Od lat słucham od przyjaciółek narzekań na mężczyzn, którzy nie opuszczają deski, nie zakręcają korkiem tubki od pasty do zębów, nie wyrzucają zużytej rolki od papieru toaletowego (i nie zakładają nowego), nie wrzucają brudnych ubrań do kosza na pranie, nie piorą, nie prasują, nie gotują, nie sprzątają i w ogóle są dramatyczni we współżyciu w jednym mieszkaniu. Zawsze słucham tego z ogromnym rumieńcem na twarzy.
Po pierwsze dlatego, że nie mogę się przyłączyć do tych narzekań. Po drugie dlatego, że wyobrażam sobie mojego męża, który chętnie by do nich się przyłączył i dodał jeszcze: "A moja żona na dodatek zostawia pudełko po zjedzonym jogurcie koło łóżka! Jak ja go nie sprzątnę to będzie tam stało trzy dni. Też już nie mogę tego wszystkiego znieść!"
Wszystkie laski by pokiwały w ciszy głowami. Niewypowiedziane zrozumienie otoczyłoby owe narzekające kobiety i mojego męża. Znalazłby się w ich gronie, w tej wspólnej niedoli jaką jest życie z nienawracalnym bałaganiarzem.
Mój mąż sam sobie prasuje koszule, codziennie odkurza i lubi to robić nawet w weekendy o poranku, bo twierdzi, że go relaksuje widok czystej podłogi. Czy już piejecie z zachwytu?! Zazdrościcie? Bo ja siedzę z kubkiem kawy, jeszcze na dobre się nie obudziłam, a ten wariat krąży z hałaśliwym urządzeniem, niemiłosiernie odsuwając krzesła i szafki, by mieć pewność, że każdy pojedynczy kłaczek sierści naszego retrievera zostanie zassany do worka odkurzacza.
- Podnieś nogi! Muszę tu odkurzyć. Możesz się przesunąć?
Ogarnia mnie niesamowita irytacja!
- Przecież poranna kawa to świętość!
- Przecież poranna kawa to świętość!
- Świętość to będzie jak mi psi kłak wyląduje w filiżance, bo tyle ich się tutaj unosi!
Gdy rano wychodzimy na spacer, to wyjmuję sobie parę skarpetek i kładę na komodzie. Po chwili przypominam sobie, że chciałam coś z łazienki. Idę tam. A gdy wracam - skarpetek nie ma już na komodzie.
- Gdzie są moje skarpetki?!
- Czy to jest ich miejsce?
Wyobraźcie sobie palec wskazujący mojego męża w dramatycznym geście skierowany na komodę w przedpokoju...
- Nie, to nie ich miejsce, ale tu, przy tym krześle, koło tej komody lubię zakładać skarpetki i buty!
- Nie widziałem, żebyś je zakładała. Położyłaś je tu i sobie poszłaś.
Wiem, że dalsza dyskusja jest bezcelowa, wiem też, że za kilka dni zrobię to samo. Kacper też.
Gdy rano wychodzimy na spacer, to wyjmuję sobie parę skarpetek i kładę na komodzie. Po chwili przypominam sobie, że chciałam coś z łazienki. Idę tam. A gdy wracam - skarpetek nie ma już na komodzie.
- Gdzie są moje skarpetki?!
- Czy to jest ich miejsce?
Wyobraźcie sobie palec wskazujący mojego męża w dramatycznym geście skierowany na komodę w przedpokoju...
- Nie, to nie ich miejsce, ale tu, przy tym krześle, koło tej komody lubię zakładać skarpetki i buty!
- Nie widziałem, żebyś je zakładała. Położyłaś je tu i sobie poszłaś.
Wiem, że dalsza dyskusja jest bezcelowa, wiem też, że za kilka dni zrobię to samo. Kacper też.
Czujecie już tę ironię losu? Irytuje mnie, że mój facet jest porządny? I to jak! A jak ja niesamowicie muszę drażnić jego. Nigdy nie odkładam rzeczy na miejsce, tonę wśród gratów, gadżetów i rupieci, a moje stosy ubrań, książek i czasopism piętrzą się w każdym kącie. Jak to możliwe, że żyjemy razem, jesteśmy w stanie znieść jedno drugie?! Nie wiem.
