Rozmowy o pracę... co za katastrofa!
Od kilku dni stresowała mnie perspektywa odbycia rozmowy kwalifikacyjnej, czy też interview, bo tak się teraz mówi. A jeszcze lepiej: behavioral interview!
To zabawne, jak wiele się zmieniło w ostatnich czasach. Kiedyś wystarczyło:
- Dzień dobry, czy jest dla mnie jakaś praca?
- A co Pani umie?
tu jakaś odpowiedź, po czym finał:
- Może Pani zacząć od jutra? lub
- W tej chwili nie mamy wolnych miejsc pracy.
Dziś wszystko jest do bólu oficjalne, a błyskotliwe uwagi, luźniejsze zachowanie czy ubiór - zupełnie nie na miejscu. Chłodny profesjonalizm - czyli coś w obliczu czego ja bardzo tracę...
Zachowałam się nieodpowiednio. Czy też nieprofesjonalnie, skoro już jesteśmy w tym żargonie. W obliczu pytań: jak wyobrażam sobie pracę na stanowisku, na które się zgłosiłam (upss, APLIKOWAŁAM!), pytań: czemu chcę pracować akurat w tej branży i pytań o charakterystykę wymarzonego szefa, a na sam deserek pytań o sytuacje z mojego doświadczenia zawodowego (!!!) - którego nie posiadam (!!!), co wynika z cv, trudno mi było zachować ów, wspomniany, chłodny profesjonalizm...
Wszystkie moje cechy, które eksponuję, jako swoje atuty - obracają się przeciwko mnie! To zaskakujące, ale nie padły pytania: jak Pani pogodzi opiekę nad dziećmi z pracą zawodową, nic z tych rzeczy...
Pytanie brzmiało: jak Pani pogodzi prowadzenie bloga z pracą zawodową? Jak osoba nietuzinkowa, o licznych zainteresowaniach, odnajdzie się w odtwórczej pracy administracyjnej i archiwizowaniu dokumentów?
Powinnam odpowiedzieć: Och, jakże ja kocham administracyjną pracę, jestem wręcz stworzona do archiwizowania, chciałoby się rzec, że pragnę dożyć emerytury archiwizując dokumenty! Ach jak byłoby cudownie!
A na usta ciśnie mi się: to praca jak każda inna, dziedzina leży w granicach moich zainteresowań, profilu moich studiów, a jeśli otrzymam stabilność, stałość, jasne reguły, normowany czas pracy i zadowalające wynagrodzenie, na końcu kontakt z innymi ludźmi, to w zamian zaoferuję lojalność, rzetelność i wydajność. Słowem: będę wzorowym pracownikiem.
Dla kogoś, kto realizuje swoje zainteresowania i pasje, ma rodzinę, (prowadzi bloga?) - żadna praca nie będzie zwyczajnie nudna, bo czerpie tak wiele satysfakcji w innych dziedzinach życia, że chroni go to przed frustracją i wypaleniem. Dla kogoś, kto jak ja, czerpie siłę z towarzystwa innych ludzi, kontaktu, kto inspiruje się historiami i opowieściami poznanych osób - każda praca, w której nie jest się samotną, anonimową sekretarką w odizolowanym boksie - będzie idealna. A zwłaszcza taka 10 minut pieszo od mojego domu, w zespole młodych osób, zajmujących się "administrowaniem" ciekawych projektów... dla mnie? wymarzona!
Skoro zużywa Pani tyle energii na pasje, bloga, rodzinę, to gdzie znajdzie się energia do pracy?
Czyli jednak archiwizowanie i praca administracyjna nie mogą być aż tak odtwórcze i nudne, skoro potrzeba na to energii :) Mam jej wystarczająco wiele! No a jest logiczne, że na pasje będzie mniej czasu... Ten czas powróci, gdy uda mi się przywyknąć do nowej sytuacji i organizować dobre funkcjonowanie życia zawodowego i rodzinnego.
