wtorek, 3 kwietnia 2012

Tête-à-tête... historia pewnej obsesji.




Cywilizowane kobiety są nauczone, by powstrzymywać pierwotne instynkty oraz większość uczuć. Kontrolować emocje, nie okazywać humorów.

Kontrolowanie emocji to podstawa, zwłaszcza w relacjach zawodowych. Czasem też w rodzinnych. Coś z pogranicza tych dwóch relacji to stosunek wiążący mnie z moją nianią. Dualizm każdej sytuacji jest dla mnie męczący, więc i tu, podobnie, sama nie wiem jak poklasyfikować swoje emocje i podsumować nianię doskonałą.



Tak, jest doskonała! Ale... zaczynam odczuwać wobec tej dziewczyny pierwotne i niepohamowane lęki, zazdrość, zawiść... Gdy mój Synek biegnie do niej, wdrapuje się na kolana, gdy widzę jak go przytula - mam ochotę wyrwać go z jej objęć i kazać się wynosić precz!!! Czasem nawet wynosić się precz i ... nigdy nie wracać!!!

Z drugiej strony wszystkim przyjaciółkom opowiadam z przeogromną nutą wdzięczności w glosie, że los zesłał nam taką nianię: mój Synek po prostu ją kocha!

Do jasnej cholery, nigdy nie byłam tak zazdrosna, nawet o męża, o żadną rzecz czy osobę!


Słucham jej wdzięcznego szczebiotu, relacji o wyprawie na plac zabaw, wyliczania książeczek, które czytali, domków z klocków, które zbudowali i łzy zbierają mi się w kącikach oczu. Łzy wzruszenia: oto bowiem relacja świadka z osiągnięć mojego dziecka. Łzy smutku: to nie ja pierwsza to zobaczyłam! Łzy wściekłości na siebie: nie umiem powstrzymać tych negatywnych myśli wobec takiej fajnej dziewczyny! Łzy bezradności: miotam się między zachwytem a nienawiścią. Jedno okazuję. Drugie głęboko chowam. W końcu mam nianię doskonałą!

Wrażenie doskonałości niani potęguje zestawienie ze mną: kiedy wracamy do domu to wszelkie ślady zabawy są już dawno zatarte: zabawki schowane do pudełek, klocki wygarnięte spod kanapy, łóżeczka pościelone, miseczki po obiadkach wyczyszczone i schowane do szafek kuchennych... Kiedy następnego dnia niania wchodzi - to zapewne przeciera oczy ze zdumienia, bo to nie ten sam dom, który wczoraj opuściła: na kanapie piżamy dzieci, na podłodze nocnik, w zlewie pełno naczyń, zabawki w każdym możliwym kącie, u mnie na łóżku bateria ubrań, butów i staników, w łazience ręcznik rzucony na ziemię. A ja biegam między tym wszystkim i popędzam córkę, już wiem, że spóźnimy się do przedszkola. Próbuję upychać ubrania w szafie, wynoszę nocnik. Niania mnie zatrzymuje, spokojnie, mówi, zajmę się tym. Ze stoickim spokojem zbiera i składa piżamki, uspokaja dzieci, wynosi rzeczy tam, gdzie ich miejsce.

Widzę to i milczę. Nie widzę żadnego oceniania w jej spojrzeniu, ale jej spokój - dla równowagi - wzbudza moją okropną irytację. Widzę swój dom jej oczami. Słyszę swój podniesiony glos - jej uszami. Odczuwam swój brak panowania nad sytuacją - jej pozostałymi zmysłami. Jestem niedoskonała. Z tym żałosnym podsumowaniem opuszczam stajnię Augiasza. Odprowadzam córkę, idę do pracy i przez cały dzień odganiam uczucie porażki. Wracam po pracy i, tak jak niania rano, nie poznaję domu. Cykl się zamyka. Dzieci biegają po mnie. Zrzucam ubrania byle gdzie. Wyjmujemy tony zabawek. Nie mam siły ich chować. Z jednym okiem zamkniętym - jak monitor komputera, który powoli się wygasza, by oszczędzać energię, czytam dzieciom jedną książeczkę. Nie mam siły wstać na wieczorne zmycie makijażu. Zasypiam. Mam dziwne sny... widzę jak pracuję przy biurku, a tłum kobiet - matek jakichś dzieci, otacza mnie, zarzucając dokumentami, prośbami, żądaniami. Patrzą na mnie karcącym wzrokiem. Trzymają zdjęcia, na których niania tuli mojego synka, a on ze śmiechem zarzuca jej rączki na szyję. Odwracam się do nich i krzyczę:

- Zostawcie mnie w spokoju! Nie macie serca? Nie widzicie, że teraz, właśnie w tej chwili, jakaś laska bez skrupułów odbija mi chłopaka mojego życia??!!!



