wtorek, 22 stycznia 2013

Trójkąt


Poniedziałek, późny wieczór. Po kilku minutach przeglądania zawartości lodówki i zrobieniu sobie prowizorycznej kolacji, wyszła z kuchni z talerzykiem kanapek i colą w szklance. Łokciem docisnęła wyłącznik światła w kuchni i udała się w stronę pokoju, marząc jedynie o tym, żeby po tym męczącym dniu rozłożyć się na kanapie i nie myśleć o niczym... nie mieć żadnych zmartwień.. jednak już po kilku krokach poczuła niepokój.. coś jakby zapowiedź konfliktu.
Weszła do pokoju.. i zobaczyła go rozłożonego zuchwale na podłodze z brodą opartą na małym stoliku. Chwila wahania... i uśmiech rozpromienił jej twarz. Podeszła bliżej, usiadła na kanapie i odruchowo zaczęła go gładzić... jestem strasznie zmęczona, powiedziała.. to był zły dzień... a tobie jak minął?
Nagle znikąd pojawiła się stopa i zdecydowanym, pełnym niechęci ruchem uderzyła go prosto w pysk, wtłaczając go pod stolik. Wielka futrzasta masa podniosła sie błyskawicznie i zaczęła warczeć!


- Jak mogłeś!
- Trzymał pysk na stoliku!
- No właśnie! Pysk! A ty ciągle kładziesz tu swoje gice! Kiedy zaczniesz okazywać mu szacunek?
- A kiedy on przestanie warczeć?! Kiedy będzie mnie słuchać na spacerze? Wychodzę z nim i przez jego zachcianki spóźniam się do pracy. Wczoraj 15 minut leżał na śniegu i nawet siłą nie mogłem go zaciągnąć do domu! Zwierzęta są głupie i niewdzięczne..
- Niewdzięczne? Myślisz, że on niewyczuwa, gdy robisz coś z taką łaską? myślisz, że nie wie jak go nie znosisz? Co takiego zrobiłeś, by zasłużyć sobie na lojalność i przywiązanie tego psa? tego się nie dostaje ot tak..
- Wiedziałem, że on jest tu najważniejszy. Ja nic nie znaczę, to ten kudłacz tu rządzi. Zwariowałaś na jego punkcie.
- To mój pies... nie zwariowałam! Jestem jego właścicielką, dbam o niego i pozwalam mu kłaść łeb na stoliku. Zapewniam mu spacer i ruch - to się nazywa wariactwo? Tak dalej być nie może.
- Nie.. nie może.
 
 
Rozwiązanie tego konfliktu ciągle przed moją przyjaciółką.. gorąco jej kibicuję, liczę, że temu trójkątowi uda się dogadać..



Jutro "stuknie" mi dwunasta rocznica od kiedy jestem w związku z moim mężem.. chyba rzadko zdaję sobie sprawę jak trudno jest dojrzałym kobietom wejść w nową relację. Wpuścić kogoś do swojego życia, które jest już pełne tylu innych osób, rzeczy, zobowiązań, nawyków i zainteresowań. Jak nagle w tym gąszczu znaleźć niszę dla tego jedynego i nie naruszyć delikatnych relacji z innymi.. jak mieć dla siebie czas. Jak rozmawiać i wychodzić z konfliktów.. ona, on i pies - to trójkąt. Ale są też teściowie, rodzeństwo, przyjaciele, nierzadko dzieci z poprzednich związków. To już nie trójkąt, ale kwadrat? pentagon? oktagon? nieskończenie wielki wielobok? A może to nawet nie figura płaska, tylko przestrzenna, jakiś kuriozalny graniastosłup - choć nie mam pojęcia, czy ta nazwa geometrycznej figury jest właściwa...
Och, gdyby tylko Pitagoras, zamiast twierdzenia o trójkątach wpadł na jakąś prawdę życiową, która ulatwiłaby więcej niż obliczanie pola powierzchni abstrakcyjnych figur...
Niestety - jak dotąd nikt z naukowców nie podzielił się teorią na temat skomplikowanych relacji ludzkich... Gotowym wzorem na życie i udane relacje..

On + Ja + (pies)2 x (dziecko)2 - praca - czynsz + obiad (pranie)4 x (sprzątanie)4 / Kredyt= ???