Jasne, że zdarza mi się być hipokrytką. Czemu nie umiałam tym razem? Aplikant powinien formułować na takiej rozmowie łatwe do przełknięcia frazesy i przekonywać, że od dawna marzył o tym, żeby pracować akurat tu, akurat przy takich projektach. Oczywiście młodych ludzi przyciąga do takiej pracy albo chęć zarobku (czego nie można powiedzieć w przypadku pytania o twoje motywacje), albo czysty przypadek, stąd nie wiem jak wymyślają odpowiedzi na pytania o ich wyobrażenie pracy na tym stanowisku. Ja nie mam wyobrażenia, a jeśli mam to i tak może być sprzeczne z rzeczywistością.
Zaryzykowałam dużo ujawniając te prawdziwe, nie hipokrytyczne "opinie". Teraz poczekam na efekt...
Czy chcę iść do pracy? Marzę o tym! Nawet, gdybym nie musiała, gdybym była zabezpieczona od strony finansowej, to chyba bym sobie strzeliła w łeb, jeśli miałabym siedzieć kolejne lata w domu, a dzieci już i tak "przechwytuje" przedszkole i życie w społeczeństwie.
Zabawny moment był na dwa dni przed rozmową. W co się ubiorę? To największy dylemat. Przynajmniej raz w życiu mogłam nie obwiniać dupska oversize, bo nawet gdybym dobiła do rozmiaru z przed pierwszej ciąży - i tak nie miałam żakietów, spodni garniturowych, ołówkowych spódniczek i innych "biurowych" strojów.
Zadzwoniłam do mamy. Pożycz żakiet. Ok, przyjedź. Tylko do czego ja, cholera, ten żakiet założę? Pożyczę od mamy spodnie? Wykluczone: moja mama to metr siedemdziesiąt cholernie zgrabnej kobitki, z czego pewnie z metr dwadzieścia to szczuplusieńkie nogi! W nic się nie wbiję... Tymczasem mój "uniform mamuśki", przez ostatnie trzy lata, taki dress code ze spacerniaka to legginsy, tunika i klapki/balerinki/śniegowce - zależnie od pory roku.
Strój ogarnęłam, zakurzony tusz do rzęs, którego nie używałam całe lato - też znalazłam. Tak zasechł, a nie było oczywiście czasu, żeby kupić nowy. Nabiedziłam się wypłukując wodą grudki tuszu, aż "odzyskałam" szczoteczkę i nawet uchowało się trochę koloru...
PAPRYKI FASZEROWANE MIELONYM MIĘSEM
- 0,5kg mielonego mięsa (wołowe, wieprzowo-wołowe, cielęce
- 1 czerwona cebula, posiekana
- 2-3 ząbki czosnku, posiekane
- puszka pomidorów krojonych
- sól, pieprz, oliwa
- suszona papryka (słodka i ostra)
- 1 łyżeczka suszonego oregano
- opcjonalnie - feta
Danie idealne po stresującym dniu? Wyjmuję gotowe, przyprawione mięso mielone, które przygotowałam i zamroziłam kilka tygodni temu. Podsmażałam czosnek i cebulkę, dodałam mięso, smażyłam kilka minut, wlałam pomidory z puszki, przyprawiłam i zamroziłam!
Wracając do domu kupuję cztery papryki. Kilkanaście sekund zajmuje mi odkrojenie "wieczka", oczyszczenie wnętrza z nasion. Potem tylko rozmrażam na patelni mięso, faszeruję papryki i zapiekam w piekarniku. Można pod koniec zapiekania dodać na wierzch mięsa pokruszoną fetę. Jeśli zacznę pracę - takie porcje mięska, które uchowały się w czeluściach zamrażalnika... na wagę złota! bo obiad gotowy w 20 minut - razem z pieczeniem.
Gratuluje zdrowego podejścia do tematu PRACA.
OdpowiedzUsuńNie chodzę do pracy z racji macierzyńskiego 3 miesiące i powoli dostaje na głowę, że już nigdy nie wyjdę z domu.
Chociaż ... zaczynam przyzwyczajać się, że starsza córka jest uprasowana do przedszkola a obiad nie jest na telefon. Mały nadal jest na cycku i widzę jego każdy uśmiech (tak nie było przy córce).
Uważam że to odwaga stawić czoła tym chorym dresscodowym wymaganiom i tym oczekiwaniom, że będziemy entuzjazmować się nudną robotą z papierami.
