środa, 6 kwietnia 2011

Seler vs. muffin - czyli przekąski na kinderball...

Dostaję szału za każdym razem kiedy słyszę o tym, jak powinno się żywić dzieci. Ostatnio przyjaciółka opowiadała mi o jakimś kolejnym kinderbalu dla trzylatków, na którym dzieci dostały do jedzenia selerki naciowe, posiekane surowe marchewki i chipsy, czyli suszone jabłka. Pycha, nie ma co!

- Ach, spójrz na te nasze króliczki! Jak sobie chrupią marchewki asze słoneczka! - zachwycały się mamusie.

Podobno w salce dla dorosłych stały gdzieś pod oknem miseczki z prawdziwymi chipsami, orzeszkami i paluszkami (solonymi!!!!). Starszy syn mojej przyjaciółki (9 lat), który przyszedł z tatą odebrać siostrzyczkę spytał, czy będzie coś do zjedzenia.
- Ćsiii! - fukali oburzeni rodzice.

Czyli oni także uważają, że chłopiec ma rację.  Nie było nic do jedzenia. Dla trzylatków, które biegały i bawiły się kilka godzin. OOO, zapomniałam. Gdy nieśmiało wniesiono tort - rodzice rzucili się na właścicielkę sali zabaw i bombardowali ją pytaniami. Czy tu są śladowe ilości orzechów? Czy to jest z produktów ekologicznych? Czy w cieście jest użyte mleko? i odsuwali co poniektóre dzieci od tortu jak od zła największego...

 Mela kończy latem 3 latka. Już niedługo czekają mnie takie "imprezowe" atrakcje!!! Już się cieszę, aby odpowiednio to skomentować. Jestem totalnie uprzedzona, nie dam sobie wmowić, że przecież jest tyle otyłych dzieci, że słodycze są niezdrowe, że wszyscy są uczuleni na tyle produktów... Wszystko jest niezdrowe, jak się przesadza. Nie wierzę, że na taki kinderball nie można było przyszykować jakichś fajnych pożywnych muffinów, sałatek owocowych z żelkami, kisieli, budyniów i innych smacznych różności. Jest tyle przepisów, że jeśli boimy się, by nie podać jakiegoś alergenu - możemy przyszykować ciastka bez mleka lub bez jajek, już pokazywałam u siebie na blogu takie muffiny. Wiem, że są dzieci otyłe, ale nie wierzę, że to dlatego, bo czasem sobie chapsną czystą czekoladę lub domowe ciasto. Wiem, że są dzieci uczulone, ale to nie powód, by nie chodziły na kinderbale i nie powód by inni mali goście mieli jeść trawę podczas męczącej zabawy!

Oto galeria ślicznych i pożywnych muffinków oraz ciasteczek owsianych i innych zdrowych przekąsek, idealnych na przyjęcia dziecięce - oczywiście nie tylko :)
linki przekierują do przepisów - zajrzyjcie!

truskawkowo-bananowe z kawałkami białej czekolady i śladową ilością cukru, ale za to... z fioletowym lukrem na wierzchu :) przepis na samym dole...

Bezjajeczne, bezmleczne muffiny bananowe z masą z serka Philadelphia i posypkami lub żelkami Haribo






Popularne babeczki "cup cakes" z bitą śmietaną i dekoracjami z lukru plastycznego - prezent dla koleżanki, która urodziła synka. Trzyletnia siostra była bardzo szczęśliwa :)


muffinki z jagodami - świetne latem i chyba nikt nie powie, że niezdrowe...?


Owsiane chocolate chip cookies




Rożki z ciasta francuskiego ze szpinakiem


MUFFINY TRUSKAWKOWO-BANANOWE Z BIAŁĄ CZEKOLADĄ
  • 75 g roztopionego masła
  • 250g mąki
  • 2 ½ łyżeczki proszku do pieczenia
  • ½ łyżeczki sody oczyszczonej
  • szczypta soli
  • 115 g cukru
  • 1 łyżeczka ekstraktu wanilii
  • 1 filiżanka truskawek posiekanych (mogą być mrożone)
  • garść posiekanej bialej czekolady
  • 1 banan
  • 2 średniej jaja
  • 125 ml mleka
Wszystkie składniki mieszam razem, nie zważając na kolejność dodawania składników. Nakładam do papierowych foremek i wstawiam do nagrzanego do 180-190C piekarnika na około 25 minut. Gotowe! Potem można podać z dowolnym lukrem, bitą śmietaną lub zupełnie bez niczego. Smakują wybornie. Latem truskawki, potem maliny i jagody, a na końcu - jesienią - śliwki. Muffiny są wspaniałe o każdej porze roku!