Wściekła wychodzę na korytarz. Przypominam sobie "Przeminęło z wiatrem" i mówię sama do siebie, zupełnie jak Scarlett: "Pomyślę o tym jutro!".

Budzę się kilka minut przed alarmem budzika. Iskierka zazdrości, wściekłości i goryczy, która zalęgła się w mojej głowie - została lekko stłumiona przez straszny wstyd za te prymitywne odczucia i pragnienie dostosowania się do norm społecznych, które zabraniają strzelania focha wobec niani, która jest wspaniała dla twojego dziecka. Chwilowo wygrała ta strona mojej osobowości, która docenia nianię i cieszy się, że czas który ja spędzam w pracy - mój synek spędza z cudowną, pogodną i oddaną mu osobą. Obsesja zwyciężona...



Tête-à-tête, czyli SERNIK NA SPODZIE Z CIASTECZEK OREO Z SOLONYM KARMELEM

Obsesja... ten stan ogarnął mnie również w kuchni! Od wielu dni próbuję odtworzyć zwykłe ciastko z cukierni Magdy Gessler "Słodki..Słony..". Chodzi o serniczek o wdzięcznej nazwie Tête-à-tête.

Spód jakby z herbatników digestive, na nim cienka warstwa kajmaku, na wierzchu jakaś serowa masa. Niby banał, ale na razie każda próba kończy się klęską. Dwie kobiety wprawiają mnie w poczucie dyskomfortu psychicznego w jednym miesiącu - niania i Magda Gessler! :)



Za którymś razem dałam sobie spokój z odtwarzaniem identycznego ciacha i wymyśliłam coś własnego. Próba jest nie do końca udana, ale świadomie prezentuję takie "nie-dorobiony" przepis, w nadziei, że ktoś z Was podzieli się ze mną spostrzeżeniami i poradami, jak go poprawić. Spód i solony karmel są doskonałe - nie chcę zmieniać tu żadnych proporcji. Problemem jest masa serowa na górze: próbowałam już wersje z mascarpone, Philadelphią, zwykłym twarogiem mielonym na serniki - za każdym razem masa jest zbyt rzadka i spływa ze spodu przy próbach krojenia... Od razu zastrzegam, że nie chcę kombinować z żelatyną - musi być jakiś inny sposób zagęszczenia tej masy, bez pieczenia of korrs. Jedyne rozwiązanie jakie na razie stosuję, to nałożenie minimalnej warstwy serka - wszystkie smaki łączą się doskonale, ale ciastko jest płaskie i wygląda mało efektownie! Sami widzicie, że to prawdziwa obsesja! Drugie rozwiązanie, to podanie ciasta w formie deseru w szklance. Pokruszone ciasteczka oreo można zalać solonym karmelowym sosem i na wierzch nałożyć serek - tak jak w deserach typu tiramisu. A oto moje proporcje:

spód:
  •  300g ciasteczek Oreo
  • 100g masła (roztopionego)

Ciasteczka wrzucam do malaksera, dodaję roztopione masło i miksuję. Blachę o dowolnym kształcie (prostokątne, kwadratowe, okrągłe) wykładam papierem do pieczenia, przekładam tam masę ciasteczkową i wstawiam do lodówki, musi się porządnie schłodzić.




solony karmel:
  • 200g cukru
  • 30g masła
  • 250ml śmietanki 30-36%
  • 1 płaska łyżeczka soli, najlepiej morskiej - bez substancji przeciwzbrylających i innych "ulepszaczy"

Cukier roztapiam powoli - NIE MIESZAJĄC - w małym garnuszku. Gdy nabierze bursztynowego koloru i calywogóle nie trzeba się nimi przejmować - rozpuszczą się później. Sos doprowadzam do wrzenia i gotuję 5-7 minut, intensywnie mieszając, żeby rozpuścić wspomniane ewentualne grudki. Po tym czasie schładzam najpierw na parapecie, potem kilka godzin w lodówce. Schłodzony przekładam na ciasteczkowy spód.

masa serowa:
  • 500g sera twarogowego (następnym razem użyję 250g!)
  • skórka z polowy pomarańczy
  • ziarenka z połowy laski wanilii (lub ekstrakt waniliowy lub cukier waniliowy)
  • kilka łyżek cukru pudru (do smaku, jak słodką masę lubicie)
  • łyżeczka soku z pomarańczy


Wszystkie składniki masy wrzucam do malaksera i miksuję na gładki krem. Schładzam, potem przekładam na wierzch karmelowej warstwy.

