piątek, 23 grudnia 2011

Nie zdążyłam... trudno!!! WESOŁYCH ŚWIĄT!!!

Nie zdążyłam zrealizować ponad połowy swoich planów na przedświąteczny tydzień... nie zdążyłam się spotkać z wieloma osobami, wysłać części kartek, udekorować części pierniczków, zrobić wpisu o zabawkach dla dzieci, posprzątać, powiesić bombki na choince, a także odpocząć...

Trudno!

To wszystko nie ma znaczenia, bo za chwilę zaczną się najcudowniejsze dni w roku, na która bardzo czekałam, a nie potrafiłam się odpowiednio przygotować.

Wam, wszystkim, którzy do mnie zaglądają, życzę

Wesołych Świąt!!!

Spędzajcie te kilka dni w doborowym towarzystwie i nacieszcie się każdym z rodziny i przyjaciół,
Zajadajcie przepyszne przepyszności, z umiarem, ale do syta :)
Znajdźcie pełno upominków pod choinką i cieszcie się z tego, że ktoś chciał Was obdarować!

Wiem, że od dawna zaciera się granica pomiędzy religijnym wymiarem Świąt, a tym rodzinnym. Niech każdy odnajdzie dla siebie właściwy sposób przeżywania Świątecznych Dni!!!

Wesołych, Wesołych Świąt!!!

Małgosia

oraz

Kacper
Melania
Wojtuś
Molo

:)))





wtorek, 20 grudnia 2011

Czego Wam brak? Pieczenie i dekorowanie pierniczków - spa dla zmęczonego umysłu...

Niebywałe, jak wiele mam do załatwienia przed tymi Świętami. Wciąż słyszę wewnętrzny głos, który każe mi zwolnić, ale muszę go ignorować i odwiedzać urzędy, lekarza medycyny pracy, załatwiać formalności na uczelni...



Pędząc w większość miejsc pieszo, nie poznaję okolicy. Nie wiem co się stało ze wszystkimi rzemieślnikami, którzy mieli jakiś drobny warsztacik, mały salonik fryzjerski, sklep elektryczny, pasmanteria, szewc, lumpeks. Zniknęli. Zamiast tego powstało kilkanaście oddziałów i placówek bankowych, które usiłują mi wmówić, że bez ich pożyczki, nie dam rady. Nie kupię nic na Święta. Każdy z mijanych banków kusi reklamą korzystnej pożyczki. Nakłania, by wziąć pieniądze i jechać kupować. Parsknęłam śmiechem pod nosem, bo w mojej okolicy nie ma już co ani gdzie kupować. Po przedłużacz i kilka żarówek muszę jechać do molocha oddalonego o dwie dzielnice. Nici i guziki - zamawiać przez internet, bo nawet w molochach, największych galeriach handlowych nie widziałam prozaicznego stoiska na kształt pasmanterii... Problemem staje się nawet kupienie bloku rysunkowego, kolorowego papieru i krepiny na łańcuchy choinkowe dla dzieci.



Do tego zewsząd słyszę pytania: co byś chciała, z czego się ucieszysz. Rozglądam się po ulicy. Ludzie taszczą wielkie paki z Rossmanna, sieci, która pod względem liczebności doganiają już co poniektóre banki. Wiadomo, kosmetyki to niemal pewniak, zawsze się przydadzą. Myślę. Z czego się ucieszę. I dochodzę do smutnego i wesołego wniosku zarazem - te rzeczy, z których się ucieszę... nikt nie może mi ich kupić. Bo kiedy myślę o tym, co sprawiło mi ostatnio największą radość, to widzę uśmiechniętą buzię Meli, kiedy śpiewa kolędy na przedszkolnej wigilii. Widzę moją siostrę tuż po porodzie z synkiem przy piersi. To znów czuję podniecenie i radość po tym, jak odebrałam telefon z propozycją pracy. Widzę siebie i Kacpra, jak szykujemy się na przyjście serdecznych przyjaciół, coś gotujemy, otwieramy likier. Wreszcie widzę swoją przyjaciółkę, która przynosi dla moich dzieci książeczki. Niby nic niezwykłego, ale ona przeczytała bardzo uważnie mój wpis o książeczkach, tu, na tym blogu, i kupiła te, których nam brakowało.