poniedziałek, 4 kwietnia 2011

Chłopiec Demolka i El Myszofico

Słodki ciężar dwójki dzieci odczuwam ostatnio jakoś mocniej :) bo niby były w zeszłym roku jakieś wyjątkowo trudne trzy miesiące, ale jesienią wszystko się ustabilizowało, dograło i zorganizowało w naszym domku i było na prawdę świetnie. Ale teraz... mój mały eksplorer raczkuje po całym mieszkaniu, zagląda wszędzie, wszystkiego się chwyta, otwiera przy tym szuflady, grzebie w misce z psią karmą, przewraca (na siebie!) krzesła, a przy tym wszystkim jest niestrudzony jak najlepszy traper! Wojtasek narzucił sobie surową dyscyplinę, wstaje przed 6 rano, odbywa poranny trening wierzgania i pokrzykiwania w łóżeczku a następnie przywoławszy rodziców zostaje uwolniony zza szczebelków i rozpoczyna obchód swoich włości. Nieopatrznie pozostawiona gazeta, książka lub kubek - ups... niszczyciel ma trudny do przewidzenia zasięg rażenia!!! Wśród zniszczonych przedmiotów znalazło się już sporo gadżetów, książek, książeczka Meli, przegryzione balony, rolety okienne (cudowny jest do gryzienia ten sznureczek z koralikami), dwa kubki, poobijane "garnuszki" z Meli kompletu do gotowania i wiele wiele innych - mój chłopczyk demolka się ostatnio rozkręcił, nie ma co! Oprócz tego lubi podpełznąć do naszego psa i z ogromnym skupieniem i uwagą wyciągać małymi łapkami garści pełne sierści. Molo leży i nic sobie z tego nie robi, ale jego oczy mówią: "Człowieku niezłą masz jazdę! Dobrze się czujesz?".

Pół godzinki później wstaje moja dziewczynka, która jest  niezwykle przytulaśna i od razu przychodzi do mnie na kanapę, gdzie jednym okiem jeszcze kimam, a drugim zerkam na demolkę. Mela domaga się włączenia Tom i Jerry, jednak codziennie z tą samą cierpliwością tłumaczę, że ta bajka jest nadawana o konkretnej porze i nic nie zrobię, że nie mogę tego przyspieszyć. Pokazałam jej, że Tom i Jerry jest wtedy, gdy cyfry zegara na dekoderze pokazują 09 i 55. Niestety od tej 6:30 rano czas jej się strasznie dłuży i wielokrotnie podchodzi do tego nieszczęsnego dekodera i pokazuje "Mamuniu zobacz!!! Jest już pięć!". Nauczyła przy tym Wojtusia obsługi dekodera, to znaczy niekontrolowanej zmiany kanału lub zupełnego odłączenia. Tak, słyszałam o tym, że młodsze rodzeństwo korzysta i uczy się od starszego... Dodatkowo moje rodzeństwo nieźle współpracuje. Na jeden okrzyk Wojtusia niezadowolonego z powodu uwięzienia w kojcu - zjawia się wierny muszkieter, który odpina suwak w bocznej ściance kojca i uwalnia więźnia!

Mela jest bardzo rezolutnym stworzonkiem i ostatnio łapiemy się na tym jak łatwo dajemy się nabrać jej zawiłej argumentacji - dziewczynka przypomina nam, w których sytuacjach wolno dostać czekoladkę i jak tele marketer opisuje jakąś sytuację, po czym zadaje kluczowe pytanie: "No to dlaczego nie może teraz Mela zjeść czekoladki" - a my w świetle przedstawionych argumentów widzimy jasno, że nie ma takiego powodu. Czujemy się zupełnie jak Tom i jakiś inny rudy kot z jej ulubionej kreskówki, którym Jerry przed nosem kradnie jedzenie i knuje jakąś intrygę, w którą tak łatwo dali się wciągnąć. Rudy kot z rezygnacją mówi:

- Jeszcze nikt nigdy nie wygrał z El Myszofico!

Moja słodka El Myszofico właśnie staje się na naszych oczach nie do pokonania na argumenty!!!

TAGLIATELLE Z ŁOSOSIEM I SZPINAKIEM
  • paczka mrożonego szpinaku
  • ząbek czosnku
  • 2 łyżki serka ricotta
  • kilka suszonych pomidorów
  • ścinki łososia surowego lub kilka plastrów wędzonego
  • pół łyżeczki zmielonej gałki muszkatołowej
  • pół łyżeczki słodkiej papryki
  • sól, pieprz, oliwa
  • łyżeczka naturalnego bulionu w proszku
  • 3 łyżki parmezanu
  • 4 gniazda makaronu tagliatelle
  • garść orzeszków pini (niekoniecznie, mogą być też inne orzechy lub danie podać wogóle bez orzechów)
Niedawno u przyjaciół jadłam bardzo smaczną pastę. Oczywiście od razu spytałam o przepis. W oryginale jest łosoś wędzony, ja użyłam świeżego, bo teść przywiózł mi kilogram prosto z nad morza! Na patelni podsmażyłam posiekany ząbek czosnku, dodałam mrożony szpinak, gdy się rozpuścił dodałam ricottę. Posiekałam suszone pomidory, dodałam do sosu, wrzuciłam też ścinki lososia. Gdy się ugotował w sosie dodałam przyprawy i parmezan. Całość wymieszałam, dodałam ugotowany makaron - gdy się połączył z sosem to jeszcze uprażyłam na suchej patelni troszkę orzeszków pini (prezent od mamy) i posypałam już na talerzu. Jak widzicie spora część rodziny "sponsoruje" moje gotowanie :) a pasta szpinakowo-łososiowa - pycha, dodaję do ulubionych! Dzięki Madziu :)





Mama! Ja nic nie psuję!