Finito!



Ciekawa alternatywa dla Świątecznego sernika - warto pokombinować, jak tylko znajdę idealne rozwiązanie - dam znać!





20 komentarzy:

  1. Wczoraj wieczorem otworzyłam Twojego bloga aby przeczytać co nowego, ale nie miałam sił, zostawiłam czytanie na dziś rano i to co przeczytałam utwierdziło mnie w tym, że praca musi jeszcze poczekać. Nie zniosłabym myśli, które Ty masz, tego ciężaru który Cie przytłacza.Nie powiem że Cie rozumiem, że wiem co czuje matka, która widzi że jej dziecko kocha nie tylko nią, że jej dom za każdym razem jest nie do poznania, bez względu na porę. Mogę jedynie przeczuwać, że tak właśnie czuje się matka, ta najwspanialsza, najukochańsza, jedyna. Takie jesteśmy. Myślę, że znalazłaś prawdziwy skarb (nianię) i z czasem Twoje myśli i uczucia troszkę się uspokoją, a Ty będziesz z większym spokojem wracać i wychodzić z domu. Tego Tobie życzę. Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  2. niania czyta bloga?:))
    PS ja wlasnie dlatego miedzy innymi nie wracam jeszcze do pracy mimo, ze mam w domu juz 3letnie blizniaki. Rob wszystko w zgodzie ze soba
    Pozdrawiam:*

    OdpowiedzUsuń
  3. Pocieszę Cię (choć nie wiem, czy to tak do końca pocieszające), że dylematy, które opisujesz, to nie tylko domena kobiet.

    Nasi Chłopacy też mają świetną nianię (która składa piżamki w kosteczkę, podczas gdy ja zwykle zmięte chowam pod kołdrą). Ogarnia ich ze spokojem, zawsze wynajdzie jakąś fajną zabawę... Też czasem patrzę na to z zazdrością i jakąś tam pretensją do siebie, bo mi czasem brakuje spokoju no i czasu na składanie tych piżamek.
    Tłumaczę sobie to tak, że niania po to jest, żeby w całości być dla chłopaków i niczego poza nimi nie ma na głowie. A ja, nawet, jak akurat mogę być z nimi, to zwykle mam na głowie ileś różnych rzeczy.

    No i cieszę się, gdy się chłopaki dopytują, czasem już w poniedziałek: 'kiedy będzie sobota i będziesz z nami cały czas?'.
    Niania nianią - choćby i najlepsza, choćby idealna i tak nas nie zastąpi. Amen

    pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  4. Kochana, na pewno i niania ma swoje wady i nie jest ideałem, a Ty masz zalety, o których teraz nie pamiętasz: jesteś kreatywna, masz pasję, wyobraźnię, chcesz od życia więcej (czego dowodem jest łączenie bloga, pracy, wychowania dzieci). Ja bym nie demonizowała tych zabaweczek składanych do pudełka po zabawie. Pomyśl, że dobrze: dzieci nauczą się dobrych nawyków. Co do relacji synka z nianią (nb.mądra niania nie rywalizuje z mamą) to myślę, że póki synek nie płacze na Twój widok i regularnie spędzasz z nim czas, uczysz go nowych rzeczy: choćby przesiewania mąki przez sitko - zawsze będziesz ważniejsza, a niania będzie tylko jakimś etapem w jego życiu. Trzymaj się!

    OdpowiedzUsuń
  5. Ja wypowiem się od strony eks niani - przecież niania Ci nic nie powie, że masz syf w domu, ale sobie myśli jak tak można :D ja się dziwiłam jak można było puszczać pełzającego niemowlaka po pokoju, gdzie wszędzie leżały jakieś klocki, resztki jedzenia, guziki i inne takie, a małe dziecko wszystko wkładało do buzi. Zawsze jak się młodsze maleństwo obudziło to najpierw szybko odkurzałam całe mieszkanie, dopiero potem mogłam dziecko wziąć i się bawić na kocykach. Oczywiście sterta garów w kuchni dzień w dzień. Praca niani jest ciężka, szkoda że często pracodawcy traktują niańki jak sprzątaczki, kucharki, dopiero potem opiekunki ich skarbów, płacąc śmieszne grosze.

