Koniec świata za 25 lat.
O 8.50 na Minimini zaczyna się "Świat Małej Księżniczki" - doskonały moment, żeby przybić gwoździa - jak mówi mój mąż, czyli kimnąć na kanapie w stanie "stand by" - monitorując jednocześnie co robią dzieci. Chyba przypadkowo wcisnęłam łokciem, półdupkiem, stopą - wlaściwie nieistotne czym - coś na pilocie, bo nagle przeskoczylo na tvn24, a tam na pasku info o niechybnym zderzeniu z Ziemią jakiegoś OBIEKTU. Co za bzdura. Zaraz wyrzuciłam to z pamięci. W półśniewcisnęłam guziki odpowiadające cyfrom 5 i 8, co z powrotem Melcię przeniosło do Świata Księżniczki, a mnie - do świata kimy :)
Nieświadoma nieuchronnej zagłady przyrządziłam na obiad wspaniałe steki z tuńczyka, które Kacper przywiózł z nad morza (pisałam już kiedyś o moim gniewie, frustracji i bezsilności wobec faktu, że w Gdańsku kilogram tych steków kosztuje 30pln a w Warszawie między 70 a 90pln!). Do steków podałam salatkę z mlodych ziemniaczków według Jamiego Olivera. I zaraz potem zadzwonił kuzyn Kacpra z sensacyjną informacją, więc temat końca świata powrócił... Chłopaki się pośmiali, żartowali, że nie ma co odkładać na emerytury, więc zlożą podanie o wypłatę środków z III fillaru, a potem się rozmarzyli, co z tymi pieniędzmi zrobią. No a ja... znów zaczęłam zastanawiać się nad tą OSTATNIĄ potrawą :))) pisałam już Wam kiedyś o wyborze Nigelli i moim (kromka chleba Baltonowskiego z masłem!), dania którego chcemy posmakować przed śmiercią... brzmi makabrycznie, ale można puścić wodze fantazji i ... wpaść w popłoch!!! Tylu potraw jeszcze nigdy nie przyrządziłam, pomimo, że istnieją, są spisane w moich licznych książkach, podkreślone mazakiem, zagięte strony, zakładki umazane jajkiem - setki przepisów, które dopiero mam w planach! Brakuje czasu na to, by wszystkie wyprobować, a dodatkowo jest ogromna liczba dań, do których chcę wracać, przyrządzać je często, ponownie, kosztem rezygnacji z tego NOWEGO. Uwielbiam nowe przepisy, ale nic mi nie zastąpi sprawdzonych, ukochanych sosów do makaronu, zup, ciast. Ale spróbowałam sobie na nowo odpowiedzieć na pytanie, a właściwie dwa: gdyby koniec świata był bliski, które z dań chciałabym zjeść po raz ostatni, a które po raz pierwszy?
Wydaje mi się, że makaron z klasycznym sosem pomidorowym lub tradycyjny rosół byłby w stanie zapewnić mi "przeniesienie" wspaniałych smaków stąd... do wieczności :))))
A z nowych, nigdy nie próbowanych potraw chyba skusiłabym się na jakiekolwiek danie z prawdziwej budy gdzieś w Tajlandii, na taką pstrą "strawę" z mięsa i wielu warzyw z sosem rybnym, ostrygowym, posypane dymką i chili. Póbowałam już robić dania tajskie wiele razy, za to nigdy nie byłam w Tajlandii i jestem przekonana o tym, że taka potrawa z ulicznego bazaru byłaby ucieleśnieniem moich marzeń o niezwykłym połączeniu smaków!!!
W perspektywie tak bliskiego końca świata nie ma się co również zbytnio odchudzać, dostałam więc przyzwolenie na zrobienie tarty cytrynowej, bo była jednym z pierwszych pomysłów na dania, których jeszcze nigdy sama nie zrobiłam! Zdjęcia i przepis wkrótce.
a mój wspomniany obiad:
STEKI TUŃCZYKA W SOSIE BAZYLIOWO CYTRYNOWYM Z SALATKĄ Z MLODYCH ZIEMNIAKÓW
tuńczyk:
- 2 grube plastry mięsa z tuńczyka
- sól, pieprz, oliwa
- sok z 1 cytryny
- garść liści bazylii
sałatka
- 0,5kg młodych ziemniaków
- 1 czerwona cebula
- 2-3 łodygi selera naciowego
- garść kaparów w occie
- sól, pieprz, oliwa
- sok z 1 cytryny
Steki natarłam oliwą, posypałam solą i pieprzem i usmażyłam na patelni grilowej, starając się nie spiec mięsa w środku. Ziemniaki ugotowałam, a w międzyczasie obrałam łodygi selera, posiekałam na cienkie plasterki, przeplukałam kapary z octu, posiekałam drobno czerwoną cebulkę i wszystko wymieszałam na dużym talerzu. Gdy ziemniaki się ugotowały, od razu dodalam je do pozostałych składników sałatki i wszystko polałam dressingiem z loiwy, soku z cytryny i pieprzu oraz soli. Na wierzchu sałatki ulożyłam gotowe steki z tuńczyka, które polałam rozgniecioną w moździerzu bazylią z dodatkiem soku z cytryny, oliwy, soli i pieprzu. Absolutnie doskonały zestaw, idealne połączenie smaków!!! To chyba najlepsze danie na koniec świata!
