poniedziałek, 3 października 2011

Gruszka, banan, imbir i limonka, czyli zwiększamy odporność!

 W sobotę doświadczyliśmy wątpliwej przjemności uczestniczenia w imprezie z dwójką dzieci. Nikt nie mógł sie nimi zająć, a że chodziło o urodziny świadka naszego ślubu - postanowiliśmy nie przegapiać więcej ważnych wydarzeń towarzyskich. Nasze dzieci świetnie się odnajdują w towarzystwie, są urocze i zagadują innych, nie boją się obcych - wszystko powinno pójść świetnie. Prawdopodobnie przyjęłam błędne założenie, że dla wszystkich gości moje dzieci będą świetną atrakcją, a ich pojawienie się - radością.

Impreza miała być typu "niespodzianka". Czyli wszyscy zjeżdżają sie przed czasem do mieszkania znajomych naszego przyjaciela i tam czekają, aż on, zwabiony tamże, zjawi się. Wtedy głośno śpiewamy 100 lat.

Oprócz kilku osób nie znaliśmy nikogo. W drzwiach przywitała nas gospodyni hasłem: ale wózek musi stąd zniknąć! Bo się nie pomieścimy.

Ze sporym zdenerwowaniem zaczęłam tłumaczyć, że wózeczek jest po to, żeby Wojtuś siedzial w nim przypięty zamiast ściągać talerze ze stolików, dotykać rzeczy niedozwolone i że to zmniejszy jego zasięg rażenia.

- Dobrze, dajcie go do sypialni.

Ufff, wyszło nieźle, bo przecież mogła paść komenda: dajcie go do ogródka lub dajcie go do piwnicy...

Potem nastąpiły niezwykle uprzejme słowa powitalne i przedstawianie się wśród uśmiechów, ale mi już nie szło łatwo uśmiechanie się, ponieważ na samym wstępie poczułam się intruzem. Takie niewinne zdanie nastawiło mnie na cały wieczór.

W ogromnej nadziei, że uda nam się uśpić Wojtusia w wózku intruzie, poprosiliśmy o trochę wrzątku, zeby zrobić mu mleko. Niebacznie nakładkę od butelki (absolutnie czystą) położyłam na stołku barowym. Widząc to, godpodyni, baaardzo w stylu Bree Van de Kamp, pośpieszyła, by nerwowym ruchem, przenieść nakładkę na stolik. Czy zrobiłam coś niestosownego...?

Potem zeszli się pozostali biesiadnicy, a gospodarz pojechał po jubilata. Miał dać sygnał, kiedy będzie się zbliżał do domu, żebyśmy zdążyli się schować w sypialni i w ciszy zaczekać aż przekroczy próg domu.

Hasło "cisza" jeszcze się dobrze nie wgrało do oprogramowania moich dzieci. Mela przyzwyczajona do zachwytów i ogólnie bardzo towarzyska dziewczynka pokrzykiwała do gości: hej zobaczcie jaką mam bluzę z kapturem, hej ćwiczcie ze mną, tańczcie tak jak ja! Potem odkryła chipsy na stoliku i co chwilę wędrowała po kolejne porcje... Sięgając po następne trzy chipsy jeden upuściła i na to odezwała się ponownie gospodyni: moja droga, jak będziesz rozsypywać, to nie dostaniesz więcej chipsów!

Hmmm, nie wiem jak wy, ale na imprezie domowej, gdzie jest cokolwiek koło 20 osób, każdemu się może zdarzyć rozsypać jednego chipsa i chyba ja bym się z tym liczyła zapraszając gości, a już na pewno nie udzieliłabym reprymendy malutkiemu dziecku!!! Przez moment chciałam od razu wyjść, ale szybko się uspokoiłam - Gocha, tak bardzo się zmieniłaś od kiedy są dzieci, wyluzuj się i uszanuj, że ktoś nie lubi chipsa poza miseczką lub żołądkiem gości!!! ok uspokoiłam się.

Nagle nadeszły minuty zero. Jubilat zaraz będzie! Cściiiii, bądźcie cicho.

Halo, ucho, oko - to Wojtuś się rozgadał. Dźgał innych palcem pokazując oko, ucho, nos - nowo nabyta umiejętność.

Goście podzielili się na dwie grupy - tych rozczulonych, pełnych zrozumienia dla małych dzieci i tych nerwowych: zaraz spali nam niespodziankę!, zatkajcie go chipsem, uciszcie go.