    P.S. Dobrze, że dziecko garnie się do niani, wtedy wiesz że naprawdę ją lubi i po swojemu kocha, a to duży objaw zaufania i pewność, że opiekunka wykonuje kawał dobrej roboty ;)

    Ciesz się z tego, że masz pracę, że pewnie nie siedzisz na kasie i możesz trochę wyrwać się z domu i przede wszystkim stać Cię na opiekunkę, wielu ludzi zwyczajnie nie stać na to, żeby iść do pracy, bo cała wypłata idzie na opiekunkę więc bezsensem jest harowanie żeby potem to komuś oddać ;) wyszłaś do ludzi i na pewno lepiej czujesz się jako kobieta niż tylko (i aż) matka :) pozdrawiam ciepło ;*

    OdpowiedzUsuń
  6. Hej
    co do masy serowej - zastap czesc serka ubita na sztywno smietana a cukier plynna biala czekolada ;)
    pozdrawiam Magda.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zrobiłabym dokładnie to samo - tabliczka białej, rozpuszczonej czekolady powinna utrzymać całość w kupie, sama już parę razy takie serniczki robiłam i żadnych traumatycznych wspomnień po spływającej masie nie mam :)
      Pozdrawiam serdecznie!

      Usuń
  7. Matka jest zawsze najważniejsza dla dziecka ! A niania z tego co opisujesz na prawdę super Ci się trafiła - a o taką czasem trudno.
    Ale mimo wszystko takich snów - koszmarków współczuję.
    Pozdrawiam Cię serdecznie pracująca mamo :*

    OdpowiedzUsuń
  8. Ciasto ze Słodkiego-słonego jest nomnomnom....:) w spodzie ma zielone migdały, a warstwa serowa do odsączone mascarpone, jednak z żelatyną (niedużo, ale jest). Może jednak się przekonasz???....Pozdrawiam:)

    OdpowiedzUsuń
  9. Byłam tam. W tym miejscu. Bo wróciłam do pracy, jak Hania miała rok. I też ZAWSZE miałam wysprzątana chałupę po powrocie, zabawki poskładane. Jak one to robią??:-)Teraz znów jestem w domu, wysysam z każdego dnia wszystko do ostatniej kropelki. :-)A Ty się trzymaj!

    OdpowiedzUsuń
  10. Wygląda przepysznie. Połączenie słonego ze słodkim to jest to, co tygryski lubią najbardziej :D

    OdpowiedzUsuń
  11. To może pół etatu zamiast całego? Ja od kiedy tak zrobiłam, jestem znacznie szczęśliwsza.
    Miło Cię czytać.
    Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
  12. Aaaaa dziękuję za tyle komentarzy!

    @ DesoerateHouse Husband - czy nie jesteś moim odpowiednikiem z Marsa, albo chociaż z drugiej strony lustra? :) dobrze wiedzieć (choć masz rację, że to mało pocieszające), że mężczyźni też są zazdrośni o nianię :) wiem, o czym mówisz, wiem, że dzieci czekają na ten weekend ze mną...

    @ Elsie - bardzo się zmartwiłam Twoim komentarzem, bo nie chcę, żebyś myślała, że jako "pracodawczyni" jestem nienajlepsza - wręcz przeciwnie, moja niania jest zatrudniona WYŁĄCZNIE do opieki nad dzieckiem, ja sama gotuję, sprzątam, piorę - w żadnym razie nie traktuję Niani jako sprzątaczki, jeśli coś sprząta to z własnej woli, nigdy o to nie proszę, a wręcz się sprzeciwiam, dlatego ona jest doskonała!

    @ Pati, Dag, Dragonfly, Lika - dziękuję - to "trzymaj się" jest niezwykle cenne!!

    @ Piedra Preciosa - dla mnie nadszedl ten idealny moment na pracę - byłam z dziećmi (i tylko z dziećmi!) przez 3,5 roku! Nie żałuję decyzji, na razie of korrsss :)

    @ Jadwiga - pół etatu na razie odpada, może kiedyś... Gratuluję, że Tobie się udało i się w tym odnalazłaś!

    @ Paulina, Cocoluna, Magda - dziękuję! Wezmę Wasze wskazówki pod uwagę przy kolejnych próbach!

    Pozdrawiam Was, dziękuję, że przebrnęliście przez tak długi wpis :)))

    OdpowiedzUsuń
  13. Kurcze bo to już całkiem jest mistrzostwo świata - pracować zawodowo przy dwójce dzieciaków. Do tego spełniać się jako mama, idealna pani domu i poprawna emocjonalnie cywilizowana kobieta. ZA-DU-ŻO!
    Tak się po prostu nie da! Nikt by nie dał rady.Więc nie ma się co dziwić, że w pewnym momencie coś zaczyna nie grać.
    Ja mam jednego tylko synka-rocznego. Nie pracuję. Zawodowo, ale kiedy próbowałam wejść w Twoje buty, od razu poczułam, że "miałabym tak samo" z tą nianią.

