Kacper jest na służbowym wyjeździe do Berlina. Takie wyjazdy zdarzają się bardzo rzadko, ale zawsze są dla mnie wykańczające. Ogroooomny szacunek dla samotnych matek... Jak one sobie radzą i nie wariują? Aż wstyd się przyznać, jak mam dobrze, że codziennie, gdy nadchodzi ta 17:00, to przychodzi wsparcie w postaci Kacpra. Nadgodziny i weekendy w pracy to również rzadkość. A wierzcie mi, jak strasznie można się natachać, żeby przez kilka dni samej ogarnąć te dzieci, dom i psa...
Dźwięczy mi w uszach zabawne zdanko, powtórzone mi przez przyjaciółkę (autorem jest jej mąż). Gdy spytała go, czemu nie może czasem wstać w nocy do dziecka, odparł: "Przecież wy, kobiety, macie ten hormon, który pozwala wam nie spać i nie odczuwać zmęczenia"... Nie wiem nic na temat tego hormonu, może go, cholera, nie produkuję?! Ale jeśli w jakiejś aptece można go kupić, to podrobię receptę, tylko dajcie mi wszystkie potrzebne namiary...
Bo dziś jestem po prostu wykończona. Mela nasiusiała na łóżko (swoje), a Wojtunio zrobił kupę, dla odmiany, na nasze. Molo (mój pies) dwa razy zwymiotował w kuchni, i wogóle miał jakies problemy żolądkowe, bo dwa razy musiałam z nim wyjść poprzedniej nocy... Wojtunio zasnął o 1:00 ale wyspał się już o 5:00 i taki był radosny, że obudził Melunię już o 6:00. Potem tak marudzili, płakali, kasłali, pluli i wyli, że musiałam wyjść z domu zostawiając wszystkie prześcieradła obsiusiane i obkupkane, wszystkie brudne naczynia, składniki na obiad - po prostu wszystko porzucić i wyjść jak najprędzej z domu, bo wiedziałam, że tylko na spacerze będzie względny spokój. Wróciłam o 17:00 i ogarnianie ich trwało do 20:00, teraz zaś pod rząd nastawiłam kilka pralek, zrobiłam obiad na jutro, zmieniłam pościel, ogarnęłam brudne i czyste naczynia, posprzątałam zabawki, pochowałam suche ubrania, wyszłam z psem - jak na chwilę wpadła moja mama, umyłam podłogi i teraz po prostu padam...
Niech ktoś mi tylko powie, czy to nie jest ciężka praca...?
A myślałam, że jak nie będzie Kacpra to spędzę kilka wieczorów z książkami i się zrelaksuję...
A myślałam, że jak nie będzie Kacpra to spędzę kilka wieczorów z książkami i się zrelaksuję...
Dziś proponuję prościusieńkie grzaneczki i oliwę czosnkową. Oliwa to dobry pomysł na prezent - sama kiedyś dostałam od przyjaciółki słoik domowej roboty oliwy czosnnkowej. Wystarczy posiekać kilka ząbków czosnku, wrzucić do wyparzonego słoja lub butelki i zalać oliwą. Aromat jest intensywny już po paru godzinach, ale najlepszy po tygodniu. Najlepiej jednak zużyć w ciągu kilku tygodni.
A grzaneczki to kawałek chleba posmarowany oliwą czosnkową, starty ser i kilka posiekanych oliwek na wierzch. Kilka minut w gorącym piekarniku i gotowe :)
Mega Podziw.
OdpowiedzUsuńCo do tego hormonu to dość ciekawa teoria... mój mąz jak go prosze żeby w nocy powstawał do małej i dał mi się wyspać to mówi "ale po co tak?"...
No tak, bo po co on ma być nie wyspany, skoro my mamy ten hormon i nic nam się nie stanie jak sobie wstajemy i nie śpimy :))) tak jest po prostu sprawiedliwie :))
OdpowiedzUsuńpiękne fotki grzaneczek
OdpowiedzUsuńCudny dzień miałaś :P U mnie podobnie już od kilku dni:-o
OdpowiedzUsuńGrzaneczki pysznie wyglądają :-)
Świetne w swojej prostocie, dziś spróbujemy zrobić.
OdpowiedzUsuńJako żona weekendowego męża i weekendowego tatusia dodam tylko, że do wszystkiego da się przyzwyczaić, nawet do całotygodniowej samotności, frustracji, zmęczenia. Normalka, życie. Płaczesz tylko przez pierwsze pół roku.
Pozdrawiam, aga