Kiedyś nie do pomyślenia było dla mnie wstać rano, nie umyć i nie ułożyć włosów i wyjść z domu... kiedyś nie pozwoliłabym sobie na wyjście bez minimalnego, podkreślającego makijażu. Kiedyś raz na jakiś czas czyściłam fugi między kafelkami szczoteczką do zębów roztworem z octu i sody!!! Nie miałam góóóóóóry prasowania, prania, przeraźliwie zapuszczonego mieszkania, nie malowanych od stuleci paznokci i wielu innych "zaległości" - oczywiście niedopuszczalnych parę lat temu.
Obniżanie standardów zaczęło się prawie 5 lat temu - wraz z zakupem naszego golden retrievera - Molo. Oj tak, mój psiak kocha błotko, trawkę, kałuże i piach. On po prostu cierpi, gdy jest czysty. Moja podłoga bezlitośnie odczuła, że zamieszkało z nami nowe żywe stworzenie. Siłą rzeczy - nowy obowiązek w postaci psa, wymusił mniejszą dbałość o mieszkanie. Niemal dwa lata później urodziła się Melcia. Karmienie, przewijanie, spacery i zabawa + drugie studia = mniej czasu, większy syf w domu, ale też znieczulenie na te nowe "aspekty" życia domowego. Rok temu urodził się Wojtunio i obniżanie standardów nadal trwa. Jeszcze niedawno, gdy Mela spała, a Wojtuś siedział grzecznie w bujaczku, mogłam w ramach relaksu przerobić trochę prasowania, a synek patrzył na to z zachwytem. Niestety od wielu tygodni nie ma już nawet takiej opcji. Uschło kilka dodatkowych kwiatków, a pies dożył pierwszego w swoim życiu roku bez kąpieli!!! Wraz z nadejściem wiosny, gdy nieco bardziej intensywne promienie zaczęły docierać do naszych wnętrz - przecieraliśmy oczy ze zdumienia - czy to rzeczywiście nasza chałupa??!! Ile tu gratów, ile kłaków, ile brudnych plam na ścianach (i tajemniczych rysunków, namalowanych przez Sam Wiesz Kogo).
Dodatkowo całą zimę, byle tylko jak najszybciej wyjść z domu z marudzącymi dziećmi - nakładałam płaszcz puchowy na jakąś tunikę i legginsy, wciskałam czapkę na totalny chaos fryzurowy i maszerowałam z wózkiem schowana za szalikiem rundki po dzielnicy. Refleksja nadeszła, gdy spotkałam koleżankę, a ona zaproponowała:
- O! A może wejdziemy tu i siądziemy na jakąś kawkę?
Perspektywa zdjęcia płaszcza i czapki w zaistniałej sytuacji była przerażająca i bolesna. Na ratunek przyszedł mi Wojtuś, bo zaczął przeraźliwie płakać i musiałam się ewakuować.
Teraz mój Wiosenny Plan Podnoszenia Standardów to, choćby kosztem snu i jedzenia - mieć wspaniale prezentujące się włosy, paznokcie i mieszkanie. No i czystego "wyczesanego" psa do kompletu :)
KOKARDKI Z KURCZAKIEM, FASOLKĄ I MASCARPONE
czas przygotowania i gotowania - ok.25 min
- jedna (podwójna) pierś kury
- paczka mrożonej fasolki szparagowej
- paczka serka mascarpone (250g)
- kilka gałązek świeżego tymianku
- kilka gałązek świeżego rozmarynu
- sól, pieprz
- pół średniej cebulki
- 2 ząbki czosnku
- łyżeczka oliwy
- łyżeczka naturalnego bulionu w proszku
- paczka makaronu "kokardki"
Cebulka i czosnek - posiekane - trafiają na patelnię, do zeszklenia. Wrzucam do nich rozmaryn i tymianek pocięty nożyczkami. Następnie pokrojoną w kostkę pierś kury i podsmażam, aż będzie lekko zrumieniona. Dodaję serek mascarpone, sól, pieprz, bulion w proszku i na sam koniec fasolkę szparagową. Chyba najdłuższy etap ze wszystkiego to gotowanie makaronu :) Gotowe! Przepis dołączam do akcji "Ekspresowo w kuchni" na Durszlaku.
Szczegóły akcji - tutaj.
Oto mój wielce nieszczęśliwy golden - Molo - w czasie kąpieli...