... wkrótce!
Etykiety
akcje kulinarne
(3)
babeczki
(3)
Bezy
(6)
Boże Narodzenie
(6)
chleb
(2)
Ciasta drożdżowe
(4)
Ciasta i ciastka
(20)
ciasteczka
(8)
ciastka
(1)
Danie mięsne
(25)
Desery
(8)
Dietetyczne
(2)
Dipy
(3)
dla dzieci
(5)
Dodatki do dań głównych
(2)
Dynia
(8)
Gorące przystawki
(18)
Grzyby
(3)
Jajka
(2)
Kaczka
(1)
Kanapki i grzaneczki
(6)
koktajle owocowe
(1)
książeczki dla dzieci
(1)
kuchnia tajska
(1)
Kulinarne prezenty
(1)
lawenda
(1)
lody
(1)
Makarony/sosy/pasty
(13)
Muffiny
(7)
na piknik
(2)
napoje
(1)
Pizza
(1)
placuszki
(1)
Poruszyło mnie
(1)
Przetwory i nalewki owocowe
(3)
Risotto
(5)
Ryby
(13)
Sałatki
(12)
sernik
(1)
Sosy
(2)
spiżarnia
(1)
Sposób na owoce
(6)
Szpinak
(1)
Śniadania
(3)
Tarty
(5)
Torty-styl angielski
(11)
Truskawki
(1)
Wegetariańskie
(20)
Wielkanoc
(5)
zabawa w kuchni z dziećmi
(2)
Zakąski
(8)
Zupy
(20)
czwartek, 15 marca 2012
poniedziałek, 12 marca 2012
Gdy dzieci są podejrzanie głośno... Risotto z dorszem i rozmarynem.
Każdy rodzic co najmniej raz w życiu powiedział następujące zdanie:
- Zaniepokoiło mnie to, że w pokoju zrobiło się podejrzanie cicho...
Ach, ta "niepokojąca cisza"... Uruchamia czujność i podejrzliwość oraz pewność, że dziecko jest właśnie w trakcie jakiejś totalnie zakazanej czynności. Zwykle okazuje się, że Bogu ducha winny maluszek smarował ketchupem kanapę, dłubał dziurę w ścianie przy pomocy plastikowej łyżeczki, dorwał się do lakieru do paznokci lub odkręcił tubkę pasty do zębów i umazał sobie włosy. To ten rodzaj historyjek, który rodzice lubią sprzedać tym dopiero oczekującym potomstwa. Taka żartobliwa forma powiedzenia, że wogóle nie mają pojęcia jak to będzie, a będzie oczywiście cholernie ciężko.
U mnie w domu ciszy nie ma nigdy. Chyba rzeczywiście musiałaby mnie mocno zaniepokoić. Ale gdy dzieci się bawią, krzyczą, śmieją - wszystko jest w porządku, prawda? A jeszcze jak wołają:
- Mamo, chodź zobacz!
To co, niepokoicie się? Jasne, że nie! Czy dziecko, które robi coś niepokojącego, zakazanego lub groźnego, woła rodzica? Wtedy na luziku, odkrzykuję "Zaraz" i wracam do swoich, bardzo ważnych czynności. Nie czuję wcale nawet tyciusieńkiego niepokoju. A szkoda. Bo logika podpowiada, że gdy coś powoduje wielką wielką radość - to warto zastanowić się, "o co kaman". Poszukać przyczyny tej nagłej radochy :)
Na wołanie "Mamo chodź zobacz" rzucam się teraz pędem, bo wiem, że wtedy:
1) Dzieci karmią psa mega-turbo-eko szynką
2) Smarują sobie buzie żelem Durex Play i z radością mi oznajmiają, że "To smakuje jak żelki!"
3) Bezlitośnie żłobią paznokciami rysy w moich cieniach do powiek
4) Nonszalancko zrzucają z kanapek plastry pomidora i cieszą się, że tak "robi plask mlask" no i fajowo przykleja się do podłogi!
5) Odkręcają butelkę wody mineralnej, nabierają do ust wielkie łyki i plują potężnym strumieniem na siebie, ale nie tylko, także na podlogę, meble, a potem jeszcze rozcierają plamy skarpetkami i rączkami.
