czwartek, 27 października 2011

Rozchodzą się jak gorące bułeczki! Dyniowe. Razowe. Pyszne!

Wrzesień. Pierwsze zebranie rodziców przedszkolaków. Mnóstwo formalności kilka podpisów, ponure miny rodziców. Ciężko uciec od myśli, że oni są tu za karę, że ktoś marnuje ich cenny czas. Na bzdury. Przeurocza pani dyrektor zachowuje stoicką cierpliwość. Stara się przekonać rodziców, że spotkanie jest ważne, że kadra nie jest wrogami ich i dzieci, lecz sojusznikami. Że przedszkole przejmuje część obowiązków od rodziców, że wspólnym interesem jest współpracować w sympatycznej atmosferze. Ufff, jakoś udobruchała najbardziej pochmurnych rodziców. Podstawa programowa edukacyjna, odbiory dzieci, wycieczki - tematy przelatują jak błyskawica. Jeszcze nikt nie spodziewa się nagłego postoju. Zatrzymania na temacie: żywienie.

Ja się tego spodziewałam. Mąż także. Tym razem zaczęło się tak:

Wychowawczyni: Niestety wymogi sanepidu nie pozwalają na przynoszenie do przedszkola i częstowanie dzieci domowymi wypiekami. To brzmi absurdalnie, ale sanepid musiałby najpierw zbadać państwa ciasteczka czy torty i dopiero wówczas możemy, jako przedszkole, zgodzić się na poczęstowanie dzieci. Dlatego proponuję, żeby z okazji urodzin, jeśli dziecko chce poczęstować kolegów, przyniosło zamkniętą fabrycznie paczkę cukierków.

Przez salę przeszedł szept, a następnie pomruk oburzenia.

Nawiedzona mamuśka: Nie zgadzam się, to bardzo niezdrowe! Zresztą moje dziecko nie weźmie cukierka. Prędzej wypluje!
Rodzic 2: To w czym problem? Skoro i tak nie zje?
Nawiedzona mamuśka: Zamiast tego można poczęstować czymś zdrowym. Na przykład suszonymi morelami...

Rodzic 3, kąśliwym tonem: Tymi z siarczynami?

Nawiedzona: Nie, tymi suszonymi na słońcu!

Rodzic 4, z rozbawieniem: Mam lepszy pomysł! Niech dzieci częstują szklaneczką wody! Będzie jeszcze zdrowiej!

Wszyscy normalni rodzice w śmiech. Ci nawiedzeni, którym do śmiechu nie było, parowali z oburzenia...

Pani dyrektor widząc ognisko zapalne mega konfliktu szybko złagodziła sprawę sugerując, że może nowo wybrana rada rodziców jeszcze się zajmie tym tematem, tymczasem przejdźmy do ... i kolejne ważne sprawy przedszkola.


____________________________________________________

Szkoda, że nie będę mogła zanieść do przedszkola żadnych ciast, ciasteczek ani tortów, które sama przygotuję, ale i tak Meli urodziny wypadają w lipcu, więc nie ma co roztrząsać tematu :)
Tymczasem przejdźmy do drożdżowych bułeczek! :)



Od kilku tygodni chodziły za mną skandynawskie bułeczki drożdżowe (Kanelbullar). Próbowałam przepis Nigelli, Doroty Świątkowskiej z Moich Wypieków i jeszcze jakiś z dodatku do Gazety Wyborczej. U Doroty Świątkowskiej zobaczyłam coś podobnego, ale z dynią. Pozmieniałam trochę, według własnych potrzeb, oto proporcje składników, jakich użyłam:

DROŻDŻOWE BUŁECZKI RAZOWE Z DYNIĄ ZE SŁODKO-SŁONYM KORZENNYM NADZIENIEM
  • 20g świeżych drożdży
  • 2/3 szklanki ciepłego mleka
  • 1 jajko
  • 1 szklanka pure z dyni
  • 1 łyżka roztopionego masła
  • 1,5 szklanki mąki pszennej razowej
  • 2 szklanki mąki pszennej (najlepiej chlebowej, typ 720, ale ja użyłam typ  650)
  • 1/2 szklanki brązowego cukru
  • 1 łyżeczka soli
  • 1/4 łyżeczki mielonego imbiru
  • 1/4 łyżeczki mielonego kardamonu