Owszem, ucieszę się z także z dóbr materialnych. Ale nie umiem wskazać nic konkretnie... niech to będą totalne drobiazgi. Sama też nie planuję mega prezentów dla innych. Większość rzeczy do domu, zapachów, kosmetyków do makijażu lubimy wybierać sami, dlatego to nie zawsze są trafione prezenty... A w drobiazgach liczy się nie cena, ale pomysł, poświęcony czas i dobre chęci.




Dzieci są w tym wszystkim bardzo ważne. W tym roku mój kuzyn przebierze się w strój Świętego Mikołaja, który "służy" w naszej rodzinie już od kilkunastu lat. Dla dzieci wszystko jest magiczne, choinka, prezenty, przygotowania. Właśnie te przygotowanie mnie także cieszą wyjątkowo, dlatego już dwa razy piekłyśmy z córeczką pierniczki, na pewno zrobimy to jeszcze trzeci raz! Lukrowanie zostawiam sobie na noc, kiedy wszyscy już śpią.... moja córeczka okropnie babrze się w tych kolorowych tubkach i lukrach, a potem zlizuje lukier i zaczyna "dekorować" od nowa :) lepiej jej idzie wałkowanie ciasta i wycinanie ślicznych ciasteczek. Tak, lukrowanie to doskonałe wyciszenie i wczuwanie się w przedświąteczny klimat, którego tak ostatnio mi brak...




Dziś przepis na pierniczki, ten sam, co w ubiegłym roku - kliknij tu. Po inspiracje i pomysły na dekorowanie - zajrzyj tu.

A dziś najświeższy pomysł na dekorowanie - jeden z najprostszych i najlatwiejszych, ale niezwykle efektowny. Śnieżynki... chyba zabraknie nam śniegu w te Święta, ale na choince powiesimy sobie takie śnieżynkowe pierniczki. Ja dekorowałam gwiazdki pierniczkowe, a Kacper robił dla dzieci własnoręcznie przytultowane obwody lampek do świecącej gwiazdki - gdzieniegdzie w Warszawie są jeszcze na szczęście sklepy z gadżetami dla miłośników samodzielnego konstruowania i majsterkowania cudeniek.

Na sam koniec, po południu, zapraszam na krótki przewodnik po naszych zabawkach - last minute przed Świętami, niestety nie zdążyłam wcześniej. Znajdziecie go na samej górze, na początku bloga, gdzie są zakładki "o mnie", "spis potraw", zamieszczę tam zakładkę "Prezenty dla dzieci". Może ktoś jeszcze z tego skorzysta :)

A tymczasem nasze śnieżynki...


czwartek, 15 grudnia 2011

Brownie Z BURAKAMI i dekoracją w róże...

Co powiecie na brownie z burakami...?



Widziałam już kilka razy te ciasta, rozmyślałam długo nad tym jak burak i czekolada mogą razem smakować... Nie byłam jednak przekonana, dopóki u Anny Marii, w KUCHARNI, nie zobaczyłam ciasta z czekoladą i bakłażanem... Tak, Aniu, są trendsetterzy, tacy jak Ty, którzy pokazują jakieś niezwykłe i nowatorskie rozwiązania, a są też gdzieś jeden krok w tyle tacy, którzy się inspirują tymi śmielszymi pomysłami :) ja wybrałam asekuracyjnie połączenie buraka i czekolady, ale bakłażana w przyszłości też "dziabnę" :) może nabiorę rozpędu i wymyślę coś jeszcze innego? ciasto z kalafiorem... :) ?




Żeby nie było nudno, ponownie dekoracja w róże, tym razem bez barwników - masę zabarwiłam koncentratem buraczkowym - przy tej ilości cukru pudru kilka łyżeczek koncentratu nie zmienia smaku, a kolor wyszedł przepiękny. Tort z okazji urodzin mojej siostry... 100 lat, 100 lat!!!





