Ok, teraz jej kolej… Uff…
Wyraźnie zdenerwowana wyszła na środek sali. Spojrzała po wszystkich obecnych,
wyraźnie obawiając się oceniania. Przełknęła ślinę, wzięła głęboki wdech… Nazywam
się Małgosia i jestem oszustką. Przychodzę na te spotkania od niedawna. Nie
oszukuję już 29 dni. Moja historia jest typowa. Miałam dwadzieścia kilka lat
kiedy wyszłam za mąż. Potoczyło się szybko, pierwsze dziecko, córeczka (wyjmuje
z kieszeni zdjęcie, przez salę przetacza się serdeczne westchnięcie kilkunastu
osób). Rok później zaszłam w drugą ciążę, urodził się synek (drugie zdjęcie,
kilka nieśmiałych braw).
Nie pracowałam. To znaczy
zawodowo. Tak, tak to się mówi, siedziałam w domu. Bardzo poświęcałam się
dzieciom. Przeczytałam mnóstwo lektur, artykułów, materiałów naukowych,
dotyczących żywienia, wychowania, pielęgnacji. Chciałam być doskonałą mamą.
Trochę doskwierała mi samotność. Z dziećmi w domu to jest trochę tak, że nigdy
nie jesteś sama, ale jednocześnie cholernie samotna… (uśmiechnęła się blado, a
kilka kobiet z przejęciem pokiwało głowami).
Czułam taką trochę porażkę,
trochę rozczarowanie, bo często chciało mi się płakać, a inne mamy, które
spotykałam na placu zabaw, mówiły tylko o tym jak jest cudownie, jak
wprowadzają w życie wszystkie rady z tych mądrych książek.. (oczy trochę się
jej zaszkliły, więc włożyła rękę do kieszeni i zaczęła nerwowo ugniatać
chusteczkę do nosa). Chciałam się inspirować tymi doskonałymi matkami. Odkryłam
w sieci mnóstwo blogów „parentingowych”. Na początku był szał, zachłyśnięcie,
entuzjazm… (chwila przerwy… kilka szybkich nerwowych wdechów).. ale potem..
przyszło poczucie klęski!
(Przyspieszyła, poczuła, że teraz musi to z siebie
wyrzucić). Nie mogłam się nadziwić tym wszystkim zdjęciom, matki, które mają
czas, energię i możliwości, żeby prowadzić po dwa-trzy blogi, w tym
modowo-szafiarskie, a ich stroje, figury, makijaże…?! A te mamy-dobre rady,
których rozkoszne malce jawią się na zdjęciach z ochotą wcinając warzywa,
których nazw do niedawna wcale nie znałam? Przeżywając porażki przy każdej
czynności pielęgnacyjnej, żywieniowej, mając permanentnie siki na podłodze,
podarte ubranka po powrocie z placu zabaw, dzieci, które podrastają i zaczynają
trochę pyskować… widziałam te uśmiechnięte mamusie i ich cudne, zadbane i
grzeczne dzieci.
A potem już się zaczęło. Było tak:
ugotowałam coś tak potwornie zdrowego, że już w czasie szykowania posiłku to
była ekstaza, jak wspaniale to wpłynie na zdrowie, zachowanie, inteligencję i
długowieczność mojego dziecka. Postawiłam talerzyki na stole. Dzieci z
zainteresowaniem zajrzały. A ja „Pstryk”. Focia. Dzieci spróbowały po odrobince
i zgodnie odmówiły spożycia. Nie zniechęcona, focię wrzuciłam na fb… innym
razem „pstryk”. Na placu zabaw. Podbiegli do siebie i tak słodko przytulili…
Ooooo.. jakie to było urocze. Focia wstawiona na fb, akurat w momencie, kiedy
jedno ugryzło drugie tak mocno, że siniak nie schodził przez tydzień. Nie
szkodzi. Na fb widać, że się tak bardzo kochają..