6) Próbują wspinać się na regał
7) Otwierają lodówkę, wyjmują z szuflad owoce i warzywa i znajdują dla nich jakiś sposób użytkowania całkowicie nie spożywczego
Znajdą się tacy rodzice, którzy powiedzą: to niedpuszczalne, wszystko trzeba chować, u nas dzieci nigdy nie mają dostępu do lodówki, szafek z naszymi kosmetykami, nie ma zabawy jedzeniem, ble ble ble.
U nas też tak było. Zabezpieczenia, blokady, zatyczki. Przez ostatnie lata trochę się zużyły, trochę pękło, trochę się odkleiło, a resztę Mela już umie otwierać. Otwiera bardzo chętnie, także na wyraźne życzenie Wojtusia. Ale to jest nasz dom, to są nasze przedmioty, to jest nasza wspólna przestrzeń, moja, męża i naszych dzieci. Nie będę przed nimi wszystkiego chować, blokować. Wolę wbiegać w panice do pokoju i w kółko tłumaczyć, czemu nie chcę, żeby bawili się moimi kosmetykami. Mam z tego mnóstwo radości, gdy widzę ich pomysłowość, ciekawość, zaglądanie we wszystkie zakamarki. To są dzieci, mają prawo nie wiedzieć, że psu nie dajemy drogiej szynki, że brudną kanapę ciężko sprać, że trzeba uważać na wiele rzeczy. Ale zakazy i wydzielanie stref swobodnej zabawy nie mieści mi się w głowie. To po prostu cudowne, że można się tak niesamowicie cieszyć plując wodą! Skrobiąc w moim pudrze. Rozgniatając winogrona palcem. Śmieję się razem z nimi i czerpię z tego śmiechu ogromną energię.
RISOTTO Z DORSZEM I ROZMARYNEM
- 0,5kg filetów z dorsza (miałam świeżutkie, przywiezione przez teściów z nad morza!)
- 2 cebule
- 50g masła
- kilka łyżek oliwy
- 1,5-2 szklanki ryżu do risotto (carnaroli lub arborio)
- łyżka świeżych igieł rozmarynu
- 1l rosołu (użyłam mojego oklepanego eko bulionu w proszku z wodą)
- garść parmezanu do sosu, plus jeszcze do posypania
- sól i pieprz
Cebulę posiekałam i zeszkliłam na maśle wymieszanym z oliwą. Wsypałam ryż, połowę rozmarynu, przesmażyłam, żeby wszystkie ziarenka oblepiły się maślano-oliwno-cebulową warstewką. Wlałam pierwszą filiżankę bulionu, mieszałam aż ryż wchłonął calkowicie pierwszą porcję. Stopniowo dodawalam bulion, zawsze czekając aż ryż nasiąknie płynem, przed dodaniem kolejnej porcji. Całe mieszanie i dolewanie może trwać ok. 20 minut. W międzyczasie filety opłukałam, osuszyłam, posypałam solą i pieprzem i zrumieniłam na patelni. Gdy ryż był już gotowy - powinien być lekko twardawy w środku (al dente), dodałam parmezan i mieszałam aż ser się rozpuścił. Potem dodalam kawalki ryby i odrobinę sosu, który został na patelni po smażeniu filetów. Calość przełożyłam na półmisek i posypałam jeszcze dodatkowo parmezanem i rozmarynem. Pycha!
poniedziałek, 5 marca 2012
OCZYSZCZENIE...
Są takie weekendy, po których zastanawiam się, ile zielonych herbat i koktajli kiełkowo-owocowych musiałabym wypić, żeby odkupić swoje winy: odbudować zapasy antyoksydantów, wyparte przez wolne rodniki z dymu tytoniowego i alkoholu...
szczegóły wkrótce!
p.s. szczegóły tego uzdrawiającego napoju oczywiście :)
szczegóły wkrótce!
p.s. szczegóły tego uzdrawiającego napoju oczywiście :)
Subskrybuj:
Posty (Atom)