niedziela, 5 lutego 2012

Kim jestem? Update. Makaroniki z Anną-Marią!

Dziś makaroniki! W mojej kuchni, a także u Anny-Marii, w Kucharni...
ale najpierw pewien wstęp:
Co jakiś czas każdy musi stawić czoło dziwnemu pytaniu, na które nigdy, ale to nigdy nie da się odpowiedzieć jednym słowem.

Kim jestem?

Cofam się do pierwszego posta, który wpisałam na blogu i czytam kilkanaście zdań opisu wszystkich ról, które odgrywam. Próbuję zaktualizować informacje. Dalej jestem mamą, żoną, siostrą, córką, wnuczką... Dalej jestem antyfanką piłki nożnej... Dalej jestem pulchną blondynką. Doszło kilka ważnych ról, które mnie definiują: jestem blogerką, jestem asystentką, mamą pracującą. Jestem ciocią trzech ślicznych chłopców. Jestem przyjaciółką kilku nowych, cudownych osób. Jestem domową mistrzynią cukiernictwa! Jestem coraz większą gadułą, która powtarza wiele razy to samo! A od niedawna wreszcie czuję się w 100% sobą!



Mam za sobą kilkunastoletni okres poszukiwania siebie, nieustannego porównywania z innymi, wiecznego czucia się odrobinę gorszą. Udawania i wpasowywania się. Braku pewności w wypowiadanych poglądach i bronieniu własnych przekonań. To się już skończyło. Myślę, że wraz z nadejściem TEGO Nowego Roku, chyba po raz pierwszy nie zastanawiałam się nad tym, jak by tu spróbować się zmienić!


Wiąże się z tym wiele lęków i wyzwań... Jak odnajdę się w zawodowej rzeczywistości z moim chaotycznym i niepoukładanym "Ja"? Bywam irytująco bezradna, nieprzewidywalnie humorzasta, nie potrafię się dopasować do oficjalnego do bólu stylu bycia. Ale mimo to, czuję, że dam radę! Bo wprowadzam w życie kilka cudownych i prostych zasad. Kategoryzuję dziedziny życia, na te, na które nie mam wpływu. Jest ich wiele. Uczę się je akceptować, godzić się z nieuchronnością pewnych zmian, a także stałością pewnych wartości. Filtruję, wyłapuję i pracuję nad tym, co mogę zmienić, na co mam realny wpływ. Cierpliwie czekam na wyniki!

Ktoś zupełnie nieświadomie pomógł mi w akceptacji siebie :) oj, taka zapowiedź - brzmi banalnie i łzawo :) ale tak już bywa, że czasem mądrości i prawdy życiowe spadają na nas nieoczekiwanie, zapala się przysłowiowa żarówka nad głową - tak było i w tym wypadku!


Anna-Maria i jej "Kucharnia". Wiele miesięcy temu zachłysnęłam się jej słowami, zdjęciami, przepisami. Porównywałam, bo jak inaczej? Z nielicznych początkowo komentarzy zaczęła się wyłaniać znajomość! Przekonanie, że mimo pozornych ogromnych różnic - wiele nas łączy. Przede wszystkim jestem, Aniu, wdzięczna za kilka Twoich słów, które trafiły do mnie w chwili największej frustracji, zmęczenia, utraty nadziei na znalezienie niszy dla siebie:

"...każdy z nas mówi własnym głosem, choć często wolimy głos innej osoby. Ta odmienność jest potrzebna."
To tak proste, ale jakże prawdziwe!

Sens tych słów trafiał do mnie powoli - przebijał się przez podświadomość do świadomości... Kiedy go pojęłam, poczułam niewyobrażalną ulgę! Teraz różnice między mną, a innymi są jedynie powodem ciekawości, wnikliwej analizy, ale nigdy - frustracji :)

Oj tak, różnimy się z Anną-Marią bardzo... także wyposażeniem kuchni!!! Nasze pierwsze, wspólne pieczenie - każda w swojej kuchni - uświadomiło mi jak ważna jest organizacja i precyzja, a także zaplecze kuchenne :) miałyśmy śmiechu co nie miara, znowu wstydziłam się braku miksera (Mamo! Miałam dostać pod choinkę!?), drukarki (wzór do nakładania makaroników z rękawa cukierniczego na blachę zrobiłam ołówkiem wokół nakrętek od wody mineralnej!!!). Mimo to makaroniki wyszły, nie wymarzone, nie perfekcyjne, ale moje! :) Bardzo jestem ciekawa tych w Kucharni!