Był jeszcze aspekt tych
niedzieciatych znajomych. Takich, którzy nie mogą zrozumieć dwudniowego doła,
bo moje dziecko nie siusia do nocnika, nie mówi „R”, nie chrupie surowego
selerka naciowego, a w towarzystwie głośno klnie... a ja.. naprawdę nie wiem
skąd się tego nauczyło! Tzn… może wiem.. ale ja tego nie uczyłam, ono po prostu
usłyszało, co krzyknęłam, kiedy rura od odkurzacza spadła mi na stopę, i tak
się utrwaliło…). No więc ci niedzieciaci… z ich fb wynika, że każdy weekend
spędzają na kite, wake, wspinaczce albo cross-owej wycieczce rowerowej. Chodzą
do kina i prowadzą bujne życie towarzyskie.. Są przeszczęśliwi, mają super
prace, spełniają się w każdym możliwym aspekcie życia.
A ja… byłam mamuśką, z lekką
nadwagą i bez pracy. A moją pasją był blog o gotowaniu, co każdy traktował z
lekkim politowaniem. Nawiasem mówiąc na blogu było pełno dowodów moich porażek,
rozlanych sików, nie dojedzonych zupek, frustracji … nic dziwnego, że z czasem
tego bloga zaczęłam nienawidzić…
(Teraz kilka łez spłynęło jej po
twarzy).
No i tak.. więc tych „oszukanych”
zdjęć było coraz więcej. Poszłam do pracy. Dużo stresu, nowy tryb życia, a jak
się trochę schudnie, to człowiek tak od razu chciałby się pochwalić. „Pstryk” i
Focia na fb. Ale taka, gdzie wyglądam bardzo korzystnie, oczywiście. Wyjście,
po pracy, na drinka z nowymi koleżankami.. „Pstryk” i focia. Praca, nowa
sytuacja, nowe możliwości, nowi znajomi. Ale jednocześnie zmęczenie, kłótnie z
mężem. Kłopoty ze snem. Problemy rodzinne.. Nie szkodzi. Bo przecież pierwszy
raz od porodu córki mam czas dla siebie i na swoje pasje. Pstryk. Pstryk. Pstryk.
Festiwal muzyczny. Samotna podróż do Stanów na trzy tygodnie. Drink z
przyjaciółkami. I następny. Och, no i największe oszustwo.. zdjęcia z gitarą.
To wygląda tak profesjonalnie, a w rzeczywistości umiem zagrać ze dwie piosenki
i chwycić kilkanaście akordów. Ale kto ze znajomych to zweryfikuje.. z
większością nie widuję się od lat. Gromadzę „lajki” jako dowody swojej
wartości. Jako świadectwo mojego ciekawego i zróżnicowanego życia, pełnego
pasji, przyjaciół.
Aż nagle… (kilkanaście łez płynie
po szyi, po dekolcie)… telefon od przyjaciółki, która widzi moje dzieci, moje
potrawy z bloga, moje podróże, imprezy i festiwale, i mówi: Jak ty to robisz.
Że tak wyglądasz, że masz na to czas, chęci. Że wszystko planujesz i
ogarniasz.. A ja..jestem do niczego.. beznadziejna, nieudacznica, nudna kwoka, która
nie ogarnia…
To było jak spoliczkowanie. (Dłuższa
przerwa. Nerwowo przygryzła dolną wargę, przymknęła powieki wyciskając z nich
kolejne łzy).
Nie chcę już więcej być w tym
nałogu. Potrzebuję grupy wsparcia. Moje życie to równowaga wysokich wzlotów i
bolesnych upadków. Ale tej równowagi nie było. Bo jak się żyje w oszustwie,
kwestionując naturalne i potrzebne ciemne strony… to… rozumiecie…? To tyle, o
mnie..
***
Gromkie brawa??? A może drwiny i
szyderstwa, wygwizdanie…?
Czy Ty też oszukujesz….?
Jeśli – jak ja – potrzebujesz wsparcia...
You are Welcome! :)
wkrótce znów tradycyjne wpisy i przepisy. Wzbogacone o zdjęcia bałaganu, który zawsze temu towarzyszy...
cudowny wpis. aż się wzruszyłam :)
OdpowiedzUsuńdziękuję, ja jeszcze bardziej.. :)
UsuńO Kurczę, ostatnio właśnie myślałam co u Ciebie.
