobię to danie jeszcze raz, jak "Jamie przykazał" :) oto nasz makaron:







9 komentarzy:

  1. A u mnie na odwrót - wszystko tak jakby moje (póki co) jak szczoteczka Małżona przestaje "wyglądać" to ją wyrzucam i nakazuję kupić sobie nową :D
    Makaronik pycha wygląda :D

    OdpowiedzUsuń
  2. Ubawilam sie setnie - szczoteczkowa historia brzmi jak zywcem wyjeta z mojego domu, z tym, ze to ja jestem ta, ktorej sie myli (swoja droga, obie szczoteczki sa niebieskie, z tym, ze jedna wpada w granat, a druga bardziej w blekit :))
    Makaron wyglada oblednie!

    OdpowiedzUsuń
  3. Ja przez jakiś czas brałam nie wiedzieć czemu szczoteczkę męża do mycia swoich zębów :-D Nie wiedzieć czemu, chcyba z przemęczenia :-o

    A kolory mamy standardowe ja różową on niebieską :D

    OdpowiedzUsuń
  4. U mnie jest zawsze bitwa o gąbkę do kąpieli... Ja po prostu nie lubię pachnieć jak mężczyzna i zawsze kupuję sobie małą i szorstką gąbkę... i co? wchodzę do łazienki a moja gąbeczka leży w pianie i pachnie męskim żelem do kąpieli! I nie daje się go wypłukać :(

    OdpowiedzUsuń
  5. U nas jest podział: moja zielona, M - niebieska. Jego też jest zawsza sfatygowana, a włoski sterczą na wszystkie strony, więc nie mamy problemów z rozpoznaniem :-) A Wasza historia nieźle mnie rozbawiła.

    OdpowiedzUsuń
  6. A jeśli chodzi o gotowanie dla Wojtaska, to bardzo się Cieszę, że Cię natchnęłam :-) Ja Stachowi gotuję od początku, gdyż: 1) nie smakowały mu zupki ze słoiczka (deserki owszem), 2) konsystencja słoiczków jest dla nas za "papkowata",a moje dziecko lubi żuć i gryźć. Też czekamy na świeże owoce i warzywa, a narazie radzimy sobie stosując mrożonki. Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
  7. na długi czas odizolowałam się od blogowej społeczności, ale znów powracam :D Za każdym razem inspirujesz mnie głębszych przemyśleń. Tak samo z tą szczoteczką. Ja "walczę" o swoją przestrzeń, ale nie raz zdarzyło się, że moja gąbka trafiła w ręce nie-męża.

    OdpowiedzUsuń
  8. i masz swój jedyny, niepowtarzalny notes z przepisami!!!

    OdpowiedzUsuń

Podziel się opinią!

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...