Nadzienie:
  • 120g masła
  • 1/2 szklanki brązowego cukru
  • 1/2 szklanki białego cukru drobnego
  • 1 łyżeczka soli morskiej
  • 2 łyżeczki cynamonu
  • 1/2 łyżeczki zmielonego ziela angielskiego
  • 1/2 łyżeczki mielonego imbiru
  • 1/4 łyżeczki gałki muszkatołowej
  • 1/8 łyżeczki mielonych goździków

Do garnuszka z lekko podgrzanym mlekiem wkruszyłam drożdże, dodałam łyżkę mąki, szczyptę cukru i odstawiłam na kilkanaście minut. W dużej misce wymieszałam oba rodzaje mąki, sól i przyprawy oraz cukier. Gdy zaczyn drożdżowy wyrósł, wlałam go do miski z mąką. Dodałam roztopione masło z roztrzepanym jajkiem oraz pure z dyni. Wszystko wymieszałam porządnie, można ewentualnie dosypać mąki, jeśli mamy wrażenie, że ciasto jest zbyt rzadkie (ja stale miałam takie wrażenie!). Ciasto odstawiłam pod przykryciem w misce na około 1,5h. W tym czasie przygotowałam prostokątną blaszaną formę i wyłożyłam ją papierem do pieczenia. Potem zrobiłam nadzienie - wszystkie przyprawy i cukru wymieszałam z roztopionym masłem.
Gdy ciasto wyrosło, rozwałkowałam je na blacie (Dorota radzi, by był to prostokąt o bokach 25X30, ale ja nie mam w zwyczaju mierzyć centymetrem!). Wyłożyłam nadzienie i zrolowałam wzdłuż dłuższego z boków. Następnie cięłam nożem tak, by powstało ok. 15 bułeczek-ślimaczków. Moje miały ok.2,5-3cm grubości. Bułeczki ubożyłam na blaszce starając się zachować odstępy między nimi - w rezultacie powstało 5 kolumn po 3 rzędy bułeczek :) Ślimaczki wyrastają jeszcze ok. 40 minut w blaszce, a tym czasie nagrzałam piekarnik do 190C. Potem piekłam 20-25 minut (w przepisie jest 25-30minut, ale moje się wtedy zbytnio spiekły). Gotowe. Nie czekałam aż ostygną tylko wyjadałam prosto z blachy! Mój synek za nimi przepada - żeby już nie było tak strasznie z tym cukrem, to odrywałam mu te kawałki, gdzie było mniej nadzienia :) Mela zjadała całość. Pycha!







Oryginalne przepisy, z których wybierałam co najlepsze tu i tu oraz z "How to be a domestic goddess" Nigelli Lawson.

Przepis dodaję do Festiwalu Dyni.

festiwal_dyni2011

14 komentarzy:

  1. fajny przepis, dosc praco i czaso chlonny, ale z pewnoscia interesujacy... na jakis jesienny, zimny poranek...
    a rozmow z przedszkola wspolczuje... bo w sumie glupota niektorych regul i norm w polaczeniu z zacietrzewieniem niektorych rodzicow to dosc nieprzyjemna mieszanka!

    OdpowiedzUsuń
  2. Bułeczki wyglądają bardzo smakowicie :-)

    I ja przeszłam już przez przedszkolne zebranie, temat urodzin i przynoszenia do przedszkola słodyczy i ciast też przerabialiśmy. Choć najwięcej emocji wzbudził wypadek jednego chłopca na terenie przedszkola i metod interwencji personelu w takiej sytuacji :-(

    OdpowiedzUsuń
  3. Jeżeli jeszcze gorące to ja poproszę...
    Piekłam je bez dyni,pyszne!
    Co za historia przedszkolna.Przygnębiające...

    OdpowiedzUsuń
  4. A Pani się zaliczyła do grupy rodziców tych ‘nawiedzonych’ czy ‘normalnych’? ;P

    Te wszystkie przepisy sanepidu są doprawdy zabawne – według nich to ja nie mam prawa poczęstować własnym wypiekiem swoich gości na herbatce czy nawet zrobić drugiego śniadania mojej Mamie do pracy! Haha! xD

    Osobiście wolę, by moje małe rozrabiaki szamały ciacho wypieczone w domciu, bez żadnych podejrzanych, niźli te ‘ulepszone’ z cukierni czy tam inny chemiczny badziew z torebek…
    Za moich czasów szkolnych, na wszystkie uroczystości, imprezy i okazje, dzieci przynosiły właśnie domowe wypieki swoich mam/cioć/babć i nie było żadnego z tym problemu…
    *ciężkie westchnięcie*

    A Pani drożdżówy prezentują się wyjątkowo smakowicie! :)
    Takich dyniowych jeszcze nie piekłam… mam parę przepisów i nie mogę się zdecydować, z którego skorzystać… może wypróbuję właśnie ten powyższy :]]

    Pozdrawiam,
    N.