OdpowiedzUsuńGosiu, akurat Twój blog zawsze był dla mnie "prawdziwy", bez kolorowania i owijania w bawełnę. (to jest jeszcze prawdziwsza prawda?!) Od Twojego bloga zaczęła się moja blogowa przygoda :-) Choć nie raz miałam zamiar rzucić to wszystko w ch... to wciąż jest to dla mnie odskocznia od codziennej gonitwy. NIe uważam, żeby posprzątanie i ogarnięcie chałupy przed zrobieniem zdjęć na bloga było oszustwem. To właśnie dzięki temu piszę, żeby "chciało się chcieć' :-) Pozdrawiam i cieszę się, że jesteś :-)
Staniszka.. dziękuję! Nie, sprzątanie nie jest oszustwem :) w końcu na zdjęciach widać porządek, i to jest prawdziwe :) ale umieszczanie samych pozytywnych chwil, a całkowite pomijanie tych gorszych momentów, lub nawet proszenie przyjaciół "Błagam, nie umieszczaj tego na fb, wyglądam jak wiedźma!" :) o to mi chodzi... miałam bardzo słaby okres przez ostatnie półtora roku, ale z punktu dalekiego znajomego na fb wyglądało to zupełnie inaczej..
UsuńŚciskam!
Małgosiu! <3 Wiesz, że nieustannie czekam na Ciebie:)
OdpowiedzUsuńAniu.. cudownie! Dziękuję, że czekasz, teraz już się zbieram w sobie i wkrótce coś razem uknujemy dobrego, ok? :)
UsuńTęskniłam Małgosia do tych wpisów
OdpowiedzUsuńAaaaaaaa naprawdę???!!! To niesamowite!!!!! dziękuję..
UsuńNie znamy sie, ale tesknilam za Toba.../ellen
OdpowiedzUsuńJa też tęskniłam do Was!!!
UsuńLubię Twój blog. Twoje wpisy i przepisy. Zza tych przepisów zawsze wyglądała dla mnie zapracowana mama, która nie zawsze ma czas dla siebie (bo zawsze ma czas dla dzieci). Dlatego tak lubię z nich korzystać - bo sama nie często mam czas na długie gotowanie, a dzięki Tobie kilka razy zaimponowałam gościom ;) Nie umniejszaj więc tego, co tu stworzyłaś. Wydaje mi się, że każdy normalnie myślący człowiek wie, że blogi to nie rzeczywistość. Nie wierzę zwłaszcza tym parentingowym, ale to taka pozytywna niewiara. Sama jestem mamą, wiem jak jest. A ostatnio oglądałam z synkiem (lat 4) zdjęcia z jego niemowlęctwa. A na tych zdjęciach uśmiechnięty dzidziuś. Bobas na macie edukacyjnej. W kojcu. Rozkoszny. A ja pamiętam, że na macie nie chciał poleżeć więcej niż 3 sekundy. Że dużo płakał i dużo go nosiłam. Że nie miałam sekundy dla siebie, nawet do toalety chodził ze mną. Zdjęcia - pstrykane przecież tylko do rodzinnego albumu - tego nie pokazują. Ten chaotyczny wpis ma na celu powiedzenie, że masz tu grupę wsparcia i że też tak mamy. A ci bezdzietni znajomi też pewnie nie siedzą na tej ściance z uśmiechem non-stop. Tylko nie wrzucają na fejsa zdjęć z zakwasami;)
OdpowiedzUsuńWłaśnie ostatnio to odbierałam swój czas dzieciom i dawałam go niemal wyłącznie sobie... ale teraz próbuję złapać czasową równowagę i wrócić do szeroko rozumianej normalności.. :) ściskam!
UsuńNareszcie. Wszyscy tak mamy. Tylko po co byłoby pisać o tym, jak nam źle czasem? I po zdjęcia na przykład obsmarkanych trzeci tydzień po pas dzieci? :-D Trochę każdy lukruje, bo życie samo w sobie rzadko kiedy jest super słodkie. A i u Ciebie zawsze zdrową ironią tchnęło. :-)
OdpowiedzUsuńWracaj, wracaj.
Mogę się też pod tym podpisać? ;)
UsuńKochani, jesteście cudowni, co za grupa wsparcia!!! Na blogu było więcej zdrowej ironii, ale na prywatnym profilu fb zdecydowanie za dużo lukru! Ściskam...
UsuńCzekałam, aż się doczekałam. Cieszę się bardzo, że wracasz!
OdpowiedzUsuń... jak miło... nie mogę w to uwierzyć.. pozdrawiam!