Tymczasem przygody z poszukiwaniem niani zakończone. Sukcesem. Po nieudanym podejściu do niań emerytek, celowałam w grupę młodziutkich dziewczyn, najchętniej zaocznych studentek z pierwszych lat studiów. Nie ukrywałam rozczarowania również i tym razem. Czytając opisy, które dziewczyny zamieszczały w swoich ogłoszeniach myślałam: to jedno wielkie nieporozumienie!!!

Ze mną państwa dziecko będzie się śmiało, skakało, tańczyło, malowało, rysowało, śpiewało, wycinało, etc, etc.

Miałam ochotę spytać, a gdzie angielski i stepowanie? A rozwiązywanie różniczek i całek? A kiedy będzie miało czas zrobić siusiu lub się zdrzemnąć? Po prostu być zwyczajnym dzieckiem?



Przesadny entuzjazm i uderzenie w czułą strunę przekonań rodziców, że wszystko co się robi z dzieckiem musi być edukacyjne - zniechęciły mnie do tak nastawionych opiekunek. Nie, podczas gdy ja będę w pracy moje dziecko nie musi cały czas się rozwijać i bawić wyłącznie w edukacyjne gry, malowanie i inne artystyczne aktywności. Chcę, żeby po prostu dobrze się bawiło. Czasem chcę, by trochę się ponudziło, bo nie ma lepszej recepty na samodzielne wymyślanie zabaw lub nowych zastosowań starych zabawek niż chwila nudy!



A ogłoszenie typu:

Z przyjemnością zajmę się waszym dzieckiem, bo cóż może być milszego niż zabawa z maluchem??

BUHAHAHAHAHAHA!!!

Właśnie kończy się tydzień, kiedy Mela nie była w przedszkolu, więc siedziałam z dwójką chorych dzieci, zamknięta w mieszkaniu. Dzieci marudzą i szaleją na zmianę, przytulają się i tłuką (lub gryzą) też na zmianę. Czy może być coś przyjemniejszego???

Na szczęście trafiłam na fajną nianię z polecenia. Na razie nic więcej nie mogę o niej powiedzieć i pewnie już nie powiem, bo z chwilą, kiedy zacznie nas łączyć relacja niania-mama dziecka, którym się zajmuje - nie będę chciała już publicznie pisać o szczegółach. Niania jest młoda, serdeczna, po prostu weszła, umyła ręce i usiadła z Wojtusiem na podłodze i zaczęli się bawić. Ujęła mnie jeszcze kilkoma rzeczami, ale decydujący była autorski test Wojtusia, który jeszcze nie mówi. Nie potrafi zakomunikować co chce. Po prostu podał niani karetkę Lego i swojego misiaczka, a ona wzięła i odruchowo wcisnęła przytulankę do ciasnego wnętrza. Instynktownie wyczuła, czego dziecko oczekiwało. To bardzo głupie z mojej strony, ale jak tylko zobaczyłam taką scenkę - poczułam ulgę. To osoba, która dogada się z moim dzieckiem.

Tymczasem, wspomniane brownie...



CHOCOLATE BEETROOT CAKE

  • 200g ugotowanego buraka (jeden średniej wielkości burak powinien wystarczyć)
  • 200g mąki
  • szczypta soli
  • 100g kakao
  • 250g cukru trzcinowego (dałam 200g)
  • 1 łyżka proszku do pieczenia
  • 3 jajka
  • 2 łyżeczki ekstraktu waniliowego
  • 200ml oleju roślinnego (słonecznikowy, oliwa z oliwek lub rzepakowy)
  • 100g czekolady deserowej.


