Koniec weekendu... dla mnie te dwa dni właściwie niczym się nie różnią od pozostałych. Wstaję w nocy "na cyca", przewijam, przebieram, itd. Zasadnicza różnica polega na tym, że Kacper jest z nami w domu i przez cały dzień pomaga. Ale nie tym razem. W ubiegły wtorek była wizyta u lekarza i wypisane L4 od wieczora wisiało na lodówce - przyczepione magnesikiem - żeby nieustannie przypominać o zwolnieniu z wszelkich obowiązków. Kacper, no biedny z tą gorączką, ale leżał sobie z książką w łóżku, a ja: cyca, zupka, z psem, po zakupy, butelka, obiad, spacer, pranie, kąpiel... W takie dni pragnie się słów podziwu, np. "Jak ty to wszystko ogarniasz?!" albo "Nie miałem pojęcia, że przy nich jest tyle roboty!!". Zamiast tego słyszę zbolały głos znad książki: "Pomógłbym ci, ale przecież nie chcę zarazić dzieci". Udusić!!!
Wytrzymałam dwa dni takiej harówy. Ale w nocy z czwartku na piątek tyle razy wstawałam w nocy, że o 5:30 przyniosłam Kacprowi Wojtusia plus butelkę z mlekiem:
- Proszę bardzo, oficjalnie oglaszam koniec twojej choroby, idź z nim gdzieś, bo JA tu idę spać.
- Ty sobie możesz ogłaszać, ale ja jeszcze cały dzisiejszy dzień jestem na L4!
Cenna rada: należy zrobić "profil Cezara" - minę, która wyraża nieugiętość, władzę i pogardę, zbyć milczeniem usłyszaną ripostę i zrobić to, co się zaplanowało (położyć się spać).
W moim domu, to ja jestem szefem - nie pozwolę, żeby jakieś L4, psuło mi namiastkę weekendu!!! :)
Zależy mi na tym, żeby szybko postawić chorego domownika na nogi (bo desperacko potrzebuję pomocy!).
Danie z dużą ilością czosnku i cebuli szybko pomaga wrócić do zdrowia.
BUTTER CHICKEN
- piersi kurze (moja rodzinka rozprawia się z podwójną)
- saszetka butter chicken
- cebule (białe, ile lubicie)
- czosnek (ja lubię dużo, co najmniej 3-4 duże ząbki)
- śmietana (może być też polski serek mascarpone Piątnica, bardzo niedrogi, ciekawie się komponuje z hinduskimi przyprawami)
- mleko
- opcjonalnie papryczka chilli, z tych mniej ostrych (lub suszone płatki chilli) - w zasadzie to danie jest łagodne
- puszka pomidorów (polpa pomodoro)
- 1 łyżka masła
Uwielbiam kuchnię hinduską. Najbardziej dania z kurczakiem i ryżem. Mamy swoją ulubioną knajpkę tajsko-hindusko-nepalską blisko domu - obłędne jedzenie, ale od kiedy sama umiem przyszykować sporo potraw z ich menu - rzadziej się tam pojawiamy.
Jestem częstym gościem w delikatesach Asian House i Kuchnie Świata. Właśnie tam można kupić saszetki z gotową mieszanką przypraw, np. tikka masala, vindaloo, butter chicken, pasty curry: zielona, czerwona, żółta, czarna. Wybór jest ogromny. Można również przeczytać skład, kupić składniki osobno i kombinować z proporcjami. Jednak w przypadku butter chicken - najlepiej jest kupić saszetkę, ale uzupełnić ją własnymi składnikami.
Cebulkę i czosnek drobno kroję i podsmażam na maśle, dodaję chilli, potem pomidory, śmietanę trochę mleka. osobno podsmażam kurczaka (też w kostkę), ok. 5 minut i przerzucam do sosu, w którym dusi się jeszcze kilkanaście minut. POtem trzeba spróbować i ewentualnie doprawiać. Właściwie mam w domu wszystkie przyprawy z tej mieszanki butter chicken, dlatego, jeśli czegoś mi mało - szybko uzupełniam.
To danie najlepiej smakuje z ryżem jaśminowym. Kiedyś pokusiłam się o zrobienie w domu chlebków naan, ale jest przy tym strasznie dużo roboty. Dlatego pozostaję przy ryżu.
Ostre jedzenie na prawdę poprawia odporność. Poza tym po takim obiedzie, chyba w podzięce za te wspaniale smaki, mogę liczyć na trochę pomocy z Kacpra strony - zanim sobie przypomni, że jest chory i powie, że musi się położyć :)
Aaaa miałam bardzo podobny weekend - mąż jednak nie leżał złożony L4 tylko czwartkowym Kebabem... Zabiję tego turka ;)
OdpowiedzUsuńTo pewnie wszystko przez to mięso spod dworca centralnego!!!
OdpowiedzUsuńTo juz druga potrawa z Twojego bloga ktora ugotowalam ;-) pyyszna. Dla mnie troche ostra ale moj chlopak jest zachwycony...dzieki, mam zamiar wyprobowac jeszcze kilka ;-)
OdpowiedzUsuń