UsuńAle zajebiście to napisałaś, pewnie trafiłaś w sedno u nie jednej osoby. Ja mam mało zdjęć na blogu, na fb, bo przecież nie dam foty jak córka wcina parówkę, jak nie mam super makijażu i przed moim starym nieładnym domem ;) Poważnie to nie mam potrzeby fotorelacji z mojego życia, na blogu mam zdjęcia książek i potraw :D czasem wrzucam na fb zdjęcia córki bo niektóre są takie ekstra :)
OdpowiedzUsuńMnie teraz korci, żeby tak właśnie zrobić... zdjęcia w granicach estetyki, ale takie mocno rzeczywiste :)
Usuńaj lov ju, ryli! :)
OdpowiedzUsuń<3 dziękuję!!!
UsuńSamotna podróż do USA na 3 tygodnie? I śmiesz narzekać???? Wiesz co bym dała za takie wakacje? I większość z nas?? Dżizas...
OdpowiedzUsuńJak masz na imię..? Nie, ja nie śmiem narzekać.. próbuję tylko pokazać, że życie to nie tylko cudowne momenty, a galerie portali społecznościowych pozwalają kreować takie wizje.. podróż do USA była poprzedzona depresją przez duże "D", separacją z mężem, samotnością wobec wielu innych problemów. Następstwa podróży to z kolei rozmaite zobowiązania, w tym finansowe, wyrzuty i zmaganie się z krytyką wielu osób, którym nie mieści się w głowie, że można zostawić dzieci pod dobrą opieką na trzy tygodnie, żeby samej się skupić na zrealizowaniu czegoś ważnego i cudownego. Powtarzam: nie jestem pewna, czy tyle byś dała za takie wakacje, gdybyś wiedziała, co było punktem zapalnym tej decyzji. Oczywiście ze zdjęć na fb wyłania się uśmiechnięta, wyluzowana dziewczyna we wspaniałej podróży. Nie da się sfotografować zszarganego wnętrza.
UsuńMam nadzieję, że jeszcze tu do mnie zajrzysz kiedyś, pozdrawiam serdecznie i dziękuję za podzielenie się opinią!
kto nie przeżył depresji nie jest w stanie Cie zrozumieć...ja niestety wiem doskonale co czujesz... Wszystkim tym którzy chcieliby choć trochę zrozumieć osoby z depresja polecam film "Helen" z Ashley Judd.
UsuńPozdrawiam
XXX
wracaj :))))
OdpowiedzUsuńJestem, jestem! Dziękuję...
UsuńO Boże, a ja myślałam, że tylko ja nie ogarniam odkąd urodziłam dziecko. I jeszcze ciężka choroba mi się przyplątała, więc już całkiem jestem na poboczu. Brak czasu dla siebie, podkrążone oczy, dziecko wymagające mojej wiecznej uwagi, wypadające włosy od chemioterapii, zabawki walające się po całym domu... i ogromna zazdrość, że blogowe mamy mają czas na "focie", na porady, na blogi, na wszystko. A ja tylko marzę o tym, żeby się wyrwać gdzieś choć na chwilę - poza dom, poza utarte osiedlowe szlaki warzywniak-piekarnia-apteka-dom. Czytam Twój mądry wpis i czuję wielką ulgę, że nie jestem sama, że inne mamy też mają bałagan i usmarkane dzieci. Dziękuję Ci.
OdpowiedzUsuńWyrwijmy się razem! Życzę dużo zdrowia przede wszystkim!!! Podkrążone oczy to już jest taki "Stały punkt programu" - u mnie to efekt zarówno zbyt krótkiego jak i zbyt dlugiego snu :) lepiej więc spać krócej i nadrabiać zaleglości towarzyskie, blogowe, dzieciowe i inne... Bałagan i smarki... do tego trzeba przywyknąć. kiedyś przejmowałam się bałaganem i brudem, teraz kiedy mam wybrać między 15 minutami sprzątania, lub położenia się z dziećmi na łóżku w przytuleniu, wybieram to drugie.. tak, tak, wiem, że dzieciom trzeba czytać co najmniej 20 minut dziennie.. i co z tej wiedzy wynika? ;)
Usuńdziękuję za piękny komentarz i jeszcze raz: Zdrowia!