Piekarnik ustawiłam na 190C.
Czekoladę włożyłam do szklanej miski, którą ustawiłam nad garnkiem z gorącą (nie gotującą się!) wodą, miska nie może dotykać powierzchni wody. W czasie, gdy czekolada powoli się rozpuszczała, przygotowałam resztę składników. W malakserze rozdrobniłam ugotowanego i ostudzonego buraka, dodałam szczyptę soli, mąkę, proszek i kakao. Następnie cukier, ekstrakt waniliowy i jajka, ponownie wymieszałam. Potem wlałam rozpuszczoną czekoladę, wymieszałam i na najwolniejszych obrotach malaksera wlewałam powoli olej. Gdy wszystkie składniki się wymieszały - przełożyłam ciasto do tortownicy (można piec też w keksówce lub dowolnym innym naczyniu żaroodpornym lub silikownowym. Ja część ciasta na brownie upiekłam w porcelanowych kokilkach. Kokilki wstawiłam do piekarnika na 20 minut, tortownicę na godzinę. Ciasto jest przepyszne! Przełożyłam je kremem i udekorowałam, ponieważ było prezentem, ale polecam zrobić je i zjeść tak po prostu, bez dekoracji. Dzięki zawartości buraków zyskuje (czy też przemycacie swoim dzieciom warzywa w niepozornych daniach?!) nowy smak i wilgotność, a także świąteczny charakter :)

przepis na brownie znalazłam tu.
przepis na masę i opis zdobienia pokazywałam już przy poprzednim torcie w róże - o tu.



wtorek, 13 grudnia 2011

NIANIA. część I. Krem z fenkuła i migdałów.

Wstała, wzięła do ręki telefon, wystukała cyfry, zapisane na pomiętym kawałku papieru. Czekała długo, już miała się rozłączyć, kiedy po szóstym sygnale w słuchawce odezwał się słaby głos. Długo jej zajęło, by dobiec do tego telefonu, pomyślała. Chyba nic z tego nie wyjdzie. Ale teraz już za późno. Poświęcę te kilka minut na rozmowę.

- Halo? - spytała kobieta po drugiej stronie.
- Dzień dobry, dzwonię w sprawie ogłoszenia. Szukam opiekunki do dziecka. Czy pani oferta jest aktualna?
- Tak, a o co chodzi?

Jak to o co? o grzybobranie i wyszywanie! Nie, to nie ma sensu!

- Eee, Chodzi o opiekę nad dzieckiem... rok i dziewięć miesięcy. Na pełny etat... mieszkamy w centrum.
- Aha. Na pełny etat. Chrząknięcie, po czym jeszcze słabszym głosem:
- A proszę mi powiedzieć, czy dziecko jeździ w wózku, na którym piętrze państwo mieszkają, czy w domu jest winda?

O cholera! Houston, Houston. Mayday. Trzeba to jak najszybciej skończyć!

Oczami wyobraźni ujrzała swojego synka, o mocno kaskaderskich skłonnościach, który wspina się na stół jadalny, w chwili, gdy niania korzysta z toalety. Gdy już stanie na środku stołu - woła "Hopa! Hopa!". Wiedziała, że czasem trzeba pokonać kilka metrów w ułamku sekundy, bijąc wielokrotne rekordy Usaina Bolta. Próbowała sobie przypomnieć kto jej wmówił, że właśnie emerytki będą najlepiej nadawały się do opieki nad dziećmi. Hmm. Kilka do których już wcześniej dzwoniła, miały tak sterane życiem głosy, że zamiast pytać o ogłoszenie, miała ochotę powiedzieć, że jest przedstawicielem handlowym firmy produkującej suplement diety dla seniorów, poprosić o adres do wysyłki, tak do testowania. Kuszące... ale jakże szczeniackie...

Żeby zakończyć mękę celowo zaniżyła proponowaną stawkę, na co niania-emerytka kulturalnie odmówiła. No i po sprawie.

Podjęła decyzję. Tak, ktoś komu od razu ma się ochotę kupić podwójne opakowanie geriavitu pharmaton, nie będzie się zajmował jej dzieckiem.

c.d.n.

****************************************


ZUPA - KREM Z FENKUŁA I MIGDAŁÓW
autor przepisu: Fiona Wilcock
  • 1 bulwa fenkuła (kopru włoskiego)
  • 1 duża cebula
  • 4 łodygi selera naciowego
  • łyżka oleju roślinnego (rzepakowego, słonecznikowego lub oliwy)
  • 2 łyżeczki nasion kopru włoskiego (całe lub mielone)
  • 100g migdałów bez skóry
  • 700ml wody
  • sól, pieprz
  • łyżka bulionu w proszku bez glutaminianu sodu (opcjonalnie)
  • garść zrumienionych płatków migdałowych do podania


To kolejna "perełka" wyszukana w książce kucharskiej dla kobiet w ciąży. Jest delikatna, ale aromatyczna, za to o zbawiennych właściwościach dla układu trawienia i przeciwdziałająca mdłościom. Idealna dla ciężarnych, ale po prostu pyszna i łatwa do przygotowania - dla każdego.