Nikt nie patrzy - do dzieła!


El Myszofico i Demolka... o tyle dobrze, że się razem grzecznie bawią. Zamknięci w łóżeczku oczywiście :)


piątek, 1 kwietnia 2011

Robię sobie jaja...

Bez jaj!
On sobie z ciebie robi jaja!
Ale jaja!

Pomiędzy wczesną podstawówką a późnym liceum, pewnie z resztą też na studiach - cała młodzież jaką poznałam wykorzystywała hasło "jaja" na okrągło! Pojawiały się w różnym kontekście - przeważnie chodziło o dowcipy, żarty, wygłupy. Jestem typem łatwowiernej blondynki - wspaniały model, by mnie "wkręcać" w jakieś dowcipy i zaaranżowane żarty. Dziwę się, ze nikt z przyjaciół nie zgłosił mnie nigdy do jakiegoś programu typu "Mamy cię!" :) słynę z tego, że uwierzyłam w nawet najbardziej naciągane historie i opowieści. Znam to jedynie z filmów, ale mina "wkręcanego", gdy słyszy:
- Nie no, co ty, żartowałem. A ty na prawdę uwierzyłaś?!!!!!!!!!

bezcenne.

Dziś pierwszy kwietnia, więc i ja robię sobie jaja!!! :)

Mój mąż zaczął pierwszy, zadzwonił przed chwilą z pracy:

- Kocham Cię!
- Ja też...
- Prima aprilis :)))

Cały ranek teraz obmyślam zemstę, planuję też jakie dowcipy zrobić pozostałej rodzince.

Ale robię sobie jaja także w znaczeniu dosłownym: do Świąt Wielkiej Nocy pozostały jeszcze ponad trzy tygodnie, ale można już zacząć przypominać sobie i testować co poniektóre przepisy z jajkami w roli głównej. Dziś u mnie przepis z "Kuchni Polskiej" Danuty i Henryka Dębskich na jajka faszerowane popularne. Robię dwie wersje: ze szczypiorkiem oraz z natką pietruszki. To taka klasyczna przystawka - tak bardzo kojarzy mi się nie tylko ze świętami, ale również z jakimiś rodzinnymi uroczystościami, imieninami babci, czy jakimś podobnym wydarzeniem. Ostatnio nawet zastanawialiśmy się z Kacprem, czy trochę nie jest tak, że od dawna królują w naszym domu jakieś dania i przystawki z różnych stron świata - więc teraz klasyczna sałatka jarzynowa i jajeczka faszerowane to niemal egzotyka na talerzu :)))

JAJKA FASZEROWANE POPULARNE

podaję składniki na 15 jajek, czyli 30 połówek
  • 15 jajek
  • ok.200g cebuli zwykłej
  • 1 kajzerka
  • sól, pieprz
  • 100g masła
  • pół szklanki bułki tartej
  • 2 pęczki szczypiorku
  • 2 pęczki natki pietruszki
Jajka trzeba ugotować na twardo i ja zawsze robię to dzień wcześniej, gdy ostygną wstawiam do lodówki i nie martwię się nimi aż do następnego dnia. W dniu faszerowania delikatnie kroimy (Kacper to mistrz) jajka na połówki i tu trzeba sobie wypracować jakąś dowolną (skuteczną technikę) - ja piłuję nożem ząbkowanym (do pieczywa), a Kacper lubi sobie sieknąć tak mocno, że od razu wychodzą dwie równiusieńkie połówki! :) wnętrze jajka przerzucam do malaksera, siekam i rozdzielam sprawiedliwie do dwóch misek - jedna będzie do farszu ze szczypiorkiem, a druga z natką pietruszki. Jeśli wolicie zrobić tylko ze szczypiorkiem lub tylko z natką - kupcie 4 pęczki wybranego dodatku i od razu szykujcie tylko jeden farsz. Oba są doskonałe.

Do jednej miski wrzucam natkę, do drugiej szczypiorek. Cebulę drobno siekami duszę na maśle (1 łyżka masla wystarczy) - przepisy Dębskich mają to do siebie, że nie można o nich rzec, że są chude, lekkie i niskokaloryczne! Kajzerkę namaczam w gorącej wodzie z dodatkiem naturalnego bulionu w proszku, ale wystarczy tylko woda. Bułkę dzielę na dwie części, cabulę tak samo - rozdzielam do miseczek z natką i szczypiorkiem. Każdy farsz przyprawiam jeszcze solą i pieprzem - obficie! Następnie nakładam od wydrążonych skorupek farsz i odstawiam do lodówki (u mnie to kolejna noc w lodówce). Tuż przed podaniem "maczam" połówki w bułce tartej i układam bułką tartą do dołu na patelni z rozpuszczonym masłem (tu trzeba dać trochę więcej masła). Podsmażam aż jajka będą gorące a bułka wspaniale zrumieniona i chrupiąca. Ale jaja!!!











Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...