Też wolę spędzić 15 minut z córką niż sprzątać - dlatego naczynia od wczoraj proszą mnie o umycie ;) Dziękuję za życzenia zdrowia, robię wszystko, żeby do mnie wróciło :) Pozdrawiam serdecznie i czekam na kolejne wpisy!
UsuńFajnie, że już jesteś :) Jakiś czas temu tu zajrzałam do Ciebie i widziałam, że od długiego czasu niczego nie pisałaś..
OdpowiedzUsuńOj jak mi miło, że uważasz, że to fajnie! Pozdrawiam!!
UsuńAbsolutnie genialny wpis:-)Bo to tak jest, że głupio jest odkrywać przed innymi swoje słabości...Zwłaszcza, gdy człowiekowi brak wiary w siebie...Ojjj ja też regularnie robię sobie dobrze, czytając pochlebne komentarze...Ale jeszcze jedno-ja zawsze czytałam Twój blog z ogromnym podziwem, a nie politowaniem.I chyba najbardziej zachwycała mnie Twoja mądrość i szczerość...A nie idealność. Jesteś dla siebie stanowczo zbyt surowa. I umieram ze szczęścia, że wrocilas:-D
OdpowiedzUsuńMartuśka nie umieraj proszę!!! Obiecuję, że nie będę więcej aż tak surowa dla siebie :) ścisk!!!!
Usuńa ja po przepisy tu nie wpadałam, ale zawsze z ogromną przyjemnością czytałam Twoje posty. Masz niezwykły dar trafności słów, spostrzeżeń...Większość ludzi słodzi, podkolorują tu i tam, dopowiedzą, dorobią teorię a reszta czyta i wzdycha z zazdrością. A przecież to tylko kwestia tego, jak ubierzemy naszą rzeczywistość w słowa...:)
OdpowiedzUsuńBardzo sobie cenię takie szczere, prawdziwe osoby jak TY.
Dziękuję..... pozwólmy sobie trochę kolorować, ale bez przesady :)
UsuńPozdrawiam!
Znasz taką piosenkę SDM-u: "Dobrze,że wróciłaś, kwiaty w wazonie znów oswojone cicho piją wooooodę!" ? :))))
OdpowiedzUsuńNie znam! Ale wygoooooooglam, bo czuję, że to bardzo miły komentarz.. Dziękuję!!!!
UsuńNo więc też ostatnio tu zaglądałam zawiedziona brakiem nowych postów.
OdpowiedzUsuńDobrze, że wróciłaś.
A oszukuje każdy i w sumie z jednej strony dobrze, że sumienie rusza, ale z drugiej strony nie demonizowałabym.
Ja osobiście jestem marudą pierwszej wody. Zawsze się śmieję, że marudzenie jest pierwszą przyjemnością rodu T.
Ale nie lubię marud. I postanowiłam sobie, że na tyle na ile potrafię to marudzić na blogu nie będę. Nie pokazuję też zdjęć syfu (strefa roznoszenia chaosu) jaki panuje wszędzie gdzie się pojawię i wolę powiedzieć, że już po tygodniu przekładania tej uroczystej chwili na jutro udało mi się umyć łazienkę, zamiast chwalić/przyznać się, że przez ponad tydzień straszyła przy każdym wejściu...
No w każdym razie: równowaga musi być także pomiędzy samokrytyką (która nie powinna przeradzać się w samobiczowanie), a lukrowaniem
Ah, i co z tego, że ugryzło ? Nie znaczy, że nie kocha i to przytulenie nieprawdziwe było. (sama jestem siostrą, wiem :P). równowaga musi być
Najwyraźniej jestem sadystką, która z samokrytyki czerpie jakąś dziwaczną przyjemność hahhh... :) równowaga - taki jest mój cel!
UsuńPozdrawiam!!
Małgosia - cudownie, że się ujawniłaś :) ja też czuję potrzebę prawdy i otwartości, a jednak czasem rozumiem siebie i innych, że kolorują rzeczywistość żeby samemu ją nieco zakląć, bo i wspomnienia wtedy inne i jakoś lżej się robi na sercu. Trzeba mieć dystans do tego co inni wklejają i piszą. Całuję z zachodniego wybrzeża.