Fenkuł, seler i cebulę posiekałam i podsmażałam na oleju w garnku z grubym dnem (ok. 10 min) na niewielkim ogniu, często mieszając. Dodałam nasiona fenkuła i migdały, podsmażałam następne kilka minut. Całość zalałam wodą, dodałam sól, pieprz i bulion w proszku, wymieszałam, przykryłam, gotowałam ok.30 minut. Po ugotowaniu zmiksowałam zupę w blenderze na gładką masę. Można jeszcze dla pewności przecedzić przez sito, by żadne włókienka nie ocalały :)

Przybrałam płatkami migdałowymi.

Nie jest to typowa świąteczna zupa, ale anyżowy posmak kopru włoskiego doskonale wpisuje się w grudniowy klimat, a gorąca zupa jak nic innego nadaje się do zjedzenia przed wyprawą po zakupy, prezenty, choinki, szukaniem niani i co jeszcze tam ważnego na głowie! Smacznego!





piątek, 9 grudnia 2011

Gorąca czekolada z POLARNEGO EKSPRESU!!!



Z czystej ciekawości, a także z ogromną chęcią sprawienia dziecku największej przyjemności, spytaliśmy Melkę, co by chciała dostać pod choinkę. Zaproponowaliśmy napisanie listu do Świętego Mikołaja. To znaczy podyktowania swoich marzeń. Dzieci są tak wspaniałe i takie marzycielskie i oczywiście nie zdają sobie sprawy z możliwości realizacji swoich życzeń. Mówią to o czym marzą. To takie cudowne i czyste, bo gdyby ktoś spytał mnie o to samo, na pewno zaczęłabym się zastanawiać nad tym, co odpowiedzieć, żeby nie sprawić kłopotu, żeby nie trzeba było za tym ganiać po wielu sklepach, żeby nie uszczuplić czyjegoś budżetu...

Dziecko mówi absolutnie szczerze. Proste pytanie, prosta odpowiedź.

W tym roku Mela chciałaby Kubę i Gabrysia, kotka, i lalkę, której można myć główkę oraz...

JECHAĆ POLARNYM EKSPRESEM...



O tych pomysłach-marzeniach zrobię osobny wpis. Dziś taka refleksja o tym, co niemożliwe i jak sobie z tym radzić...

... pojechać Ekspresem Polarnym - jak mam to umożliwić...? Z całego cholernego listu najprościej pójść do sklepu i kupić Kubę i Gabrysia czy lalkę. Ale jakież to rozczarowanie, kiedy pod choinką nie będzie biletu na trasę Warszawa- Biegun Północny...? Czy Mikołaj jest taki magiczny, bo można go poprosić o wszystko?! Bo nie istnieje dla niego pojęcie "niemożliwe"? Czy to przesada, że się tym przejmuję, że nie chcę, żeby Mela doznała zawodu...? To takie przykre dla rodzica, powiedzieć dziecku: kotku, przykro mi, to niemożliwe... I choć wiem, że nieraz będę musiała tak powiedzieć, z różnych względów, w różnych sytuacjach, to jeszcze teraz nie chcę. Nie w tym wieku dzieci, nie w tych okolicznościach. Umożliwię i spełnię to życzenie na własny sposób!



Skoro o czymś bardzo marzy, trzeba spróbować temu zaradzić... Obmyślić coś, co zachwyci dziecko, mimo, że będzie wyłącznie namiastką pierwotnego życzenia. Co Mela bardzo, bardzo lubi w tej bajce, co jest szczególnie cudowne w podróży Ekspresem Polarnym? Jedna z ulubionych scen dzieci to poczęstunek - gorąca czekolada! To z łatwością mogę przyrządzić w domu, resztę pozostawiam wyobraźni. Mamy sporą pufę, która czasem jest dryfującym statkiem rozbitków, czasem samolotem, a dziś z łatwością może się stać przedziałem ekspresu :)

Wsiadajcie! Kto ma ochotę na gorącą czekoladę - ręka do góry!!!









