Jedynym powodem, dla którego chciałabym w tej chwili pojąć pracę zarobkową jest reakcja znajomych. Wszyscy dziwią się, że w wieku 26 lat mam już dwoje dzieci i nie tęsknię za realizacją własnej kariery. Gdyby tylko usłyszeli, jak w ostatni weekend żartowaliśmy sobie z mężem, że a może trzeci dzidziuś... Jak wiadomo w każdym żarcie jest odrobina prawdy, więc spieraliśmy się na argumenty, że trzy foteliki nie zmieszczą się w samochodzie, no a gdzie pies, itd. Ale wtedy zrozumiałam, że bardzo dobrze mi właśnie tak, jak jest teraz. Czy decyzja o trzecim dziecku jest bardziej dziwna od decyzji o zwlekaniu z zajściem w ciążę do połowy trzydziestki? Zawsze muszę świecić oczami, kiedy w gronie przyjaciół niektórzy chwalą się sukcesami zawodowymi, których - żeby nie było co do tego wątpliwości - szczerze im życzę i gratuluję! Ale ja też mam sukcesy! Moja dwuletnia córka mówi, jak stara, całymmi zdaniami, rysuje, ogarnia mnóstwa spraw. W ogromnym stopniu jest to moja zasługa. Wliczając w to teatralnym szeptem wypowiedziane "kurwa mać" przy mojej mamie, kiedy spadł jej na podłogę żelek haribo :) Kiedy zajmowałabym się cudzymi dziećmi, to byłaby praca. A swoimi - to kura domowa. Dlatego zainteresował mnie ostatnio artykuł w portalu edziecko.pl. Nagle okazuje się, że jestem menadżerem domowym!
Czy taki pr zwróci uwagę na to, że mi też należy się szacunek za to co robię? Mi też należą się gratulacje za awanse moich dzieci. I, co najważniejsze, szacunek za to, że to gdzie się dziś znajduję to była moja niezależna decyzja. Uzależniła mnie od cudzych pieniędzy i wsparcia, ale tak to już jest kiedy się wiąże z partnerem - powierzamy sobie pewne role i obowiązki. To co ja robię jest dla mojej rodziny najważniejsze i nikt mnie w tym nie zastąpi i nie zrobi tego lepiej niż ja.
Dziś, w mój "luźniejszy dzień w pracy" wybrałam się dziś na warszawski ursynów z moimi dzieciastymi przyjaciółkami - my we trzy i wspólnie pięcioro dzieci. To idealna dzielnica, w każdej knajpce mają kąciki zabaw dla dzieci, choćby nawet kartki i kredki. Przewijaki w toaletach to oczywistość nie do pomyślenia dla mieszkańca centrum! Do tego mnogość kawiarenek, ciastkarni, lumpeksów i komisów - przemieszczałyśmy się z jednego miejsca do drugiego, popijając kawki, herbatki, jedząc ciacha i kanapeczki, zaglądając do lumpów, przepuszczając kasę naszych mężów :)
Po powrocie do domu, po podliczeniu "ursynowskich" kalorii, jedyne co mogłam spożyć to
MLECZNY KOKTAJL Z OWOCÓW SEZONOWYCH
- mleko
- jogurt (najlepiej grecki)
- banan
- brzoskwinia
- borówka amerykańska
- łyżka miodu
Wszystkie schlodzone owoce zmiksowałam w blenderze - lubię nieco rzadszą konsystencję, więc daję dużo mleka, niewiele jogurtu - wszystko na oko. Idealne, zdrowe, relaksujące...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Podziel się opinią!