No teraz już prawie miałam łzy w oczach, tym bardziej, że staliśmy może w 7m2 sypialni po ciemku w gorącu i w 20 lekko spoconych osób. Ale czego się nie robi dla przyjaciela i świadka naszego ślubu?

Jubilat wszedł, zaśpiewaliśmy 100 lat, niespodzianka się udała, Wojtuś milczał zatkany chipsem.

Następna godzina imprezy podzieliła Głowackich na dwa obozy: Kacper z Wojtusiem wyszedł do ogródka (na co gospodyni słodko spytała z żalem: co, już idziecie?), a ja stałam na straży przy stołku barowym, przy którym Mela jadła swój jogurcik i pogryzała kiszonego ogórka (oho, ale jutro będzie sraka!, usłyszałam od kogoś).

W międzyczasie dostrzegłam gospodynię, która nerwowym spojrzeniem omiatając pokój dostrzegła obok kanapy, na podłodze naszą torbę z akcsoriami dziecięcymi. Powiedziała głośno: nie wiem czyje to, ale położę do sypialni. Podsumowując intruzuów: wózek, zatyczka od butelki, dzieci, wielki pluszak-brokuł Meli, na koniec ja sama. Byłam największym intruzem, bo przejmując się tymi pierdołami, które ktoś normalny by olał, stałam się niezdolna do towarzyskiej rozmowy i czystej zabawy z innymi...

Pod koniec tej godzinki straży obok stołka barowego poprosiłam przyjaciela Kacpra ze studiów, żeby stanął na chwilę obok Meli i wyszłam do ogródka zamienić chociaż na chwilę słowo z jubilatem i jego partnerką. Oj tak. Milcząca wymiana spojrzeń z Kacperm ustaliła, że się zawijamy...

Już zupełnie przy wyjściu gospodyni rzekła: przepraszam, że tak nawrzeszczałam za ten wózek...
To zrozumiałe, odpowiedziałam.

Droga siostro drogiego jubilata: jeśli to przeczytasz to na pewno zrozumiesz, że jestem znerwicowaną mamuśką, która za mało wychodzi do ludzi, że bardzo jestem wdzięczna za zaproszenie, i że właściwie było bardzo miło! A cały powyższy tekst jest do odbioru ze sporym przymrużeniem oka i wyłącznie subiektywną oceną wieczoru :)

a mnie dopadło pierwsze jesienne przeziębienie...

LECZNICZY KOKTAJL Z GRUSZKĄ I IMBIREM
przepis autorski
składniki na ok.3 porcje
  • 1 gruszka
  • pół banana
  • plasterek imbiru
  • skórka i sok z jednej limonki
  • poł szklanki soku pomarańczowego
  • kilka listków mięty

Z limonki starłam skórkę i odłożyłam na bok. Wycisnęłam sok i wlałam do dzbanka koktajlowego. Dodałam obraną gruszkę, pół banana, obrany kawałeczek imbiru i sok pomarańczowy. Wszystko zmiksowałam na gładki przecier. Wlałam do szklanek i udekorowałam listkami mięty i skórką limonki. Koktajl jest przepyszny i bardzo zdrowy, imbir znany z właściwości przeciwzapalnych i podnoszących odporność zawsze jesienią trafia do mojego jadłospisu. Dr Głowacka poleca :)

Przepis dodaję do akcji "Zwiększamy odporność" i "Gruszkowo"



21 komentarzy:

  1. nie masz rodziców czy teściów? albo przyjaciół, którzy nie byli zaproszeni?
    jeśli masz, to się zastanów - to, że Ty masz dzieci (co oczywiście jest wspaniałe) nie oznacza, że wszyscy Twoi znajomi mają swoje dzieci i b. chcą poznać Twoje!!!
    czasami warto wyluzować, poprosić kogoś o pomoc (lub zapłacić) i iść na imprezę bez dzieci; wg. mnie zrobiłaś afront przychodząc z dziećmi, chyba, że wcześniej uprzedziłaś i miałaś zgodę
    moje dzieci mają 23 lata, więc mam w tym doświadczenie
    pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  2. Napisałam, że nikt nie mógł się nimi zająć. Ale od razu afront? Faktycznie nie znaliśmy gospodarzy, ale jubilata i jego siostrę, która nas zaprosiła i była organizatorką imprezy znamy od lat i byłam przekonana, że akurat oni nic nie mają do dzieci.