    Jednak gdzieś jakiś głos rozsądku podpowiada mi, że nie zawsze inni widzą nas tak krytycznie, jak by sami...Myślę, że fajnie by było gdybyś spojrzała na siebie z dumą, że dźwigasz aż tyle, a nie z krytyką, że nie dajesz sobie rady z duperelami.

    Jesteś mega super babka i ja Cię uwielbiam. Pewnie tak samo uwielbia Cię Wasza niania i stąd to jej cudowne, idealne podejście...

    OdpowiedzUsuń
  14. Martuśka - czad! Dzięki :)
    Znasz mnie już trochę "z czytania", więc wiesz, że jak trochę ponarzekam - przeżywam katharsis i zaczynam od nowa ze zdwojoną silą :))) pozdrówki dla Ciebie i Twojego Roczniaka :)

    OdpowiedzUsuń
  15. Snów nie zazdroszczę , nie ciepie koszmarów .A ja jestem pełan podziwu dla Ciebie , pracy zawodowej , dzieci , gotowania , i masy czynności które wykonujesz , niania myślę robi to wszystko bo chce byc pomocna nie ma złych intencji , a synek lgnie do niej bo jest z nią ale nikt nie jest wstnie zastąpić mamy. Na pocieszenie streszcze tu historie pewnej niani która była tak samo idealna , zajmowała sie dzieckiem , prasowała , sprzątała , dziecko ja uwielbiało i wszystko było super aż niania sie zakochała , zaczeła się spóźniać , na fb pisała komentarze typu nareszcie piątek , znowu poniedziałek , jeszcze tylko pół godzinki i koniec itd i taka właśnie była doskonała , wolę jednak zeby twoja pozostała taka idealna jaka jest :) pozdrawiam cie serdecznie

    OdpowiedzUsuń
  16. a ja przyznam szczerze, ze się uśmiałam i to nieźle ...ale tylko i wyłącznie dlatego, ze zobaczyłam w Tobie siebie ..... ja też tak mam ... fakt, ze akurat niani nie mam:) ...bo nie pracuję, ale jak tylko widzę, ze Olko tuli sie do Pań przedszkolanek to mnie rwie do niego i serducho krwawi ... tak już chyba z nami mamami jest:)...a wypiek cudownosci:)

    OdpowiedzUsuń
  17. Małgosiu, jakbym czytała o sobie :)
    Wiem dokładnie co czujesz, wróciłam do pracy zaraz po macierzyńskim. I uciekły mi wszystkie "milowe kamienie" w rozwoju mojego dziecka. Bolało że nie ja byłam wtedy przy nim, mimo że o takiej niani jaką mieliśmy marzy niejedna mama. Potem niania znalazła inną stałą pracę, młody trafił do żłobka, a moje odczucia się wcale nie zmieniły. Było jeszcze gorzej. Odkryłam że byłam spokojniejsza gdy mały był z nianią która go kochała jak własne dziecko i dbała o niego, niż potem gdy ze żłobka wracał z odparzoną pupą.
    Rozpisałam się, ale w gruncie rzeczy chodziło mi o to że Twoje uczucia są jak najbardziej naturalne i typowe. Nie obwiniaj się za to. Myślę też że sama niania wie i rozumie co czujesz.

    OdpowiedzUsuń
  18. Sama nie jestem matką więc nie wiem jakie to uczucie o którym piszesz. Ale jeśli ta niania jest taka wspaniała i Twoje dzieci czują się z nią dobrze, nawet jeśli darzą ją miłością to na pewno nie jest ona tak ogromna jak na miłość do Ciebie.

    To wspaniale że udało Ci się znaleźć osobę którą tak bardzo Ci pomaga w życiu codziennym. Mam nadzieje że uda wam się z nianią zachować pozytywne relacje :)

    Co do sernika to sama zawsze piekę ale myślę że jeżeli chcesz mieć sernik sztywny bez pieczenia to ja bym nie dodawała soku z cytryny, za to użyłabym 2/3 serka mascarpone i 1/3 serka philadelphia a cukier utarłabym z żółtkiem. Taką masę mieszałabym w mikserze przez 5 minut a później odstawiłabym na 12 godzin do lodówki. Myślę że powinno się udać.

    Miłego dnia:)

    OdpowiedzUsuń
  19. a może zrobić masę serową jak na sernik gotowany? Czyli z budyniem waniliowym. Zagotować ser z cukrem i budyniem i jajkiem chyba w garnku, jak ostygnie rpzelać na spód ciasteczkowy i wstawić do lodówki.
    Pozzdrawiam

    OdpowiedzUsuń

Podziel się opinią!

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...