PASTA Z JAGNIĘCINĄ W POMIDOROWYM SOSIE

na 4 mega głodne osoby

  • 0,5kg łopatki jagnięcej
  • 2 lub 3 ząbki czosnku
  • 1 czerwona cebula
  • 2 lub 3 marchewki
  • 2 łodygi selera naciowego
  • 2 puszki pomidorów (zimą) lub 1kg świeżych (latem)
  • garść świeżych liści oregano (używam odmiany złotej), ew. suszone
  • eko kostka rosołowa lub bulion w proszku bez glutaminianu sodu
  • sól, pieprz, oliwa
  • można dodać trochę suszonych pomidorów, świeżych papryczek chili, posiekanych czarnych oliwek
  • parmezan
  • 500g makaronu dowolnego kształtu




Delikatna, mięciutka jagnięcina w gęstym, dość tlustym sycącym sosie pomidorowym...
Czosnek, seler naciowy i cebulę drobno posiekane podsmażam na oliwie na głębokiej patelni. Gdy się zrumienią wrzucam pokrojoną w kostkę jagnięcinę i podsmażam. Dodaję plasterki surowej marchewki, wlewam pomidory z puszki. Dodaję bulion/kostkę i przyprawy, oregano, całość duszę na malutkim ogniu aż jagnięcina zacznie się rozpadać na drobne pasma.
W osolonej wodzie gotuję makaron, po odcedzeniu mieszam z sosem. Właściwie rzadko posypuję to danie parmezanem i prawie nie używam wyżej wymienionych dodatków.. idealne na zimę...

Smacznego..



wtorek, 8 stycznia 2013

Długa podróż.. chwilowy przystanek. Galaretka cynamonowa z Anną Marią!

...witajcie po przerwie..

fot. Agni K.


Opowiem Wam o podróży.

Bardzo długiej i pełnej ważnych wydarzeń.

Która ciągle trwa.

A od kiedy się zaczęła - zmieniło się wszystko.


fot. Agni K.

Podróżowałam bez chwili przerwy. Mimo zmęczenia nie pozwalałam sobie na odpoczynek. Żyłam tak intensywnie, że momentami nie pamiętałam wydarzeń dosłownie z przed chwili...

Na chwilę wróciłam. Minęło kilka miesięcy, ubyło parę kilogramów, zyskałam na odporności, straciłam dziewczęcą naiwność.. w zasięgu znalazło się kilka aniołów, a przestało mnie gonić kilka upiorów.

To bardzo trudna próba. Podróżować - nigdzie nie wyjeżdżając. Wymaga olbrzymiej wyobraźni, nadwrażliwości, i ogromnej otwartości na emocje; swoje i innych..

To bardzo niepewne, testować własne granice, zadawać setki pytań, które jak znaki po bokach szosy, odwracają uwagę, nurtują, nie pozwalając się skupić na dotarciu do celu.

Choć należy to podkreślić od razu - taka podróż nie ma celu.. nie ma końca..

Jest jak koło - ciągle wraca się w to samo miejsce. To samo, ale nie takie same. To właśnie ta gonitwa za tym znanym, stałym, nieuchwytnym sprawia, że siły do podróżowania nie słabną. Choć pojawia się zwątpienie, potworne przygnębienie i myśl "już nie dam rady!", to jednak to jeszcze nie koniec.

fot. Agni K.


W podróży towarzyszyło mi wiele niezwykłych osób. Z niektórymi mijałam się w rozjazdach, starczyło czasu jedynie na szybkie podanie dłoni. Inne przyłączyły się na dłuższy czas. Odkryłam na nowo dziecięcą radość pisania listów i wymieniałam je często, z osobami z różnych krajów, kontynentów. Z niektórymi wymieniałam spostrzeżenia, innym zdawałam relację z kolejnych etapów podróży, a jeszcze kolejnych pytałam: co będzie dalej? Bo już byli tam gdzie ja, pokonali znacznie większą odległość i mogli mnie uprzedzić, co jeszcze przede mną.

Okazało się, że w takiej samej podroży jest nas bardzo wielu!

Jedną z nich jest Anna-Maria.. Obie w podróży.. na bardzo różnych etapach. Trudno jest znaleźć się na moment we dwie, w dogodnym miejscu i o odpowiedniej porze. Czasem "zbliżanie" naszych trajektorii trwa wiele tygodni. Ale gdy już znajdziemy się w swoim zasięgu - jest cudownie. Jest szczera rozmowa, zamiana zwierzeń na wsparcie. Ogromna pociecha. Nie tylko! Jest coś jeszcze.. jakaś słodka, krzepiąca potrawa..

Gotowałyśmy razem trzy razy.. różane makaroniki.. lody.. a dziś..




GALARETKA CYNAMONOWA - GELO DI CANELLA
przepis Valentiny Harris


  • 10g kory cynamonu
  • 750ml zimnej wody
  • 300g cukru
  • 60g mąki kukurydzianej
  • 50g czekolady (gorzkiej)


Przygotować garnek z zimną wodą, wrzucić laski cynamonu. Zagotować, gotować 5 minut, po czym odstawić na 12godzin. Ostrożnie przecedzić, płyn wlać z powrotem do garnka. Dodać cukier i rozpuszczoną w dwóch łyżkach wody cynamonowej mąkę kukurydzianą. Zagotować i gotować powoli aż masa zgęstnieje. Zdjąć z ognia, dodać czekoladę i mieszać aż się rozpuści. Przelać do jednego dużego lub sześciu małych naczyń i odstawić do schłodzenia. Po schłodzeniu i stężeniu wyjąć z naczynia, obrócić do góry nogami i podawać.