Trzymam kciuki za wyniki naboru.
Ale nawet nudna robota jest miłą odmianą od podcierania małej, nawet najsłodszej pupy ;)
M.
A może wcale nie będzie nudno? Pamiętam spacery z dziećmi, gdy spały w wózku, i te godziny w alejkach parkowych - dziś stwierdzam, że TO było nudne :) dla zdrowia psychicznego trzeba pracować :) tak jak powiedziałam - blisko domu, w młodym zespole, ciekawa dziedzina - jestem gotowa! co do dress code - marzę o powrocie do figury nadającej się do spódnicy ołówkowej i nie mam nic przeciwko żakietom - po prostu nie miałam żadnego swojego w szafie :) z przyjemnością porzucę legginsy i klapki na rzecz bardziej "biznesowego" stroju :) a dzieci? to nie tak, że coś mnie ominie...
OdpowiedzUsuńGosia, ja wróciłam 2 tygodnie temu... i nie mogę się oprzeć wrażeniu że coś mnie omija. Oczywiście wszystko jest kwestią przyzwyczajenia i poprzestawiania sobie w głowie bo do pracy szłam z zapałem - naprawde godnym pozazdroszczenia. Teraz walcze o porządek w swojej głowie, który mowi: "jak dwa razy w tygodniu Z. odbierze teściowa a ty pojdziesz na basen/na silownie/do fryzjera/kosmetyczki, to nic a nic się Dzieciu nie stanie..". Może i nie... ale tesknie jak cholera...
OdpowiedzUsuńTrzymam kciuki, żeby jednak się udało! Wszystko da się pogodzić i poukładać. Oczywiście nikt tu nie mówi, że będzie łatwo, co to to nie, ale z każdej sytuacji jest jakieś wyjście. Na mnie jak na razie nie czekają dzieci w domu, ale też jest ciężko, kiedy pracujesz na pełny etat, masz dwa dodatkowe etaty-zlecenia, wieczorowo studiujesz (na dość wymagającej warszawskiej uczelni), zajmujesz się domem (i blogiem!) :) Dasz sobie świetnie radę! Trzymam kciuki ;**!!
OdpowiedzUsuńUda się. Na pewno Cię wygooglowali, zobaczyli ten wpis oraz komentarze i stwierdzili, że jesteś bystra i rzeczowa :)
OdpowiedzUsuńTrzymam kciuki Gosiu, abyś dostała tą pracę :-)
OdpowiedzUsuńTrzymam kciuki! Ja poszłam do rpacy, jak Hania miała roczek, choc żegnałam się z szefową na o wiele dłużej. Nie dałam rady. I choć są dni, gdy czuję, że zwariuję, to zawsze się te siły gdzieś znajdują. Na przykład jak poczytam Ciebie, bo zawsze mi się gęba śmieje, jak widzę nowy wpis. :-)
OdpowiedzUsuńJa też jestem na etapie szukania pracy, a co mnie najbardziej irytuje to podobnie jak u ciebie, chyba "głupota" lub "lenistwo" HRowców. Jeżeli zamieszczam w Resume konkretne informacje na swój temat, to oczekujac profesjonalizmu (w końcu powinno to byc obupólne oczekiwanie) mam nadzieję, że ktos przynajmniej je przeczytał,w związku z tym niektóre pytania zwyczajnie bawią mnie do łez. A wyśpiewywanie litanii, o mojej motywacji, również mija się z celem, bo rozumiem, że skoro aplikowałam, to chcę tam pracować....łączę się z Tobą w absurdalności interviewalnej i pozdrawiam ciepło trzymając kciuki za zanlezienie pracy :)
OdpowiedzUsuńhaha. dobry tekst! trzymam kciuki! od razu przypomniało mi się jedno z pytań na teście rekrutacyjnym: czy gdyby miała Pani możliwość to czy zmieniłaby Pani pracę. Napisałam: gdybym otrzymała propozycję pracy jako asystentka Roberta Kubicy to zrezygnowałabym z pracy, o którą się staram (głupie pytanie głupia odpowiedź) :-)
OdpowiedzUsuń