OdpowiedzUsuńEwa!! Ty masz czas tu zajrzeć i jeszcze zostawić komentarz?! Jak ty to robisz ? :) Ciebie podziwiam najbardziej, właśnie za dystans... ściskam i trzymam kciuki za Was!!!
UsuńNo nareszcie...ile można czekac :)....olej tych wszystkich Mr. and Mrs Perfect...tacy nie istnieją...ja czasem mam lekki opór czy wrzucic na bloga częśc mojego life, z którego własnych zachowań nie zawsze jestem dumna...ale taka jestem, furiatka, nerwowa, sfrustrowana, wkurzona, radosna, uśmiechnięta, szczęśliwa...i długa paleta jeszcze by pisac...jesli sprawia Ci to fun i jest odskocznią to nie zabieraj sobie tego... a tak w ogóle tak jak w moim przypadku blog jest formą ekspresji i ekscybicjonizmu...inaczej pisałabym bloga zamkniętego...a jest inaczej...mnie to sprawia dużą frajdę i odnosze wrażenia że Tobie też...
OdpowiedzUsuńnaprawdę się cieszę na twoje wpisy...nie po to spędziłam 3 nocki, jednego razu aby przeczytac Cię od deski do deski aby teraz obejśc się "smakiem" :))). Welcome back
Wow.... nie wierzę.. 3 nocki? Na moja grafomańskie, chaotyczne bzdety.... żartuję.. nawet nie wiesz jak mi miło ... przeczytać coś takiego...
Usuńściskam cholernie mocno!!!!!!!
Małgosiu, jak dobrze że wróciłaś.
OdpowiedzUsuńTęskno było,..bardzo
Całusy
maua78 / asia
Bardzo lubilam Cie odwiedzać mimo ze nigdy wczesniej nie komentowalam (ot,tak juz mam :-) ) i było mi przykro ze zniknelas bo moze to glupie ale czytajac Twoje posty czulam jakbysmy sie cale lata znaly...Stwierdzilam ze pewnie zwyczajnie nie masz czasu na bloga, niemniej jednak strasznie się cieszę ze wrocilas i czekam na nowe posty, nie tylko kulinarne mam nadzieje.
OdpowiedzUsuńOdnośnie tego co napisalas-ja jestem w takiej sytuacji teraz i czytając Twojego posta czulam jakbys czytała w moich myslach.Mam 10-miesiecznego synka i raczej zostanę z nim w domu na dłużej...cieszę się z tego bo kocham go nad życie ale jednocześnie widzę jak czas przecieka mi przez palce,wszyscy prą do przodu a ja co najwyzej stoję w miejscu o ile się nie cofam.I czytając te wszystkie blogi młodych mam z dziećmi w podobnym wieku do mojego synka zastanawiał sie co jest ze mna nie tak?I dlaczego u mnie nigdy nie jest tak idealnie?I ze ich dzieci umieją więcej niż powinny w swoim wieku, że przesypiaja cale noce,że codziennie gotuja świetnie skomponowane,megazdrowe posiłki dla całej rodziny, że maja czas zrobić makijaż,pomalowac paznokcie,nalozyc maseczke,pójść na zumbe,napisać posta na bloga i moglabym tak wymieniać w nieskończoność podczas gdy ja ledwo ogarniam obowiązki domowe :-( i po całym dniu jestem tak wyrabana że marzę o tym żeby polozyc spać dziecko i rozwalic się na sofie przed telewizorem....ech,przepraszam za te żale ale poruszyłaś mnie tym postem bardzo...bo wiem że powinnam coś ze sobą zrobić choć z drugiej strony może łatwiej po prostu zaakceptować wszystko takim jakim jest??trudne to wszystko...za trudne...a przede mną kolejna nieprzespana noc (uroki ''wspaniałego'' karmienia naturalnego)...
Czekam na Twoje posty i mam nadzieje ze Ci się juz wszystko poukladalo życiowo na tyle ze zostaniesz w blogosferze na dłużej...
pozdrawiam, Ania
Piękny wpis. Prawdziwy i przejmujący.