GORĄCA CZEKOLADA Z POLARNEGO EKSPRESU
  • 100g czekolady, mlecznej, gorzkiej - jaką lubicie, ja użyłam 60% kakao
  • 1 i 3/4 szklanki mleka
  • 1/4 szklanki śmietanki do ubijania (do dolania do garnka)
  • 3/4 szklanki śmietanki - do ubicia śmietany do dekoracji
  • łyżka miodu
  • przyprawy: ja lubię z ekstraktem miętowym (można zamiast tego wrzucić i rozpuścić w czekoladzie dwa, trzy cukierki miętowe - takie landrynkowe), ale dla dzieci dodaję łyżkę przyprawy piernikowej lub sam cynamon (1/2 łyżeczki)



z akcesoriów przydatna może być zimowa piżamka z filiżanką parującej, aromatycznej gorącej czekolady!







W rondelku mieszam mleko ze śmietanką, dodaję posiekaną czekoladę i powoli podgrzewam, mieszając, aż cała czekolada się rozpuści. Dodaję miód i przyprawy, mieszam. W międzyczasie ubijam na sztywno śmietankę, przekładam do rękawa cukierniczego (niekoniecznie - można nałożyć na wierzch czekolady zwykłą łyżką, całość i tak opadnie). Gorącą czekoladę przelewam do szklanek czy kubków, dekoruję bitą śmietaną. Można dodać biało-czerwone świąteczne lizaki (ich aromat jest miętowy), posypać z wierzchu czekoladą w proszku lub cukrem cynamonowym, ozdobić skórką pomarańczową - możliwości jest mnóstwo!

Mela była zachwycona, myślę, że taka dawka słodyczy i atrakcji przy pomaganiu trochę ukoi żal, że przejażdżka prawdziwym ekspresem na razie jest niemożliwa :)

     

czwartek, 8 grudnia 2011

Podsumowanie Akcji Biało-czerwonej!

Lepiej późno niż wcale...

niemal miesiąc po zakończeniu wreszcie zasiadam by podsumować to co się działo przez kilkanaście dni. Dziękuję wszystkim za udział w akcji, za nadsyłanie pomysłów i przepisów!

Wydaje się, że tematyka dość trudna, a tu okazuje się, że domowy twarożek z marynowaną papryką pięknie i patriotycznie wygląda!

U nas Dzień Niepodległości wyglądał tak: czekaliśmy na przyjaciół, a niestety niemal pod oknami - no przesadzam, że pod oknami, ale na końcu ulicy tłukli się policjanci z chłopakami z jednego marszu, z chłopakami z drugiego marszu, w dowolnych konfiguracjach - w każdym razie tłukli się tak, że do nas do domu z żadnej strony nie dało się dojechać. W oczekiwaniu na przyjaciół, którzy utknęli między starciem policjantów z uczestnikami jednego marszu, a z drugiej strony z uczestnikami drugiego marszu, oglądaliśmy relację w tv, na żywo i jakoś nie mogliśmy uwierzyć, że to naprawdę, że tuż obok tak się tłuką nie wiadomo po co, dlaczego...

Nie warto bylo się zastanawiać, czemu się tłukli, więc całe zdarzenie razem z bijatyką, zniszczonym kawalkiem miasta, dniem niepodległości, a także moją akcją - z niesmakiem to wszystko wypchnęłam z pamięci. Teraz na spokojnie powracam z podsumowaniem:





To było gotowe podsumowanie nadesłane przez Durszlaka, ale warto wspomnieć również o propozycjach nadesłanych przez "niedurszlakowe" dziewczyny,

zajrzyjcie:

Naszapolana:
http://naszapolana.blogspot.com/2011/11/akcja-biao-czerwona.html
http://naszapolana.blogspot.com/2011/11/akcja-biao-czerwona-klasycznie-czyli.html

Dag:
http://rozterkimlodejmatki.blogspot.com/2011/11/akcja-biao-czerwona.html
Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...