    OdpowiedzUsuń
  3. Czasem tak bywa, że nie ma z kim dzieci zostawic. Myślę, że jubilatowi byłoby przykro gdybyście się nie pokazali. przecież pojechaliście tylko na trochę... Więcej tolerancji proponuję...

    OdpowiedzUsuń
  4. Pani Beato z całym szacunkiem, ale skoro Pani dzieci mają 23 lata to śmiem twierdzić, że już chyba Pani tak dobrze nie pamięta jak to jest być młodym rodzicem, trochę więcej empatii.

    Małgosiu super Cię rozumiem i zareagowałabym tak samo.

    Kiedyś usłyszałam od siostry mojego m, kiedy mój synek chciał iść do pokoju zabawkowego jej dzieci pełnego samolotów i pojazdów Lego, że może lepiej go tam nie wpuszczać, bo wszystko zniszczy. I choć mój mały jest tam średnio raz w roku i zamierzałam pilnować, żeby niczego nie rozwalił i może to i głupie, ale poczułam tak samo, że moje dziecko jest traktowane jak intruz i przez to i ja jak intruz się tam poczułam.

    OdpowiedzUsuń
  5. Pierwsze słyszę, że przyjście do znajomych z dziećmi do afront. W zasadzie powinnam się roześmiać, ale trochę mi gębę zatkało. Serdecznych przyjaciół musiała mieć ta pani Beata, nie ma co ...

    Gosiu - nie przejmuj się, znam takie teksty z autopsji. Na przykład członek bliskiej rodziny mówi teatralnym szeptem do swojego syna "Chowamy zabawki, Hania idzie!" Okropne uczucie. :/ W życiu moje dziecko cudzej zabawki nie popsuło, a nawet gdyby, to kurde mol, odkupię przecież.

    OdpowiedzUsuń
  6. Zapomniał wół jak cielęciem był... nie zawsze się ma z kim zostawić dzieci i nie zawsze się chce te dzieci zostawiać - ja chodzę wszędzie z dziećmi i jak ktoś nie chce nas w komplecie to w częściach nie dostanie :) (Oj wiele już u siebie o tym pisałam)
    Tekst mi się bardzo spodobał i przymrużyłam oko - ale potem przeczytałam "afronta" i mi się oczy otworzyły szeroko :)

    OdpowiedzUsuń
  7. A pytalas, czy mozesz przyjsc z dziecmi? Zazwyczaj w odpowiedzi,nawet uprzejmie twierdzacej,daje sie wyczuc brak entuzjazmu dla pomyslu przyjscia z dziecmi na impreze-niespodzianke,podczas ktorej jest moment,ze nalezy byc cicho. Mam znajomych,ktorzy tez zawsze przychodza z dziecmi i maja pretensje,ze gra glosno muzyka i jest alkohol.
    Ja nie zabieram dziecka na imprezy "nie-rodzinne". Cudze dzieci mnie na imprezach wkurzaja. Nie robie drugiemu,co mnie niemile.
    Marta

    OdpowiedzUsuń
  8. Zazwyczaj w odpowiedzi,nawet uprzejmie twierdzacej,daje sie wyczuc brak entuzjazmu no to albo się mówi wprost, że NIE albo się nie ma pretensji do kogoś, że się zgodziło - to takie typowo babskie "powiem TAK a potem się obrażę bo myślałam NIE".
    Mnie tam by pieściło serdecznie czy by kogoś moje dziecko wkurzało czy nie.

    OdpowiedzUsuń
  9. Brak luzu w sytuacji opisanej powyżej to syndrom czegoś, o czym pisać na tym blogu nie wypada. Ja uważam, że odkąd para stanowi rodzinę a co za tym ma dzieci i zostaje zaproszona na imprezę to chyba żadnym afrontem nie jest pojawienie się z nimi w dziećmi w sensie. Z tego co piszesz to dzieci żadnej niespodzianki nie popsuły, a jedynie były przyczyną do dyskusji dorosłych, którzy więcej zrobili wokół tego faktu zamieszania niż to było warte. Chips przysłowiowy każdej najbardziej szanującej się damie kapnąć na podłogę zawsze może i liczyć się z tym należy podczas organizowania jakiegokolwiek spotkania towarzyskiego. Moim zdaniem krytyczne komentarze pod tym postem są "stricte directly i wprost" od osób, które dzieci nie posiadają lub za nimi nie przepadają. Mają do tego prawo. Ale stara zasada mówi "Gość w dom, Bóg w dom" - chyba jeszcze jeden mały Aniołek z drugim nikomu nie zaszkodził a tylko upiększył niespodziankowy wieczór. Pewnie nie sądziłaś, że takie poruszenie Twój post wywoła ale ja jestem za tym, że warto pójść jeszcze nie raz z dziećmi na party, aby przekonać się o tym ukrytym drugim "JA" gospodarza lub współbiesiadnika :-)