OdpowiedzUsuńKobieto każdy ma wzloty i upadki... Ja jestem w pierwszej ciąży bardzo się z tego cieszę, a jednocześnie boję się jak cholera, czy nic złego się nie stanie, czy donoszę, czy będzie zdrowe, masa stresów i wątpliwości. Siedzę w domu i fiksuję... Na necie człowiek nie chce dzielić się porażkami, wszyscy udają perfekcyjnych, szczęśliwych, a na co dzień siedzi w rozmemłanym dresie, czy nie zdejmuje piżamy, ech świat jest fałszywy... Jesteś jedną z nas :)
OdpowiedzUsuńFajnie, że jesteś :) Ja też mam ostatnio okres "ściągania maski", bo tak mnie już przygniotło, że brakowało sił. I wiesz co? Poszłam na fitness /podejście nr 38592 i w końcu udane i systematyczne/, przemalowuję dom, wyrzucam tony niepotrzebnych rzeczy i małymi krokami odnajduję siebie. Zaczyna działać :) Dla mnie, choć się nie znamy, jesteś jak znajoma od lat, z super niedoskonałościami i doskonałościami, prawdziwa. Zazdrościłam Ci :) I dalej Ci zazdroszczę, bo jesteś parę kroków przede mną. Ładuj akumulatory i gnaj a ja będę Cię gonić ;) Ściskam, Kinga.
OdpowiedzUsuńMasz jaja kobieto! Jak ja tu często zaglądałam od stycznia. Dobrze, że wróciłaś.
OdpowiedzUsuńMałgosiu Kochana i co ja mam Ci napisać...że ostatnio często zmagam się z "kłamstwem", że ten wirtualny świat zatruwa nasze życie, nasze Ja i życie zgodnie ze sobą? Tak jest. I też mam tego dość. Na razie nie potrafię zrezygnować. Zmniejszyłam liczbę odwiedzanych blogów do minimum, zostawiłam tylko bliskie wirtualnie osoby, ale jak widzę liczbę komentarzy pod postami to ściska mnie w gardle i pytam siebie po co mi to? A przecież to nie o to chodzi. Przygarnij mnie proszę do tej grupy wsparcia...
OdpowiedzUsuńKochana ... jest wiele osob, ktore jesli klaskaja to z podziwu, jesli komentuja to bo doceniaja a jak wlasnie szczerza zeby to dlatego, ze tak cholernie sie ciesza,ze jestes,ze piszesz i ze nowe wpisy szykujesz!! Jasne,ze jest swiat zaklamany,ale nie tylko tu w sieci.Smutne to bardzo i czesto doluje, ale jest tez wiele wspanialych ludzi, szczerych i dobrych, ktorzy sa gdy ich potrzebujesz ,ktorzy np zapraszaja do grupy wsparcia :o)... jestes tu potrzebna, jestes wsparciem dla wielu osob czytajacych Twojego bloga! Podarte spodenki,siuski i pyskowanie, to samo zycie, prawdziwe i nasze!...ale czy chcialabys procz swego chaosu moj ogladac?:o)
OdpowiedzUsuńSciskam najmocniej jak potrafie! (choc rozklejona nad popsuta pralka,obok ktorej w kaluzy wody tapla sie sterta brudnego prania)
Frida
Jak dobrze, że jesteś :) Ogromnie się za Tobą stęskniłam :)
OdpowiedzUsuńWłaśnie przed chwilą wyjęłam ze skrzynki list z pieczątką - od lutego wzmocnię szeregi bezrobotnych... A potem przeczytałam Twój post i zaczęłam się zastanawiać nad tym oszukiwaniem...
Cieszę się, że wróciłaś :) Sama prawda w tym co piszesz, ja też tak miewam :)
OdpowiedzUsuńNie mam poczucia, że żyję w oszustwie, choć prowadze bloga od 5 lat.
OdpowiedzUsuńPo prostu nie karmię go niepowodzeniami, bo nie może on być publicznym pamiętnikiem i nigdy nie będzie.
Publikuję to co daje mi zadowolenie.
To pomaga w trudnych chwilach.
I to nie jest oszustwo!
P.S.
OdpowiedzUsuńDodam jeszcze, że ludzie generalnie nie lubią tych szczęśliwych, którzy potrafia się cieszyć każdą małą rzeczą i nie narzekają.
Tak już mają. I ja do nich należę.
Fajnie jest mieć wokoło siebie takich, co mają tak jak my.
A najlepiej tak samo, ni mniej ni więcej...