Zaplanowałam sobie zabawne ciasteczka z bohaterami najsłynniejszej polskiej kreskówki: Bolek i Lolek. To ma być wpis do mojej akcji kulinarnej "Akcja biało-czerwona". Ostatnio odświeżyłam w pamięci Bolka i Lolka, a to dlatego, że wrócili do ramówki MiniMini, Mela poczuła do nich sporą sympatię. Lubiłam Bolka i Lolka, Reksia, a najbardziej wróbla Ćwirka. Te stare polskie bajki miały sporo uroku, a wspomniany wróbel Ćwirek to do dziś wspaniała nauka o polskich gatunkach ptaków i ich zwyczajach.
Bolek i Lolek trafiają na bloga, do akcji Biało-czerwona, dlatego pojawiają się biało-czerwone akcenty: Bolek w czerwonym krawacie w białe grochy, Lolek w białym, w czerwone serduszka. Obaj jako piraci w czerwonych bandamkach (wtedy nie wiem, który jest który!) , Lolo ma chyba też gdzieś muchę. Najbardziej jednak jestem zadowolona z chłopaków jako kibiców polskiej drużyny na Euro 2012 - z policzkami pomalowanymi w Polską flagę :)))
Pomysł był całkowicie mój, nigdy wcześniej nie widziałam Bolka i Lolka na ciasteczkach ani tortach, a szkoda, bo bardzo prosto jest wykonać takie zdobienie.
Użyłam okrągłych foremek o różnej średnicy, wiązanie bandamki, muchę i krawaty wycięłam ręcznie. Do zrobienia lukru użyłam barwników w żelu Wilton (czerwony i czarny) oraz pierwszy raz - białek pasteryzowanych w proszku. Tzw meringue powder pojawia się w przepisach na royal icing na wielu amerykańskich blogach - spróbowałam i jestem bardzo zadowolona, rzeczywiście konsystencja lukru jest lepsza i pozwala na bardziej precyzyjne ozdabianie. Wcześniej czytałam rady by stosować surowe białko, ale trochę się bałam potem to jeść a w szczególności - podawać dzieciom. Białka sproszkowane rozwiązują ten problem. Kupiłam też w aledobre.pl plastikową tubę do zdobienia marki Wilton. Pamiętacie jak wcześniej pisałam, że ozdabiałam ciasteczka łyżeczką i wykałaczką?! To już przeszłość, powoli zgromadzę sobie troszkę lepsze narzędzia, a taka butla pozwala na sporą precyzję i jest bardzo wygodna w użyciu - kosztuje 10pln.
P.S. wiem, że może Was przerażać ciasteczko z czarnym lukrem - barwnika nie jest dużo, jak dzieci zjedzą kilka to naprawdę nic się nie stanie. Takich rzeczy nie podaję codziennie, tylko kilka razy w roku. Barwniki, których używam są całkowicie spożywcze, nieszkodliwe i wydajne.
________________________________________________________________
Zaplanowałam sobie zabawne ciasteczka z bohaterami najsłynniejszej polskiej kreskówki: Bolek i Lolek. To ma być wpis do mojej akcji kulinarnej "Akcja biało-czerwona". Ostatnio odświeżyłam w pamięci Bolka i Lolka, a to dlatego, że wrócili do ramówki MiniMini, Mela poczuła do nich sporą sympatię. Lubiłam Bolka i Lolka, Reksia, a najbardziej wróbla Ćwirka. Te stare polskie bajki miały sporo uroku, a wspomniany wróbel Ćwirek to do dziś wspaniała nauka o polskich gatunkach ptaków i ich zwyczajach.
Bolek i Lolek trafiają na bloga, do akcji Biało-czerwona, dlatego pojawiają się biało-czerwone akcenty: Bolek w czerwonym krawacie w białe grochy, Lolek w białym, w czerwone serduszka. Obaj jako piraci w czerwonych bandamkach (wtedy nie wiem, który jest który!) , Lolo ma chyba też gdzieś muchę. Najbardziej jednak jestem zadowolona z chłopaków jako kibiców polskiej drużyny na Euro 2012 - z policzkami pomalowanymi w Polską flagę :)))
Pomysł był całkowicie mój, nigdy wcześniej nie widziałam Bolka i Lolka na ciasteczkach ani tortach, a szkoda, bo bardzo prosto jest wykonać takie zdobienie.