    OdpowiedzUsuń
  10. Mój mąż pytał, czy będzie ok jeśli przyjdziemy na godzinę z dziećmi. Co prawda nie właścicielkę mieszkania tylko siostrę jubilata, która nas zaprosiła. Powiedziała, że ok.

    Nie przyszłoby mi do głowy mieć za złe głośnej muzyki czy alkoholu, w końcu wiem z czym się trzeba liczyć na imprezie. Od wejścia do wyjścia nie powiedziałam ani słowa. Zrozumiałam, że pojawienie się z dziećmi było źle odebrane, stąd na koniec, gdy gospodyni wypowiedziała jakieś przeprosiny za ten wózek, powiedziałam, że ROZUMIEM. No bo to akurat rozumiałam. Rozumiem też wszystkie powyższe komentarze. Z tym wyjątkiem, że nawet jeśli to był afront (chociaż raczej nie był, bo pytaliśmy czy możemy wziąć dzieci), nawet jeśli to lipa iść z dziećmi - to jednak jak już się pojawiły - po prostu bym w sobie zdusiła całą niechęć i nie okazywała moim gościom, że są nieporządani i nie zakazywałabym małej dziewczynce sięgać po chipsy. tyle.

    Co do zaś unikania dzieci... mam przyjaciół, którzy nie mają w swojej okolicy nikogo, z kim mogliby zostawić córeczkę. Pani Beata pisząc o tym, że można komuś zapłacić za opiekę też mija się z realiami - dziecko nie zostanie z kompletnie obcą osobą za nic w świecie. A nie ma sensu zapraszanie opiekunki wtedy gdy nie jest potrzebna, by dziecko się z nią zapoznało, bo kiedyś może się przydać niania na jeden wieczór. Dlatego zawsze, gdy chcę się spotkać z tymi przyjaciółmi wiem, że będzie z nimi córka i nie mam nic przeciwko, nawet jeśli moimi ktoś akurat się zajął.

    Nigdy też nie przyszłoby mi do głowy chować zabawki moich dzieci przed kimkolwiek!!! To, co piszecie to jakaś masakra! Przecież to tylko zabawki! A zawsze raźniej się bawić z innymi dziećmi i lepiej stwarzać do tego okazje swoim dzieciom jak najczęściej.

    Szkoda ciągnąć temat - tylko się chciałam wyżalić jakie było moje zderzenie i malo płynne przejście ze świata, gdzie wszyscy czekają na moje dzieci i są wręcz urażeni, gdy pojawiam się bez nich - do świata, gdzie przyjście z dziećmi, to, jak mówią Beata i Marta - afront.

    Ale zapamiętam to, dziękuję za dyskusję, pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
  11. Temat zamknięty, ale nie byłabym sobą, gdybym pięciu groszy nie dorzuciła ... wiele mam rozumie doskonale co czułaś ... jestem wśród tego grona :). Imponuje mi to, że zdecydowałaś się o tym napisać, wiedząc, że siostra jubilata może przeczytać. Pozdrawiam ... aaa i jak tylko będą mieć swoje dzieci pojmą w mig, co miałaś na myśli :).

    OdpowiedzUsuń
  12. Ja też nie mam z kim zostawiać dziecka, więc wiem jak to jest. Wprawdzie rzadko chadzamy z młodym na imprezy wszelakie, ale przyznam że byłoby mi przykro, gdyby ktoś miał z tym problem.

