Uczę się jazdy konnej!!! Byłam już na kilku lekcjach na ląży, a dziś zaliczyłam pierwsze samodzielne "kierowanie" koniem. Jeżdżę w kółko po ujeżdżalni czy tam padoku (nazewnictwo opanuję na końcu), wczepiam się w lejce/wodze i grzywę końską, staram się ze wszystkich sił nie stracić równowagi, ale ciągle rozpraszam się zastanawiając się jak tragicznie i niezgrabnie musi wyglądać moje dupsko w czasie tego treningu!!! Oczywiście nie mam swojego stroju, więc zakładam zwykłe czarne legginsy, mam też (przypadkowo) kalosze jeździeckie, które kupiłam rok temu na spacery z dziećmi, a toczek pożycza się w stajni. Jak na razie jestem mega zajarana, zobaczymy jak będzie po pierwszym upadku...
Ostatni raz byłam tak obolała po porodzie, dodatkowo jeżdżę w grupie nastoletnich dziewczynek, które w stadninie mają obóz jeździecki. Są rozchichotane, wymownie oceniające spojrzeniem i wywyższające się nad tą panią pod trzydziestkę (no, jeszcze 27!!!), która z totalnie nie znanych im powodów postanowiła przyjść i zaczynać od początku...
Idzie mi lepiej niż większość sportów (nielicznych), z którymi miałam do czynienia: tenis - jakiś totalny brak tak zwanej koordynacji ręka-oko, bo zdażało mi się czasem trafić w piłkę rakietą, ale nie to, żeby uderzenie skierowało pilkę tam gdzie powinno. Aerobik - wszystkie laski w prawo - ja w lewo. Narty super, tu akurat daję radę. No i konie. Super sprawa, polecam, nawet po trzydziestce. Chodzi ze mną Kacper. Wspieramy się w pierwszych próbach no i na zmianę opiekujemy się dziećmi, kiedy drugie z nas ma lekcję.
Dziś pomysł na pyszną letnią przekąskę/przystawkę
BRUSCHETTA Z KURKAMI
- kilka kromek pieczywa, najlepiej ciabaty
- 2-3 ząbki czosnku
- szklanka kurek
- sól, pieprz
- garść natki pietruszki
- pół cytryny
Pomysł zaczerpnięty z "Recipes from an Italian Terrace" Valentiny Harris, której autorstwa jest przepis na cytrynowe kulki mięsne. Kromki chleba skropiłam oliwą, przypiekłam w piekarniku. Na patelni podsmażyłam na oliwie czosnek posiekany na cieniutkie plasterki, dodałam kurki, przyprawilam solą i pieprzem. Gdy grzyby były miękkie sprawdziłam jeszcze raz czy są na pewno dobrze przyprawione i nakaldałam na grzaneczki. Posypałam posiekaną natką pietruszki i podawałam z cząstkami cytryny, którą można sobie te pyszne grzaneczki pokropić (opcjonalnie).
Oprócz tego dziś pokazuję mój prezent od MamaGama - właściwie to prezent dla Meli, która dosłownie zakochała się w tym talerzu. Oto nasz wyczekiwany Mrs Food Face:
Super talerzyk :-)))!
OdpowiedzUsuńbruschetta wygląda mega apetycznie! talerzyk też świetny :)
OdpowiedzUsuńi powodzenia na kolejnych lekcjach jazdy
Nauka jazdy konnej to moje marzenie z dzieciństwa! Niestety boję się trochę wysokości i koni (pomimo że pochodzę ze wsi i Dziadkowie mają gospodarkę) i nie wiem czy z najdę kiedyś odwage. .ale to musi być super! Zwłaszcza że np. w Bieszczadach są całe trasy konne... Powodzenia!
OdpowiedzUsuńZupełnie jakbym czytała o sobie hahaha... kiedyś też chodziłam na lekcje jazdy (znam te spojrzenia nastolatek), ale się przeprowadziliśmy i się skończyło... teraz znów mam szansę się uczyć, ale nie mam jak zorganizować opieki nad synkiem :( Muszę poczekać na przedszkole :)
OdpowiedzUsuńBruschetta niezwykle apetyczna! Talerzyk fantastyczny :)
OdpowiedzUsuńhihi:-) zakwasy po koniach są nieziemskie!!! ale cieszę się, że Ci się spodobało. ja raz podczas gry w tenisa rociełam sobie rakietą łuk brwiowy:-)))) a dwa dni temu szukałam taki talerz w internecie:-))) to tak a propos czytania w myślach:-) dziekuję:-)
OdpowiedzUsuńFajny pomysł na bruschettę - jestem amatorką bruschetty, ale w wersji z kurkami jeszcze nie jadłam. Muszę poeksperymentować w tym zakresie.
OdpowiedzUsuńZapraszam po wyroznienie :)
OdpowiedzUsuńJezeli juz je dostalas to przepraszam,ale bardzo lubie Twojego bloga i nie moglabym nie wyroznic :)
fajna jedzeniowa buzka :)