a to przepis:

przepis na same makaroniki zaczerpnęłam z Kucharni, pomysł na masę jest mojego autorstwa
MAKARONIKI Z NADZIENIEM RÓŻANYM
  • 110 g cukru pudru
  • 60 g migdałów (bez skórki)
  • 60 g białek
  • 40 g cukru kryształu
  • można dodać odrobinę dowolnych barwników spożywczych, w moim przypadku kilka kropli koncentratu buraczanego
Białka ubiłam na sztywno, pod koniec ubijania dodałam cukier aż do uzyskania gładkiej, lśniącej piany. Migdały i cukier puder zmiksowałam razem w malakserze, potem przesiałam. Ubitą pianę przełożyłam do zmielonych migdałów i dokładnie mieszałam. Polecam cytowany wpis Anny-Marii pełen porad jak przygotować masę bez porażek. Gdy masa jest gotowa, przełożyłam ją do rękawa cukierniczego i wyciskałam na blachę wyłożoną papierem do pieczenia. Następnie makaroniki czekają na blasze ok. 30 minut - obsychają.
Piekarnik nagrzałam do temperatury 170 stopni. Makaroniki piekłam przez 10-11 minut.  Po wystudzeniu najlepiej je odłożyć na dobę - to potwornie trudne, zwłaszcza dla łakomczuchów, ale rzeczywiście warto się do tego zalecenia zastosować - makaroniki zmiękną i będą się lepiej komponowały z masą.
Masa różana:
  • 5 łyżek konfitury z płatków róży w cukrze
  • 2 łyżki masła
  • 60g serka Philadelphia
  • cukier puder - tyle, by masa nieco zgęstniała
  • łyżeczka koncentratu buraczanego
Wszystkie składniki masy wymieszałam w blenderze. Przekładałam makaroniki i łączyłam je w podwojne markizy.
Całość będzie potwornie słodka, ale obłędnie pyszna!
Z makaronikami jest sporo zachodu... myślę, że gdybym miała wybrać deser, który pasuje do mnie i wyraża moją chaotyczność i niezorganizowanie - nie byłyby to makaroniki! Ale będę próbowała dalej! Już wkrótce chcę przetestować nowe przepisy i pomysły na te cudeńka!
Aniu, Dziękuję za wspólne pieczenie :)

14 komentarzy:

  1. Wyglądają apetycznie , brak miksera , czy innych różnych dupereli , nie ma znaczenia liczy się twoja pomysłowość i kreatywność , nie mam tego , ale są zakrętki , jak nic prawdziwa Pani domu zawsze Sobie poradzi :)))))))) pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  2. Małgosiu! Jak już pisałam u siebie, nie za często odbiera mi mowę, ale za Twoją sprawą właśnie tak się stało i to co najmniej dwukrotnie.
    Po pierwsze makaroniki - czy ktoś nam uwierzy, że nie umawiałyśmy się co do rodzaju?!
    No i Twoje słowa o moich słowach - nie miałam pojęcia... Ogromnie mnie zaskoczyłaś, a jednocześnie potwierdziłaś to, co ja napisałam u siebie - jak ważni są Czytelnicy i ich słowa.
    Bardzo, bardzo się cieszę, że moje słowa nabrały mocy :)
    Ściskam Cię mocno i dziękuję za wszystko!

    OdpowiedzUsuń
  3. Oj, dałaś mi do myślenia tym postem :-) Napiszę maila :-)
    Pozdrawiam serdecznie :-)

    OdpowiedzUsuń
  4. trudno by mi było wytrzymać by dobę poleżały te makaroniki :( ale wyglądają wspaniale, a ja lubię takie im słodsze tym lepsze. Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  5. Zazdroszczę Ci tego, że się odnalazłaś. Ja dalej się szukam, chociaż mam wrażenie, że jest bliżej niż dalej. A makaroniki przeurocze.

    OdpowiedzUsuń
  6. lubię sobie podpatrywać te wszystkie Twoje słowa, zmiany, radości, troski, makaroniki z różą.. cudnie.

    OdpowiedzUsuń
  7. Cudowne wyszły Wam te makjaroniki ...ja się na nie jeszcze nie odważyłam, ale kiedyś:)
    Ja też jestem pulchną, już nie blondynką .... ponoć ciemne kolory lepiej kryją siwe włosy, których ostatnio sporo mi się pojawiło:) ... a zaakceptowałam siebie kiedy zobaczyłam miłość w oczach mojego Męża ...to mi wystarczyło żeby zaakceptować siebie, swoje wady i niedoskonałosci:)
    pozdrawiam ciepło

    OdpowiedzUsuń
  8. na usta cisnie mi sie tylko jedno slowo - sliczne:)

    OdpowiedzUsuń
  9. ale się cudnie zgrałyście:) pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  10. jak to super brzmi: jestem sobą w 100%! dotarłaś do końca tej drogi i nawet nie wyobrażasz sobie jak Ci zazdroszczę! tak pozytywnie oczywiście. Ile razy mówiłam sobie: kobieto zrób coś z tym, zrób coś z sobą i swoim podejściem. Ale może sekret tkwi właśnie w odpuszczeniu sobie. Nie jest łatwo, szczególnie na początku macierzyńskiej drogi. Ale liczę, że mi również kiedyś się uda. I cieszę się razem z Tobą:-)

    OdpowiedzUsuń

Podziel się opinią!

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...