Użyłam okrągłych foremek o różnej średnicy, wiązanie bandamki, muchę i krawaty wycięłam ręcznie. Do zrobienia lukru użyłam barwników w żelu Wilton (czerwony i czarny) oraz pierwszy raz - białek pasteryzowanych w proszku. Tzw meringue powder pojawia się w przepisach na royal icing na wielu amerykańskich blogach - spróbowałam i jestem bardzo zadowolona, rzeczywiście konsystencja lukru jest lepsza i pozwala na bardziej precyzyjne ozdabianie. Wcześniej czytałam rady by stosować surowe białko, ale trochę się bałam potem to jeść a w szczególności - podawać dzieciom. Białka sproszkowane rozwiązują ten problem. Kupiłam też w aledobre.pl plastikową tubę do zdobienia marki Wilton. Pamiętacie jak wcześniej pisałam, że ozdabiałam ciasteczka łyżeczką i wykałaczką?! To już przeszłość, powoli zgromadzę sobie troszkę lepsze narzędzia, a taka butla pozwala na sporą precyzję i jest bardzo wygodna w użyciu - kosztuje 10pln.
kliknij link |
P.S. wiem, że może Was przerażać ciasteczko z czarnym lukrem - barwnika nie jest dużo, jak dzieci zjedzą kilka to naprawdę nic się nie stanie. Takich rzeczy nie podaję codziennie, tylko kilka razy w roku. Barwniki, których używam są całkowicie spożywcze, nieszkodliwe i wydajne.
Genialne! Podziwiam twoje zdolnosci i postaram sie skopiowac dla mojego synka, ktory te bajke polska zna! dziekuje wiec!
OdpowiedzUsuńJakbym czytała o sobie i moim mężu! Oj, ciężkie jest życie z pedantem... Ale przynajmniej mieszkanko czyste :)
OdpowiedzUsuńCiasteczka super :) Moje dzieciaki też lubią Bolka i Lolka oraz kota Filemona. Co do męża to może mój nie jest pedantem, ale czasem wydaje mi się, że w domu robi więcej niż ja - czyli nie powinnam się czepiać ;)
OdpowiedzUsuńŚwietne pomysły :-) Ale gdzie Tosia ;-) ?
OdpowiedzUsuńTen komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńSuper pomysł na biało-czerwoną akcję, ze wszech miar polski :-)))
OdpowiedzUsuńU Nas dokładnie odwrotnie, to ja jestem ta porządnicka, a mąż bałaganiarz - łagodnie mówiąc ;-) Myślę, że gdy spotyka się np. dwójka bałaganiarzy - też łatwo ze sobą nie mają :-o
Co ciekawe: starszy synek zapowiada się na bałaganiarza, a młodszy na wielkiego sprzątacza ;-))
Ja mam ojca porządnisia i dziękuję Bogu, że nie mam takiego męża bo od liczenia szklanek można dostać kręćka... Nie narzekam też na męża, no może czasem ale nie w kółeczku koleżanek, bo po prostu uważam, że mimo wad jest wspaniałym człowiekiem, a narzekanie non stop co to ten mój mąż źle robi jest o tyle śmieszne, że sobie same baby wybrały takich partnerów :P
OdpowiedzUsuńCiasteczka przecudne!!
Dla mnie mąż, który prasuje to Skarb i unikat, bo ja nienawidzę prasować ;)
OdpowiedzUsuńA ciacha wyglądaja rewelacyjnie!!!
Jesteś Czarodziejką i masz fajnego męża. Hm.. MÓJ niemąż też do najgorszych nie należy... :-) No i podłączam się do pytania... Gdzie Tosia??? :-)
OdpowiedzUsuńSą rewelacyjne! jestem pod wielkim wrażeniem!
OdpowiedzUsuńStrasznie polubiłem twojego męża - przekaż proszę gorące pozdrowienia. Dobrze wiedzieć, że jest nas co najmniej dwóch!
OdpowiedzUsuńP.S. Koleżanka Bolka i Lolka, to chyba była Tola...
OdpowiedzUsuńCudne!!!
OdpowiedzUsuńAle faaaajne:)
OdpowiedzUsuńGenialne! Jesteś boska! :-)
OdpowiedzUsuńTo się nazywa udekorować ciastka!
OdpowiedzUsuńpo pierwsze Kasia już wypomniała, że Tolę zignorowałaś :) po drugie - PRLowskie kreskówki były cudowne z wyjątkiem tych animowanek w stylu Kolargola bo to był horror :)
OdpowiedzUsuńpo trzecie - jak zawsze padam na czoło w ukłonie przed Twoją kreatywnością i zdolnościami kuchennymi
i wreszcie po czwarte - u nas jest ze sprzątaniem w kratkę: on zbiera na bieżąco swoje ciuchy a ja rozsiewam swoje, ja zbieram szklanki i ogryzki a on toleruje moje torebki :) on nie dokręca szamponu a ja obsesyjnie myję lustro, ja piorę a on wynosi śmieci... tak się to samo jakoś układa i uzupełnia a działa dlatego, że sama wiesz dlaczego takie rzeczy działają :)))) i oby tak dalej :))))
i jeszcze sam prasuje :)))
OdpowiedzUsuńagakry... Ty też masz fajnego męża :-)
OdpowiedzUsuń@ Est-Ouest - spróbuj koniecznie! naprawdę łatwo jest udekorować akurat tym motywem, powodzenia!