    OdpowiedzUsuń
  5. @ Est-Ouest - rzeczywiście spotkanie było średnio przyjamne, a najbardziej mnie dziwi, że rodzice nie są skłonni do nawiązywania więzi z rodzicami rówieśników ich dzieci, dla mnie to wyjątkowo przykre

    @Dag - i co się okazalo? że kadra umie interweniować ratownicz-medycznie?! Mam nadzieję, że tak!

    @Amber - częstuj się! :)

    @Nenecha - ja jestem z tych nawiedzonych w drugą stronę :) a może staram się być wyważona? moje dzieci nie dostają takich okropnie przetworzonych słodyczy sklepowych, ale czasem są jakieś żelki, czasem rodzynki w czekoladzie, latem "kupne" lody ... świat się nie zawali od tego, że sobie zjedzą :)

    Pozdrawiam serdecznie!

    OdpowiedzUsuń
  6. Nie przejmuj się! Zawsze możesz zaprosić tych fajniejszych przyjaciół Meli z 'normalnymi' rodzicami do siebie i 'truć' dzieci wszystkim bez ingerencji sanepidu :) Mimo wszystko zgadzam się trochę z tymi wszystkimi przedszkolnymi przepisami. Pozdrawiam Was serdecznie ;**

    OdpowiedzUsuń
  7. @ Agnieszko, ja też się zgadzam, bo wiem, że nie każdy gotuje z zachowaniem odpowiedniej czystości, a są przepisy i lukry, np. z surowych białek, ponadto nie wiadomo do końca kiedy ktoś potrawę przygotował i jak ją przechowywał. Ale tu chodziło mi glównie o to, że wywołano awanturę o jeden głupi cukierek, że rodzice z tego robią problem i napadają na siebie... przykre :(

    OdpowiedzUsuń
  8. Smutna ta przedszkolna historia....
    Za to do bułeczek szeroko się uśmiecham - piękne:)
    A wiesz, że do kawy podgryzam teraz ciasto dyniowe żurawiną, to od Ciebie?! Jest przepyszne! I znika zdecydowanie za szybko!
    Dobrego dnia:)

    OdpowiedzUsuń
  9. piękne te kubki, napisz proszę skąd są:)

    OdpowiedzUsuń
  10. @ Anno-Mario - a wiesz, że ja właśnie je szykuję? Niebawem wstawiam do piekarnika, żeby było gotowe jak wrócimy z Melą z przedszkola :) Cieszę się, że Ci smakuje, również miłego dnia!

    @ Anonimowy - kubeczki wygrałam daaawno temu w jakimś konkursie kuchnia.tv, mają logo z drugiej strony, więc wiszą tak, żeby nie było widać :)))

    OdpowiedzUsuń
  11. Świetne. Nie ma kurka czasu na drożdżowe wypieki teraz, szkoda!

    OdpowiedzUsuń
  12. Przez Ciebie, Małgosiu chyba się nauczę piec słodkości! ;)

    Co do ciast w przedszkolu to Nas można a nawet trzeba przynosić te domowe i tyle dobrego w tym roku bo zabrali Nam zajęcia dodatkowe bo i tak za duża jest opłata. Nikogo nie obchodzi, że zajęcia dodatkowe są nie obowiązkowe i płacą tylko rodzice, tych dzieci, które na takowe zajęcia uczęszczają z własnej, nieprzymuszonej woli. Tak więc, nawet rytmiki nie ma :(

    Co do nawiedzonych rodziców to też osobiście znam taką mamuśkę, która niestety jest w Radzie Rodziców i większość Jej "genialnych" pomysłów przechodzi :(

    Pozdrawiam cieplutko!

    /asia/

    OdpowiedzUsuń
  13. Haha, uśmiałam się z tej dyskusji, ale chyba nie ma się co śmiać - coraz więcej osób popada w żywieniową paranoję, zamiast zachować zdrowy dystans i cieszyć się jedzeniem.

    Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń

Podziel się opinią!

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...