:) Bosko.
OdpowiedzUsuń1. Uwielbiam ten czas na "przybicie gwoździa", kiedys bym nie uwierzyła że można spać z jednym okiem półotwartym i wszystkowidzącym :D:D
2. Co do końca świata - ciekawe ile nowych religii powstanie po ogłoszeniu tego niusa ;)
3. Mam takie niemrawe obawy że w tajskiej budzie gdzieś w Bangkoku dostałabyś strawę dość ciekawą z naszym pojęciem mięsa nie wiele mającą wspólnego ;) A może obiadek z dwóch dań??? Aromatyczna zupa żółwiowa i steki z weża? ;) Jedno jest pewne... jakkolwiek nie brzmi pachną bosko :D
Wczoraj w nocy w TV Jamie robił tą sałatkę i się do niej śliniłam, a teraz budzę się włażę na Twój blog a tam znowu ta sałatka i znowu się ślinię...
OdpowiedzUsuńMiej że litość, ja nie mogę ryby aż do urodzenia mojego Klopsika!!
Koniec świata nastąpił, bo została ujawniona tajemnicza receptura coca-coli :)
OdpowiedzUsuńA steki z tuńczyka uwielbiam. Chyba się przejadę do Gdańska, skoro tam są takie tanie :)
Steki z tunczyka boskie!
OdpowiedzUsuńA w to, ze koniec swiata bedzie mial miejsce za mojej kadencji, jakos nie wierze.
Ostatni posilek? Trudny wybor, ale jako pelnoprawna, zdeklarowana czekoholiczka wybralabym pewnie cos z czekolada. W tej chwili moje mysli oscyluja wokol czekoladowych deserow z plynnym srodkiem Gordona Ramsaya - boskie! No i idealne na koniec swiata: nikt nie zdazylby zobaczyc, jak nie mieszcze sie w spodnie ;)
Koniec świata chętnie pożegnałabym jedząc wielki kubeł lodów Grycana, a co... :) Skład sałatki bardzo mi się podoba, muszę wypróbować.
OdpowiedzUsuńHa, a jaka jest receptura coca coli??? gdzie można ją znaleźć?! Dla ryb i pieczywa ja też bym się przeniosła chętnie do Gdańska! O czekoladzie nie pomyślałam!!! to powany błąd, bo brownie z rozpuszczoną czekoladą mógłby być niezły!!! a jeśli chodzi o lody, to wybrałabym Hagen Daaz... takie z karmelem i orzechami macadamia...
OdpowiedzUsuńosiołkowi w żłobie dano...tak pewnie skończyłabym przed końcem świata:-))) chociaż...ten chleb z masłem do mnie przemawia.
OdpowiedzUsuńTwój wybór potraw na koniec świata bardzo mi odpowiada! :-)
OdpowiedzUsuńSteki wyglądają obłędnie...dopisuję do potraw, których jeszcze nie robiłam:-)
OdpowiedzUsuńA ja mam pytanko a propos starszego postu o muffinkach z jabłkami. Gdyby ciasto nie zmieściło się do foremki którą mam, może sobie poczekać aż upiecze się pierwsza partia?
OdpowiedzUsuńTak, jasne! u mnie czeka czasem znacznie dłużej, np. wstawiam jedną partię rano, jak ktoś ma mnie odwiedzić, a następną dopiero po południu, żeby były gorące i świeże po południu. Nigdy natomiast nie próbowałam mrozić tego ciasta, ale myślę, że też można. Pozdrawiam!
OdpowiedzUsuńDzięki za szybką odpowiedź. Będę dzisiaj testować. A za tego tuńczyka, to dałabym się pokroić. W mojej małej mieścince nie uraczę takiej rybki w sklepie :(. Może pora założyć jakąś hodowlę, tylko jak tu w pobliżu Dolnego śląska zainstalować morze... ;) Pozdrawiam cieplutko bo u nas śnieg!
OdpowiedzUsuń