OdpowiedzUsuń@ Anonimowy - nie jest ciężkie, jeśli się przyzwyczaimy, to zabawne, a mój mąż właściwie pedantem nie jest - po prostu lubi czystą podłogę :)
@ Dag - to Ty masz gorzej :) zawsze osobie lubiącej czystość jest trudniej z bałaganiarzem niż na odwrót :)
@ Hafija - to, że "baby" same sobie wybrały, nie znaczy, że wiedziały jak to będzie wspólnie mieszkać - a dopiero wtedy "wychodzą" rozmaite przywary i osobliwości, które są trudne :) czasem można sobie trochę sympatycznie ponarzekać, nawet na najukochańsze osoby, bo n ikt nie jest święty i idealny, nawet mój mąż, moje dzieci, moje przyjaciółki.
@ Angie - mój mąż prasuje TYLKO SWOJE KOSZULE :) a ja prasowanie bardzo lubię i mogłabym mu prasowqć, ale podobno źle mi idzie z tymi koszulami :)
@ Naszapolana - każdy mąż/niemąż jest dla każdej z nas najlepszy :) a bohaterka z NIEKTÓRYCH serii o Bolku i Lolku to rzeczywiście Tola, nie Tosia :)
@ Desperate Househusband - to cudownie, że jest Was więcej niż dwóch! Pozdrowienia były dla mojego meża miłym zaskoczeniem, oczywiście odwzajemnia!!!
@ Dariaanna, Duś, Dragonfly, Kornik - dzięki!!!
@ Agakry - Kolargo to koszmar, zgadzam się!!!
wiem, wiem, czemu się układa :) i nie jest tak, że ja nic nie robię, tylko bałaganię :) ja dbam o czystość w sensie wyczyszczonych blatów, kurzy, odkażonego "sraczyka" - a mój bałagan to nie bród, ale przedmioty w nieładzie :) co dla estety jest trudne w odbiorze :)
Dziękuję wszystkim za miłe komentarze, a Tola jest pominięta, bo za dużo z nią roboty :) poza tym pierwotnie jej wcale nie bylo, została dodana do końcowych serii po latach :) pomyślę nad jakąś żeńską postacią wkrótce! Do "przeczytania" :)
Wyglądają bajecznie :) (i bajkowo)Piękne dzieło- mozesz być dumna :) Nie spodziewałam się takiej odpowiedzi na akcje, ale w sumie polskie bajki (szczególnie prawdziwie polskie z polskich wytwórni) są jak najbardziej patriotyczne :) Ściskam mocno;*!
OdpowiedzUsuńCiasteczka cudowne!!!Aż Gęba się śmieje na ich widok, a pewnie i na smak:)
OdpowiedzUsuńObserwuję Twojego bloga od jakiegoś czasu. Świetnie gotujesz ale i świetnie piszesz:)
OdpowiedzUsuńBędę wpadać.
Pozdrawiam ciepło.
Ps: Mój luby upiekł już dwa razy ciasta z Twojej strony. Były genialne!
@ Ptasi Dziub - Witaj! Dziękuję! Które ciasta piekł :D ??? Pozdrawiam!
OdpowiedzUsuńMiękkie ciasta z dynią i rodzynkami.
OdpowiedzUsuńMieliśmy dynię ważącą 10 kg:D
Szybko znikły:p
ciastka cudowne! ja również wnoszę o Tolę:-) natomiast domyślam się, że życie z takim współlokatorem (kiedyś spontanicznie przez telefon określiłam tak Krisa) nie jest łatwe. U nas to ja jestem typem umiarkowanej pedantki, natomiast Kris to typ, który odkurzy i powie: no! posprzątane!:-) Tylko po urodzeniu JJ widzę, że nie radzi sobie z jedną sprawą - pieluchami. Ja je zostawiam dosłownie wszędzie, a on je wykrywa:-)
OdpowiedzUsuńNiesamowite :D Muszę spróbować takie zrobić
OdpowiedzUsuńPozdrawiam