    A koktail brzmi lepiej niż syrop z cebuli np :D

    OdpowiedzUsuń
  13. Uwielbiam syrop z cebuli! :) I też nie zawsze mam z kim dziecko zostawić, choć nie ukrywam, że wyjścia z dzieckiem do znajomych bezdzietnych (a takich mamy głównie) są dla mnie stresujące. I to nie dlatego, żeby kiedykolwiek spotkała mnie taka historia. Mam wspaniałych przyjaciół, którzy lubią mojego synka i wiedzą, że energiczny dwulatek może zdziałać wiele. to ja jak głupia latam za nim i wyjmuję z małych rączek szklane pierdółki czy strzępki cennych kwiatów doniczkowych, podczas gdy właściciele wołają: zostaw mu, niech się pobawi;) A ja się nie umiem wyluzować i mam jakąś straszną wizję, że ktoś może nie polubić tego mojego łobuza i że to będzie koniec świata;) Dlatego wolę zapraszać gości do siebie:) /daniela

    OdpowiedzUsuń
  14. a ja mysle ze perspektywa zmienia sie dopiero jesli ktos ma wlasne dzieci i powinnas zrozumiec tez te osoby ktorym nie do konca pasuje przyprowadzanie dzieci na 'bezdzieciowa' impreze. poza tym co innego wpasc z dziecmi do dobrych znajomych - ci, podejrzewam, jesli sa naprawde dobrymi znajomymi to nie powinni sie obrazic- a co innego do praktycznie obcych ludzi (sama napisalas ze nie znaliscie tylko kilka osob). no a juz na pewno, moim zdaniem, jesli zamierzasz przyjsc z dziecmi to powinnas zapytac gospodynie, a nie jej siostre..

    ja tam na miejscu tej pani na pewno zrobilabym wszystko zeby dziecko mojego goscia czulo sie dobrze (nawet gdyby bylo to obce mi dziecko), ale nie mozemy wymagac od innych zeby podzielali nasz zachwyt nad dziecmi i sympatie do nich
    i tak jak mowie - perspektywa na pewno zmienia sie po urodzeniu dziecka - ale drogie panie, nie zapominajcie ze dzieciaki naprawde moga byc uciazliwymi goscmi;) zwlaszcza dla osob ktore stycznosci z dziecmi nie maja. mam wrazenie ze tym wpisem wlasnie pokazalas, ze nie do konca potrafisz podejsc do tej sytuacji z przymruzzeniem oka, choc pewnie jest to zrozumiale z perspektywy kochajacej mamy ktora swojemu dziecku chcialaby uchylic nieba :)

    OdpowiedzUsuń
  15. Przymrużenie oka w moim wpisie jest jak najbardziej obecne - pod sam koniec piszę, że jestem znerwicowaną mamuśką, a samej gospodyni pod koniec powiedziałam, że rozumiem. Rozumiem wszystkie punkty widzenia, co nie musi oznaczać, że nie podzielę się swoim subiektywnym "widzeniem" tego wieczoru. Nigdzie nie napisałam, że wszyscy mają uwielbiać moje dzieci, lecz, że mylnie przyjęłam, że tym razem będą cieszyły pozostałych gości. Sama przyznałam, że przez to, że były z nami dzieci - gorzej się bawiłam, pilnując, by nie rozsypało się więcej chipsów. Dziękuję za wszystkie komentarze w dyskusji i pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
  16. p.s. czy na pewno każdy zarejestrował, że zdarzyło mi się ten JEDEN RAZ wziąć dzieci ze sobą? że to była wyjątkowa sytuacja, kiedy nie chcieliśmy opuścić urodzin kogoś bardzo ważnego dla nas? Bo mam wrażenie, jakby dyskusja dotyczyła notorycznego uczestnictwa dzieci w towarzyskich spotkaniach dla dorosłych.

    OdpowiedzUsuń
  17. Witam, czytam post i adrenalina mi skacze- nie mam dzieci -z wyboru. Ale mam psa i koty, uwielbiam porządek. Koleżanki które przychodzą czasami z dziećmi wiedza, ze mój dom nie jest przystosowany do dzieci: szklane stoły, ostre kanty, strome schody. Koleżanki pilnują swoje pociechy a ja stram się by dzieci miały jakieś kredki czy inne zabawki. Ja jednak rozumiem ta siostre swiadka bo denerwuje się, kiedy dziecko tlucze metalowym samochodzikiem w mój szklany stół albo wyciera lapki w białe kanapy lub tapetę sciagana na specjalne zamówienie z Włoch. Ja tez stawiam podkladki na stół, zabieram porozwalane torby z pampersami.
    Matki są zapatrzone w swoje pociechy a mnie one denerwują, postaw się się czasmi po tej drugiej stronie. Ta siostra pewnie chciała żeby wszystko było idealnie, posprzatala i starała się wszystkich zadowolić, pewnie tylko wy byliście z dziećmi, nie każdy je lubi.....