Przyznaję, że wygląda i smakuje (poczatkowo!) jak kisiel, ale... jest pyszna.



Jeśli - jak ja - dużo podróżujecie i ogarnia Was chwilowa, silna tęsknota za domem, wolnym i beztroskim czasem, chwilą wyciszenia.. przygotujcie ten deser!

Aniu - bardzo dziękuję za cierpliwość, za cudowne niezgranie czasowe, chaos, pomyłki, oraz to, że w końcu się udało opublikować nasz wspólny post! Cieszę się, że wracam do blogowania w Twoim towarzystwie!

Ci, którzy mnie lepiej znają, wiedzą jak ciężko mi pomieścić swój przekaz używając niewielkiej liczby słów..

Dziękuję za wspólne podróżowanie, ciepłe myśli, interesujące uwagi, wsparcie, motywację i wszystko inne, osobom o następujących inicjałach :)

A., A., A., J., M., M., M., B., B., R., J., J., K., A., B., M., W., ...



poniedziałek, 8 października 2012

Masz wybór. Pasta con ricotta e limone...

 
 
 
Niedziela. Godzina 19.30. Wchodzisz na klatkę schodową i powoli zmierzasz na pierwsze piętro do swojego mieszkania. Twoje dwuletnie dziecko zagląda do skrzynki na listy i dwukrotnie krzyczy "Echo". A echo dwukrotnie odpowiada.
 
Nie tylko echo. Z mieszkania na parterze wyłania się ciężarna (rodzi za jakieś trzy miesiące, a w domu ma już półtorarocznego potomka - przyp.red.) i woła za tobą (przecież nie za twoim dzieckiem):
 
- Myślicie, że mieszkacie tutaj sami? Ja naprawdę mam już dosyć tych krzyków! Właśnie usypiam dziecko!!!
 
Co robisz?
 
a) odpowiadasz: moja mistrzyni!!! Jak to robisz, że usypiasz dziecko o 19.30?!!! Przy mega wysiłku, moją bandę zaganiam najwcześniej o 21:00!!! Mogę przyjść do ciebie na przeszkolenie matko najwspanialsza i wyśmienicie zorganizowana?!
 
b) zgryźliwie warczysz: od kiedy jesteśmy na ty? Nie ma jeszcze ciszy nocnej, więc daj mi kobieto spokój!
 
c) zaczynasz płakać z bezsilności i frustracji, że oto matka dzieciom, która za chwilę wyda na świat drugie młode i powinna czuć z tobą szczególne porozumienie i więź, tymczasem okazuje kompletny brak tolerancji (i kultury osobistej) i warczy na chłopczyka, który nie robi nic złego, tylko sobie dwa razy krzyknął. Czujesz gniew, irytację i niesprawiedliwość, że oto sprzątasz gówna po psie, czyścisz klatkę schodową, nigdy nie masz imprez i gości po nocach (jeśli wogóle są jacyś goście), jesteś porządną sąsiadką, a tu ktoś ci zwraca uwagę i tym kimś nie jest bezdzietny sfrustrowany emeryt, tylko MATKA DZIECIOM...
 
d) mówisz "przepraszam bardzo", bierzesz dziecko na ręce i szybko uciekasz do swojego mieszkania, gdzie w myślach stajesz znów przed sąsiadką i wypowiadasz z pewną miną prosto w jej oblicze odpowiedzi: a) i b) oraz zmodyfikowaną odpowiedź c) , wyobrażając sobie tę piękną scenę napieprzasz przy tym garnkami w zlewie i kopiesz ze złością worek na śmieci.

Którą odpowiedź wybierasz???

 
 
 
PASTA CON RICOTTA E LIMONE
  • 350g ricotty
  • skórka z połowy cytryny
  • garść liści bazylii
  • 2-3 łyżki oliwy
  • 4 łyżki parmezanu
  • sól, trochę pieprzu do smaku (może być biały)
  • ok.500g makaronu (penne, farfalle)
To jak odmiana pesto, tyle że bez orzeszków, czosnku, za to z ricottą. Przepis Valentiny Harris. Wszystkie składniki wrzucam do blendera i miksuję na gładką masę (zostawiam tylko trochę liści bazylii i skórki do posypania już na talerzu). Gotuję makaron, pod koniec gotowania dodaję do pesto ok.pół szklanki wody z gotowania makaronu. Po odcedzeniu makaronu mieszam go z sosem i podaję. Bardzo proste i pyszne!
Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...