i kilka słów o tym, co króluje w warzywniakach...
Kiedyś dostałam zaczepnego maila, który wyrażał pretensje, że nie jestem purystka językową, że tytuł mojego bloga jest po angielsku, że zdarzają mi się tytuły postów i jakieś wtrącenia w środku wpisu nie po polsku. Zaczęłam zgłębiać temat i nie ustaliłam - dobrze to czy źle?
Irytuje mnie, gdy sklepik osiedlowy zwie się "shopem", jawnie niewskazane jest używanie angielskich zwrotów w sytuacji kiedy rzeczywiście mamy możliwość użyć pięknej polszczyzny... Więc trochę jestem purystką, albo chciałabym być, ale nie na siłę.
Wracając do "shopów" - tam jest prawdziwy raj dla takich, co to się pasjonują językiem... Mogłoby się wydawać, że w warzywniakach króluje włoszczyzna, ale kiedy przyjrzałam się tabliczkom ustawionym nad skrzyniami - przekonałam się, że króluje tam... dziwaczyzna :) bo ani to polszczyzna, ani angielszczyzna...
Jabłka "Sanrajsy" są bezdyskusyjnym hitem w moim warzywniaku!!!
Bo do czempionów (czampionów, szampionów - zależnie od humoru wypisującego tabliczkę) - już przywykłam.
Zastanawiam się jak będzie z jabłkami granny smith, które nadejdą zimą. Granismis? Jak uważacie? Proponujecie coś innego? Może jeszcze granismyt...
Smith... Smis... Smyt... to mi przypomniało moją córeczkę, która kilka tygodni temu oglądała "Pocahontas" w polskim dubbingu. Parę godzin później przyszła do mnie, wlazła na kolana, załkała i powiedziała: nigdy więcej już nie zobaczę Dżona Smisa...
Długo rozkminiałam o co chodzi, Dżon Smis nie dawał mi spokoju!
A to kłaniała się Edyta Górniak, która podkładała głos tytułowej Pocahontas i oprócz niebywałej egzaltacji, aż wybijającej z głośników telewizora, to jeszcze ten Dżon Smis tak bardzo zapadł w pamięć Meli.
Można się śmiać z Dżoany Krupy i z jej uroczego akcentu, ale i tak lepiej mówi po polsku niż większość Polaków po angielsku...
A jabłka sanrajsy... cóż, wedle stwierdzenia, że "róża nazwana inaczej, pachniałaby równie słodko", smakują bardzo dobrze. Szkoda tylko, że puryści językowi nie ingerują w takich śmiesznych i absurdalnych przypadkach, jak te nieszczęsne sanrajsy i nie wyjdą z inicjatywą znalezienia całkowicie polskiej nazwy dla tej odmiany jabłek.
DOMOWE SUSZONE POMIDORY
W ubiegłym tygodniu przerobiłam równe 20kg pomidorów gruntowych!!!
Zrobiłam pulpę, sos do makaronu, zupy, mam kilka pokaźnych słojów. Z części zrobiłam suszone pomidory, tak jak cale lata temu robiła moja mama. Wtedy nie było możliwości kupienia świeżej bazylii i rozmarynu, więc używała głównie suszonego oregano, przywiezionego z Włoch, a czasem zwykłego majeranku. Mówi, że były pyszne. Ja zrobiłam podobnie, chociaż użyłam innych przypraw.
Polecam wspaniałą przekąskę z suszonych pomidorów - przepis tu.
Polecam wspaniałą przekąskę z suszonych pomidorów - przepis tu.
- 12-15 pomidorów (użyłam podłużnych, gruntowych)
- 2-3 łyżeczki grubo zmielonej soli morskiej
- 2 łyżeczki cukru
- kilka listków świeżej bazylii
- kilka gałązek rozmarynu
- 2 łyżeczki suszonego rozmarynu
- można też dać suszone oregano
- łyżka oliwy
Umyte i osuszone pomidory przekroiłam wzdłuż i ułożyłam na blaszce do pieczenia (wyłożonej papierem). Skropiłam oliwą i posypałam przyprawami. Piekarnik ustawiłam początkowo na 100C, gdy się nagrzał wstawiłam blachę i tak suszyłam przez godzinę, następnie zmniejszyłam temperaturę do 70C i suszyłam jeszcze ok.7 godzin. Najlepiej jest nastawić je koło 23:00 i beztrosko położyć się spać. Inaczej grozi nieustanne zaglądanie do piekarnika i zastanawianie się czy to już? Po tym czasie pomidory są gotowe - choć niektóre mogę jeszcze wymagać dodatkowej godzinki suszenia. Pomidory przekładam do wyparzonego pojemnika i wstawiam do lodówki - tak dla bezpieczeństwa. Można zalać je olejem lub oliwą i wtedy dodać więcej przypraw. Taki słoik wspaniale nadaje się na prezent. Obawiam się, że moje pomidory nie doczekają żadnej okazji "prezentowej". Zbyt szybko znikają, bo są po prostu przepyszne! Jeszcze raz dla przypomnienia - przekąska z suszonych pomidorów tu.
Jeśli chodzi o nawy jabłek są one nazwami zastrzeżonymi i nie można z sanrajsów zrobić innej nazwy. Swoją drogą powinno się je poprawnie pisać ale wówczas wiele osób (zwłaszcza starszych) nie wiedziałoby czy je kupić czy nie i co to za dziwna nazwa i jak sie ja wymawia. Co z tego że jest jabłko decosta czy jonamag - ludzie idą do sklepu i chcą "jabłko-gruszka".
OdpowiedzUsuńW sumie dla mnie osobiście z racji zawodu mojego męza nie ważne jak napiszą w sklepie - ważne żeby ludzie chętnie kupowali, chętniej niz te zielone jablka "hamerykanskie".
~producentka decosty, spartana, szampiona,goldena, gali i wielu innych smakowitych POLSKICH jabłek.
Pomidorki - świetna rzecz. Choć ja mam patent inny: kroję i wyciągam mokry środek, suszę w suszarce do owoców, następnie wkładam do słoików dodając sól (grubą), pieprz (ziarka), zioła (bazylia, tymianek), ząbki czosnku, do niektórych słoiczków - ostrą papryczkę. Całość zalewam oliwą. Mogą stać całą zimę. Oliwa po wyjedzeniu pomiodrków świetnie nadaje się do smażenia czy marynat.
OdpowiedzUsuńMoje tez znikają zbyt szybko...a te sklepowe takie drogie......robione domowe są najlepsze...użyłam podobnych składników jak Ty...pycha:-)
OdpowiedzUsuńDlatego trochę tęsknię za malinówkami i szarą renetą...
OdpowiedzUsuńPomidory bajka!
A nalewkę muszę sprawdzić, zapowiada się klawo! :)
Małgosiu ;) Zamierzam zabrać się za to w weekend! Ale najpierw pytanie: czy je tak normalnie w oliwie można zamknąć w zawekowanych słoikach? Mogą wtedy spokojnie poczekać sobie do zimy? Pozdrawiam, miłego dnia!! :)
OdpowiedzUsuńHa, ha :-))) dobre :-)
OdpowiedzUsuńPomidory muszę koniecznie wypróbować