    OdpowiedzUsuń
  18. Witaj, wiem doskonale o czym piszesz i też to rozumiem. Ja bardzo pilnuję moich dzieci gdy przebywamy w czyimś mieszkaniu i nigdy bym nie pozwoliła, żeby tłukły w czyjeś meble i cokolwiek niszczyły. Piszesz, że lubisz porządek - to wspaniale, ale gdy się zaprasza gości, nie ważne, czy dorosłych czy dzieci, zawsze ktoś coś nabrudzi i rozsypie kilka chipsów - tak się dzieje na przyjęciach, a jak ktoś cierpi z powodu rozsypanego chipsa, nie powinien mieć gości, a jeśłi już ma - nie powinien im zwracać uwagi. Tak uważam. Kiedyś nie miałam dzieci i jak przyszła przyjaciółka z córeczką, posadzila ją na mojej jasnej kanapie i karmiła czekoladowym serkiem. Nie wytarła jej buzi, mała potknęła się i buzią o kanapę. Nie spodobało i się to, ale nie powiedzialam ani słowa - bo to byli moi goście, zaprosiłam ich i chciałam, żeby się czuły jak u siebie. Takie są podstawy goscinności. Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
  19. Hm, stary watek ale odnowię...

    Nie mam dzieci, nie lubię dzieci. Dzieciaci przyjaciele to wiedzą.
    Ale jedni (na upór) zawsze ciągną do nas swojego - uwaga-12letniego syna !

    Psują mi tym nastrój na mojej imprezie. Poza wszystkim nie sądzę, aby towarzystwo podchmielonych czterdziestolatków to to co najlepsze dla nastolatka.

    OdpowiedzUsuń
  20. Trafiłam tutaj z powodu przepisu na koktail i przeczytałam cały wpis. Rodzicom z dziećmi zbyt często wydaje się, że wszystko im wolno, bo mają dzieci. Czują się lepsi od innych i są bezkrytycznie zapatrzeni w swoje pociechy oraz swoje wymagania wobec innych. Roszczą sobie prawo do miejsca na wózek, tego, by nikt nie krytykował ich dzieci jak biegają bezkarnie i deptają wszystkim po stopach oraz zrzucają rzeczy z półek. Ja roszczę sobie prawo do wyboru miejsca towarzystwa, z którym mi jest dobrze. Jeśli gdzieś się nie czuję dobrze, to wychodzę, ty też powinnaś to była zrobić.

    OdpowiedzUsuń
  21. Ja też trafiłam tu z powodu przepisu na koktail, bo akurat szukam naturalnego sposobu wzmocnienia odporności moich sic! dzieci ;0)))) Ale pozwalam sobie wpisać uwagę bynajmniej nie z powodu koktailu.... Załamana jestem od wielu lat przedmiotowym traktowaniem człowieka - tu:dziecka.... jeśli stołek barowy będzie traktowany z nabożną czułością a dziecko z matką jak kłopotliwym afront to .... jak słowo daje brak mi słów. W trakcie swojego macierzyństwa jak i dużo wcześniej udało mi się nie wyrobić w sobie konsumpcyjnego podejścia do życia - nie obchodzą mnie świetne samochody, wypasione mieszkania, meble za set eurasiów - obchodzi mnie człowiek i to co czuję - to już u mnie nawyk... dlatego chodzę wiecznie zaszokowana ale zajebiście szczęśliwa i właśnie takie podejście pozwala mi nie przejmować się durnymi uwagami - wzbudzają jedynie moje współczucie. A tak z innej mańki to niekonsumpcyjny sposób myślenie i traktowanie przedmiotów przedmiotowo a osób żywych podmiotowo pozwoliło mi na patrzenie na życia nie przez pryzmat pieniądza a to z kolei przewrotnie spowodowało, że finansowo ustawiłam się w życiu wybitnie dobrze.... czego i wam wszystkim życzę.

    OdpowiedzUsuń

Podziel się opinią!

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...