środa, 25 sierpnia 2010

"Koszmarki" przeszłości

Jedną z psujących nastrój sytuacji, które mogą się przytrafić niedługo po porodzie, jest spotkanie jakiejś nielubianej znajomej, np. z liceum czy studiów, na ulicy. To trochę tak, że w zasadzie powinna mnie minąć, ale nie mogła się oprzeć, żeby nie podejść i nie pochwalić się sobą - a widząc mnie z moim zaprzęgiem wózkowo-psim, okazać litość haha!!! To zawsze wygląda tak samo: ja bez obcasów, w japonkach, jakoś tam spięte włosy i braki w makijażu - jak to na spacer z dziećmi. Ona na szpili, "full mejkap", obowiązkowo biznesowa skórzana teczka - bo strojem koniecznie trzeba podkreślić ważność wykonywanej pracy, gadżety takie jak teczka, czy blackberry eksponujemy.

 
Dialog przebiega tak:
ona- Gosia?!! (udaje radosne zaskoczenia, mimo, że na pewno widziała mnie z daleka i przygotowała sobie przemowę)
ja - o Hej xxx! (nie muszę udawać zaskoczenia, jest prawdziwe!!!)
znów ona - Boże, jak dawno się nie widziałyśmy!!! (w domyśle "Dziewczyno, to było chyba z 15 kg temu!!!)
zrezygnowana ja- no, faktycznie, trochę się pozmieniało (ręką zataczając krąg nad moim dorobkiem dzieciowo-psim)
ona - no widze i gratuluje, hej dzieci! (z obrzydliwie sztucznym uśmiechem, cały czas miną wyrażając politowanie, niż zachwyt...)
wtedy ja muszę odegrać tak, jak ona zaplanowała - pracujesz gdzieś niedaleko? (i tu wysłuchać monologu ba temat firmy, szefa, wspaniałych perspektyw, odpowiedzialnego stanowiska i ogromnej satysfakcji)
Na szczęście dzieci się zaczynają niecierpliwić, więc tylko wymieniamy się numerami telefonu, każda obiecując sobie w duchu, że do spotkania nigdy nie dojdzie i życząc sobie wszystkiego dobrego rozstajemy się...

 
Po powrocie do domu mam tylko ochotę na jakiegoś solidnego drinka, niestety chwilowo jest to luksus nieosiągalny - karmienie piersią.

 
Dobrze byłoby zjeść coś super słodkiego, ale to tylko pogarsza sprawę - widmo miny koleżanki lustrującej moją figurę bardziej motywuje do zaciśnięcia pasa...

 
W rezultacie:

 
VERY LIGHT SALAD
  • mix sałat różnego gatunku (gotowe mieszanki sprzedawane w paczkach)
  • piersi kurze
  • czarne oliwki
  • zielone oliwki
  • kiełki słonecznika
  • dwa tosty
  • opcjonalnie - suszone pomidory
  • zioła do marynowania kurczaka (mój ulubiony zestaw to rozmaryn, tymianek, oregano)
  • sól
  • pieprz
  • ząbek czosnku
  • oliwa
 
Oliwę z solą i pieprzem i ziołami i połową ząbka czosnku wymieszałam w jakimś naczyniu i wrzucić tam kurczaka, niech trochę postoi w tej mieszance (pół godziny wystarczy). Potem usmażyłam (najlepiej na patelni grillowej), odczekałam aż ostygnie i pokroiłam na plasterki. W sosie który został na patelni usmażylam pokrojone w kostkę tosty, żeby powstały aromatyczne, chrupiące grzaneczki. Resztę składników wsypałam do miski, razem z kurczakiem i jeszcze odrobiną oliwy, przeciśniętym przez praskę kawałkiem ząbka czosnku i przyprawami. Dobry jest też olej z suszonych pomidorów ze słoika. Razem z grzaneczkami cudowne i lekkie... polecam, smacznego!

 

8 komentarzy:

  1. Gonia - super, ale się uśmiałam ;) chyba wyobrazilam sobie sytuacje doskonale w sensie postaci, atmosfere i gry pozorow ... Nel:)

    OdpowiedzUsuń
  2. O tak... to chyba jedna z tych "najulubieńszych" sytuacji. Tuż przed tym jak wyskakujesz na sekunde do osiedlowego sklepu, bez prysznica, makijażu w porozciąganych dresach...

    OdpowiedzUsuń
  3. Ale pomyśl, Kochana, że ona "dobija" magicznej trzydziestki i zaraz ją z kolei dopadnie frustracja pt."mam świetną pracę ale mało perpektyw na dzieci". Jak się ma pracę na fajnym stanowisku, na które się ciężko i długo pracowało, to bardzo trudno sobie zrobić przerwę na urodzenie dziecka, nie?

    OdpowiedzUsuń
  4. masz rację, ale najlepsze jest to, że "ona" sobie myśli, że jak już będzie miała dziecko, to nigdy nie wyjdzie na spacer w klapkach i bez makijażu, i że wszytsko będzie miała pod kontrolą... właściwie to może ja kiedyś też tak myślałam - nie wiem, nie pamiętam :)

    OdpowiedzUsuń
  5. proszę o zaproszenie na salatkę.

    zdesperowany domowy mąż

    OdpowiedzUsuń
  6. ale czyj to mąż się wprasza??? mam nadzieję, że nie mój ;-) Ale ufff, ja przecież nie mam mężą, tylko byłego męża ;-)

    A z tymi klapkami to sie nie zgodzę! Ja nigdy nie wychodziłam z dzieckiem na spacer w klapkach (chyba, że fajnych) i bez mejkapu ;-))))

    OdpowiedzUsuń
  7. O, znam to z autopsji :) Ja w trampkach, bojówkach i bluzie, nie mówiąc o jakiejś fryzurze czy makijażu, szybki wyskok do kiosku bo laboga podpaski się skończyły. Ze mną drepce półtoraroczne dziecko, ubłocone, bo właśnie wpadło w kałużę, taszczy przeźroczysty woreczek z ogromną paczką podpasek (dostał do noszenia w ramach pocieszania po upadku). Czemuż to w takich momentach najłatwiej o piękną koleżankę robiącą błyskotliwą karierę :)

    OdpowiedzUsuń
  8. Haha ale się uśmiałam! Super napisane!!!

    OdpowiedzUsuń

Podziel się opinią!

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...